Przegląd Odkryć Muzycznych #3

/
0 Comments





1. QTY - Nowy Jork można śmiało uznać za jedną z kolebek najlepszych indie-rockowych zespołów. Odkrywam przed Wami kolejny, po Public Access TV i The Britanys, nowojorski młody zespół, który zapowiada się bardzo obiecująco. A dokładniej mówimy tu o damsko-męskim duecie. Alex Niemetz i  Dan Lardner dorastali pięć przecznic od siebie w dzielnicy Chinatown. Nawiązali ze sobą zażyły kontakt podczas... jedzenia lodów. Tak, tak, dobrze czytacie, wszystko zaczęło się od lodów. Ba, i to nie w Nowym Jorku, a w Houston (Mr. Softee truck). Oczywiście rozmowa między nimi zeszła na tematy muzyczne i tak oto postanowili spróbować zagrać coś razem. I zdecydowanie czują się ze sobą dobrze, świetnie się uzupełniają i mają dar do tworzenia prostych, chwytliwych, gitarowych kawałków, które naprawdę mogą się podobać! Taki też jest ich pierwszy singiel, który ukazał się zaledwie kilka miesięcy temu. A uściślając to 16 grudnia w eterze pojawił się utwór "Rodeo". Spotkał się on z entuzjazmem ze strony różnych prestiżowych portali. Warto nadmienić, iż wydają pod skrzydłami wytwórni Dirty Hit (The 1975, Wolf Alice). Do tej pory ukazały się łącznie trzy single. Debiutancki album już jest gotowy. Powstał w Londynie pod okiem Bernarda Butlera, byłego gitarzysty Suede, a obecnie producenta, który ma koncie współpracę choćby z The Libertines, The Pretenders czy The Cribs. Czy potrzeba Was jeszcze bardziej zachęcać? Mam nadzieję, że nie! Zatem, posłuchajcie jaką muzę tworzy duet QTY! 







------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

2. SHAED - zostańmy jeszcze za Oceanem. Trio Shaed poznałem zupełnie przypadkiem przy szukaniu muzyki od QTY. Również uczestniczyli w akustycznej sesji dla Paste Magazine i coś mnie pociągnęło, by włączyć przycisk "play". I po usłyszeniu głosu wokalistki pojawiło się wielkie "WOW"! Chelsea Lee jest posiadaczką niezwykle czystego, krystalicznego i bardzo mocnego wokalu. Absolutnie coś pięknego i można tylko pozazdrościć, patrząc na to z jakim luzem wydobywa z siebie takie dźwięki. Mamy tu do czynienia z trio, które tworzy taki przyjemny electro-pop. Jaki sami określają: "we make colorful music." Skład dopełniają bracia Max i Spencer Ernst, którzy tworzą tło dla popisów Lee. Niemniej, cieszę się, że rozpocząłem przygodą z Shaed od ich akustycznych wersji, gdyż chyba tak zawsze mi łatwiej dostrzec jakieś znamię dobrze rokującego zespołu, a w moim przypadku o tyle to ważne, iż jednak bliżej mi do brzmień folkowych niż elektronicznych. Ale i w tym drugim wydaniu ta formacja przekonała mnie do siebie. Pochodzą z Waszyngtonu, po raz pierwszy w sieci zaistnieli w marcu zeszłego roku, w czerwcu podpisali kontrakt z wytwórnią Photo Finish Records (The Strypes), w październiku ukazała się zaś EP-ka z sześcioma premierowymi utworami. Debiutancki album jest w najbliższych planach. Wydaje mi się, że brakuje im takiego przeboju, który wyniósłby ich popularność na wyższy level, ale mają wszelkie predyspozycje, by kiedyś stworzyć taki kawałek, który będziemy wszyscy nucić. Wszystko dopiero przed nimi. Pojawiają się również na plakatach kilku większych festiwali USA, wspomnijmy choćby o Firefly Music Festival. Z ciekawością będę obserwował jak potoczy się ich kariera. Mają w sobie potencjał?





Sprawdź również:  "Perfume", "Name On It" (live), "Just Wanna See" (acoustic live), "Thunder", "Perfume" (live Sofar New York)

Spotify: 



