PM relacjonują: The xx, Poznań, Hala nr 2 MTP, 30.11.16

/
0 Comments



Ogłoszenie dwóch koncertów The xx w Polsce jeszcze w tym roku, było sporym zaskoczeniem. Niemniej początkowo zupełnie nie myślałem o tym, by się wybrać na ich występ. Od czasu do czasu słuchałem tej grupy, ale nie na tyle namiętnie, by nazywać się ich fanem. Sytuacja jednak szybko się zmieniła. Szukałem alternatywy dla nieudanej wyprawy na Placebo, z ciekawości odpaliłem jakiś live The xx z 2013 roku i wprost zachwyciłem się. Czemu by nie dać im szansy? Spontaniczna decyzja jednego dnia i tak oto 30 listopada znalazłem się w pociągu do Poznania.

Ten listopadowy, andrzejkowy wieczór w poznańskiej Hali nr 2 MTP, otworzyła swoim występem Jenny Hval. Cóż, nie będę tu silił się na żaden obiektywizm. Jej 25-minutowe show totalnie mnie wynudziło i zmęczyło. Był to swego rodzaju teatralny performence (wykorzystanie krzesła na scenie, bukiet kwiatów, zmiana stroju) połączony z delikatną elektroniką, który mnie nie zaintrygował. Miałem wrażenie, że esencja tego występu, w tej hali, gdzieś się zagubiła. Jest to na pewno artystka ciekawa, ale koncertowo nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Całe szczęście trio z The xx mnie nie zawiodło. 

Początek koncertu był dość spokojny. Powód? Romy, Olivier i Jamie na wejście zaprezentowali nieznany utwór "Lips" z nadchodzącego trzeciego albumu "I See You".  Całkiem przyjemny, ale nie da się ukryć, że został przyjęty bardziej z ciekawością niż euforią. Ta zaś jednak nastąpiła już bardzo szybko, gdyż dalej w setliście znajdowało się popularne "Crystalized" i "VCR". Te utwory już zdecydowanie pobudziły publiczność. Trzeba od razu przyznać, że cała setlista została ułożona naprawdę bardzo fajnie. Z pierwszej i drugiej płyty dostaliśmy właściwie chyba wszystkie najlepsze utwory, a na pewno wszystkie te na których ja oczekiwałem. Całość została uzupełniona nowym materiałem (łącznie pięć piosenek), który wybrzmiał naprawdę solidnie i obiecująco (świetne "I Dare You"). Nowa płyta będzie dynamiczniejsza, ale nie zabraknie na niej też tych melancholijnych momentów (utwór "Performance", czy "Brave For You"). Pojawiły się również akcenty z solowej płyty Jamiego Smitha. Zatrzymajmy się tu na chwilę. Trzeba naprawdę docenić rolę Jamiego w tym kolektywie. Za ogromnym stołem, gdzie były wszystkie samplery, perkusjonalia i inne cuda, uwijał się niczym prawdziwy profesor. Jego solowa kariera ma też przełożenie na to jak obecnie gra The xx. Pojawia się więcej elektroniki. I bardzo dobrze. Ożywia to koncerty. Nie zapominają jednak o tym, co tak naprawdę zdecydowało o ich wystrzale popularności. Pewna równowaga między delikatnym indie-popem a elektroniką została w idealny sposób zachowana. Jeden z najlepszych momentów tego wieczoru wiąże się właśnie z wykonaniem utworu Jamiego xx - "Loud Places". Ten taneczny kawałek  kończył zasadniczą część koncertu. Ja oddałem się mimowolnym, tanecznym ruchom. Wokół chyba wszyscy złapali pozytywny, relaksacyjny trans.  Któż by pomyślał o takiej możliwości na ich koncercie te kilka lat temu. Ta grupa potrzebowała takiego nowego tchnienia. Poza tym, połączenie tego utworu z bisowym, równie przebojowym "On Hold" (pierwszy singiel promujący trzeci album) było znakomitym pomysłem. Jakie jeszcze momenty mógłbym tu wyróżnić?  Zapadające w pamięć było wykonanie "Stranger In Room" (ponownie kłania tu się nam Jamie xx) przez Oliviera, który postanowił przy tym utworze usiąść sobie na skraju sceny. Świetne skrócenie dystansu między artystą a publicznością. Zresztą patrząc na przebieg całego koncertu, to sceniczne zachowanie Romy i Oliviera było wręcz wzorowe. W odpowiednich momentach wychodzili do przodu bądź oddawali scenę drugiej połówce, nie mówiąc już o skromnych, ale bardzo szczerych podziękowaniach dla polskich fanów. Wyraźnie byli wzruszeni gorącym przywitaniem. A scena z ich wspólnym tańcem przy końcówce mash-upu "Shelter/Ghost" zdobyła serca publiczności. Nie łudźmy się jednak. Była zaplanowana. Niemniej w tym akcencie wyraźnie była widoczna szczerość i ta piękna muzyczna chemia. Ponadto ich ciepłe, wokalne szepty wspaniale się uzupełniają i śmiem stwierdzić, iż na żywo wypadają jeszcze lepiej niż na płytach. Świetny był również fragment gdzieś w środku koncertu, gdy wykonali po sobie "Infinity", "Islands" i "Fiction". Szczególnie ten pierwszy kawałek uwielbiam w wykonaniu live i byłem zachwycony (te wzrastające tempo i napięcie...). Znakomity był również bis. Oprócz wspomnianego "On Hold" usłyszeliśmy kultowe wręcz "Intro" z pierwszej płyty, a z drugiej zaś błogie wykonanie "Angel", które wypadło kapitalnie i było cudownym zwieńczeniem tego występu. Zaniedbaniem z mojej strony byłoby nie wspomnieć o perfekcyjnej grze świateł. Oświetlenie na ich koncertach genialnie uzupełnia i buduje klimat poszczególnych piosenek (fajnie podświetlane było przezroczyste stanowisko Jamiego).  Nagłośnienie również bez zastrzeżeń. Ba, momentami uderzenia dźwięku były naprawdę potężne, tak iż zapierało dech w piersiach, a włosy falowały. Jakieś minusy? Jeśli już, to tylko można ponarzekać na zachowania publiczności. Chciałoby się podczas takich koncertów, by w pewnych momentach panowała absolutna cisza - tak pięknie nie było. Ale to jest jeszcze do przeżycia. Coraz gorzej wygląda jednak sprawa ze smartfonami. Nagrywanie koncertów i robienie co piosenkę zdjęć naprawdę bywa irytujące. Ludzie, delektujcie się chwilą i twórzcie w sobie prawdziwe wspomnienia! Nie chcę nikogo urazić i nie aprobuje za całkowitym zakazem używania nowoczesnych dobrodziejstw, ale przydałby się w tym umiar. Ja sam nienawidzę wyciągać telefonu i robić zdjęć, ale z pobudek blogerskich trochę nie mam wyboru (a wierzcie, z chęcią bym nawiązał z kimś współpracę jeśli chodzi o tę kwestię, by mieć z tą kwestią spokój). Uff, dobra, tyle w temacie wad.

Nie był to może koncert, który emocjonalnie mnie poraził, ale The xx zyskali sobie nowego fana. I cieszę się, że mój pierwszy koncertowy kontakt z The xx nastąpił w takich halowych warunkach, i w takim momencie ich kariery. A są w wyśmienitej formie i przyszły rok może należeć do nich.

Koncerty to emocje.

Koncerty The xx to piękne emocje.

Kropka.



 



PM


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.