To było moje czwarte spotkanie (dodając koncert
Curly Heads, to w sumie piąte) z Dawidem Podsiadło. I bezsprzecznie był to
najlepszy jego koncert jaki do tej pory widziałem. Koncert w klubie Od Nowa
oczywiście był związany z promocją drugiej płyty. Płyty, która krótko mówiąc,
jest zdecydowanie dojrzalsza od tej debiutanckiej, nie tracąc przy tym
przebojowości. I tak też wyglądał ten koncert. Zacznijmy od tego co się w tej
sferze pozmieniało. Powiększyło się zdecydowanie instrumentarium. Dawid nie
posługuje się już tylko mikrofonem, siada także za klawiszami, korzysta z
różnych dodatkowych narzędzi – na scenie było tego mnóstwo. Wrażenie robiły
ogromne klawisze Hammonda, za którymi schowany był Michał Sęk. Wszystko to
pozwalało na tworzenie niesamowitych dźwięków, a piosenki nabierały zupełnie
nowej świeżości – szczególnie hity z pierwszej płyty. Dodać do całości trzeba
świetne oświetlenie, które pięknie współgrało z tym co słyszeliśmy i stwarzało
dobry klimat. Całe te show było zresztą niezwykle precyzyjnie przygotowane.
Jestem pod wrażeniem ułożenia setlisty – te bardziej taneczne i spokojniejsze momenty wspaniale były ze sobą
przeplatane. Pełne uznanie też za przemyślane i rozsądne przejścia między
utworami. Brawa zresztą dla całego bandu, który stoi za Dawidem, są to
niesamowici muzycy, którzy świetnie czują to co grają i wykonują rewelacyjną
pracę. Ja jestem osobiście zawsze zafascynowany grą Olka Świerkota na gitarze.
To teraz czas na szczegóły odnośnie
samego przebiegu koncertu.
Zaczęło się tak jak płyta: klimatyczne Intro a
potem przyjemny, nieco indie-rockowy Forrest. Następnie ogromny krzyk
radości publiczności, bo o to już słyszymy W dobrą stronę. Co tu wiele
mówić, każdy wie, że to fajny taneczny kawałek i taki też jest na żywo. Dobra
energia została podtrzymana przez Block i Project 19. Balladowe
Four Sticks przyniosło chwilę spokoju i oddechu. Dalej No, które
całkowicie zostało zmienione w pierwszej połowie. Początek został świetnie
spowolniony. Wybrzmiał wręcz stadionowo, zmuszając publiczność do wspólnego
śpiewu, a później utwór wskoczył na ten znany z pierwowzoru poziom niesamowitej
energii, która zmusiła mnie już do szalonego skakania. Tak, od tej pory już
całkowicie się "wkręciłem" w ten koncert. Cashew pozwolił na
krótki odpoczynek przed kolejnym energicznym fragmentem koncertu. Najpierw Bela – bardzo pozytywne wykonanie, a następnie Trójkąty i Kwadraty – wykonane
w piekielnie dobrej wersji funkowej. Zapomnijcie o tym dość popowym oryginale.
Tego wieczoru można było odkryć tę piosenkę zupełnie na nowo. Mistrzostwo
panowie! I jeszcze te rewelacyjne outro w postaci hitu Daft Pank Get Lucky. Co
za energia! I znów chwila uspokojenia i czas na zatopienie się w dźwiękach Eight
i Elephant. Kolejną dawkę energii zapewnił, niemal stworzony do
grania na żywo (świetnie wciąga publikę w zabawę) Pastempomat. A po nim Byrd...
Nie mam słów. Kto zna tę piosenkę z płyty to wie czego można się po niej
spodziewać. Pierwsza połowa jest dość niewinna, by w pewnym momencie uderzyć
tak potężnym transowym, psychodelicznym brzmieniem, że w pierwszej chwili
oniemiałem. To było jak rażenie piorunem. Gdy zagrali ją ponownie w drugim
bisie, to naprawdę totalnie odleciałem. Zero kontaktu z rzeczywistością! Moc i
koncertowa petarda! Potem powrót do pierwszej płyty i Nieznajomy,
również zmieniony, troszkę jakby bardziej elektroniczny, więcej w tym kawałku
było energii – dobra zmiana. I na koniec w podstawowej części koncertu
usłyszeliśmy Where Did Your Love Go (najlepsza z tych wolniejszych
piosenek tego wieczoru – klasa) i bardzo fajne Song of Analog. Przed
bisami muszę przyznać, że wrzawa i piski dziewczyn niemal były ogłuszające. Na
bisy dostaliśmy przyjemne Powiedz mi, że nie chcesz (tutaj chyba było
najmniej zmian w aranżu, choć może czegoś nie uchwyciłem, jakoś ta piosenka umknęła
mi z pamięci) i raz jeszcze W dobrą stronę. Tak jak już wcześniej
wspominałem, udało się Dawida i zespół wywołać na jeszcze jedną piosenkę, która
dopełniła "zniszczenia umysłu".
Mógłbym jeszcze rozpływać się nad tym koncertem,
ale skwituję go krótko: kariera Dawida idzie w dobrą stronę! :)
PM
Nie było na tym koncercie "And I"
OdpowiedzUsuńDzięki za słuszne spostrzeżenie!
Usuń