Coldplay - A Head Full Of Dreams

/
0 Comments
http://podrozemuzyczne.blogspot.com/2016/01/coldplay-head-full-of-dreams.html





Trudno jest jednoznacznie oceniać tę płytę. Ma ona swoje dobre momenty, ale zabrakło błysku geniuszu. Ale po kolei. Pierwsza, tytułowa piosenka brzmi jakby była prosto wyciągnięta z płyty "Mylo Xyloto" i w drugiej połowie ewidentnie ma zachcianki na hymn stadionowy. O wiele ciekawej dzieje się w "Birds", świetnie nadany od początku szybki rytm, fajnie przeciągnięty wokal Chrisa w końcówce i nagle... stop. Tak, te bardzo gwałtowne zakończenie nie przypadło mi do gustu. Oczywiście kompozycyjnie ma logiczne wytłumaczenie, ale mnie za każdym razem to razi. W "Hymn For The Weekend" gościnnie występuje Beyonce i owocuje to naprawdę przyjemnym, energicznym kawałkiem, zdecydowanie ciekawszym niż kiedyś kolaboracja z Rihanną. "Everglow" przynosi odrobinę wytchnienia w formie standardowej, przyzwoicie dobrej coldplay'owskiej ballady. Na pobudzenie otrzymujemy singlowe, taneczne, funkowe "Adventure Of A Lifetime", które brzmi dla mnie rewelacyjnie. Gdy pierwszy raz to usłyszałem, zabrzmiało to prawdziwym powiewem świeżości i nowym kierunkiem, w który chłopaki pójdą. Niestety tak się nie stało. "Fun", zaśpiewane z Tove Lo, właściwie nie zapadło mi w pamięć i jest troszkę nijakie. Jeszcze gorzej wypada "Army Of One". Tutaj tak wieje nudą, że już chciałem wyjmować płytę z odtwarzacza. Ratunkiem okazała się kołysząca ballada "Amazing Day", przy której nawet raz się wzruszyłem (jeśli puścicie ją w odpowiedniej chwili swojego życia, myślę, że możecie osiągnąć podobny stan).  I końcowe "Up&Up", które gdyby było trochę instrumentalnie uproszczone, brzmiałoby jeszcze lepiej. Nie zrozumcie mnie źle, ta kompozycja jest tak naprawdę bardzo pozytywna, solówka Noela Gallagher'a świetna i jako zakończenie utwór spełnia swoją rolę niemal doskonale, niemniej do poziomu "Fix You" (jakoś tak ciągle mi się nasuwają te dwie piosenki ze sobą razem) daleka droga.

Z moich wrażeń wyłania się raczej obraz płyty mocno średniej. Niemniej, jeśli założymy, że ta płyta ma być pozytywnym zwieńczeniem jakieś większego etapu Coldplay'a, to nie jest aż tak źle. Są utwory, które zadowolą starszych fanów, są kawałki, które na żywo będą bawić niesamowicie. Taki był cel tej płyty i został on spełniony. Chris i spółka udadzą się teraz w wielką trasę koncertową (gdzie ten koncert w Polsce?!), a potem podejrzewam i mam nadzieję, że zrobią sobie dłuższą przerwę. Niech odpoczną, niechaj Chris nagra może coś solowego. A gdy już w końcu uznają, że czas jeszcze raz obdarować świat nową płytą, wierzę, iż  będzie ona we wszelkich aspektach nawiązywała do pierwszych dokonań tej grupy. Bo w pewnym wieku nie będzie już przystawało udawać małpy...

PM


  


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.