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

3.  Roosevelt - pozostajemy w elektronicznych klimatach, choć teraz propozycja bardziej do tańca. I przenosimy się zdecydowanie bliżej naszego kraju. Poznajcie niemieckiego producenta i wokalistę Mariusa Laubera. Początkowo grywał w kapeli rockowej, ale poszedł za głosem serca i od 18 roku życia całkowicie oddał się elektronice. W muzyce którą tworzy słychać fascynacje dance i popem rodem z lat 80-tych. A podane jest to w naprawdę świetnych, nieco melancholijnych kompozycjach, stąd nie dziwią stwierdzenia, iż jest to nadzieja niemieckiej elektroniki. Dla mnie in plus jest fakt, iż kompozycje na żywo są odgrywane w pełnym zespole. Jest perkusja, jest gitara, jest bas, są syntezatory - super! W ubiegłym roku wydał debiutancki album zatytułowany po prostu "Roosvelt", który został pozytywnie przyjęty. Mogą o tym świadczyć liczne zaproszenia na tegoroczne festiwale. Roosvelt pojawi się choćby na Governors Ball, Colours Of Ostrava, Down The Rabbit Hole czy też Sziget Festival. Cała jego trasa na ten rok wygląda imponująco. Brak jeszcze tylko jednego przystanka - Polski. Ale to się powinno zmienić. Liczę przede wszystkim, że zaproszą go do siebie organizatorzy Soundrive Festival. Warto zawczasu jednak przygotować się na taki koncert, więc pozostaje mi Was tylko zaprosić na odsłuch próbki jego talentu. Zatańczymy?




Sprawdź również: "Belong", "Montreal", "Fever", "Night Moves" (live)

Spotify:



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

4. Gizmo Varillas - idę za ciosem i przed Wami kolejna propozycja przy której nóżki ochoczo podrygują. Skręcamy jednak w zupełnie odmienne, unikatowe klimaty. Czas na dźwięki, przy których wyobraźnią przenosimy się na tropikalną wyspę, jest piękny zachód słońca, palmy uginają się pod lekkim wiaterkiem, a my tańczymy na złocistej plaży. Taką egzotyczną, relaksacyjną muzykę tworzy singer-songwriter Gizmo Varillas. Pochodzi oczywiście ze słonecznej Hiszpanii. Urodził się w Santander, dorastał w Bilbao, a obecnie zamieszkuje w Londynie. Odpowiada on w całości za każdy dźwięk, instrument, aranżacje - człowiek orkiestra. W styczniu tego roku pojawiła się jego debiutancka płyta "El Dorado". Szukając podobieństw do innych zespołów, nasuwają się takie nazwy jak Fleet Foxes (te harmonie), Kings of Convenience, Jack Johnson, Manu Chao. Ale śmiało można powiedzieć, że Gizmo stworzył własny, charakterystyczny styl. Doceniany m.in. przez magazyn "Clash", dziennikarzy BB6 Music (Tom Robinson określił go jako "hugely talented"), pojawia się często na Sofar Sounds. W tym roku ma za sobą trasę jako support Jacka Savorettiego. Pomału stara się przebić do szerszej publiczności. Czy jego talent rozbłyśnie niczym tropikalne słońce w zenicie? Przesłuchajcie i odpowiedzcie sobie sami na to pytanie. Ja mogę Was zapewnić, iż ta muza jest naprawdę przyjemna i idealna na tegoroczną wiosnę oraz lato! A w dodatku niesie ze sobą piękne przesłanie pokoju, miłości i wolności (nie bez przyczyny w utworze "No War" Gizmo wykorzystał przemówienie Johna Lennona, co doceniła Yoko Ono). Niech muzyka przemówi sama za siebie: 





Sprawdź również: "No War", "Give A Little Love", "Shadow Of The Dark", "No War" (live from Sofar Sounds), "Freedom For A Change" (live from Sofar Sounds) 

Spotify:



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

5. Sløtface  - pora wrócić do soczystego rocka. Zabieram Was do Norwegii, gdzie od kilku lat istnieje młody, punk-rockowy zespół, o którym w ostatnim czasie coraz głośniej. Grupa została założona w 2012 roku przez wokalistkę Haley Shea oraz gitarzystę Tor-Ane Vikingstada. Z czasem skład uzupełnił się o perkusistę i basistę. W 2014 wydali pierwszy singiel "Angst", rok później podpisali kontrakt z norweską wytwórnią Propeller Recordings (Dagny). W 2015 ukazały się dwa kolejne single. W zeszłym roku wypuścili dwie EP-ki ("Sponge State", "Empire Records"), ale chyba głośniej było o nich za sprawą dwóch innych wydarzeń. W kwietniu zostali zmuszeni do małej edycji swojej nazwy, gdyż początkowo dokładnie nazywali się Slutface, co w przetłumaczeniu oznacza "dziwka". Z tego powodu media społecznościowe cenzurowały ich profile. Nadal jednak muzycy utrzymują, że zawsze bliższa i prawdziwsza będzie im ta pierwsza, kontrowersyjna nazwa. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. W swoich tekstach często dotykają tematów feministycznych, nie uciekają również od spraw polityczno-społecznych. I teraz przejdźmy do tej drugiej historii. Kolejny rozgłos zyskali, gdy postanowili wesprzeć młodych norweskich aktywistów, którzy protestowali na fiordzie Førde przeciwko firmie Nordic Minning, która wypuszczała do akwenu tony chemikaliów niszcząc ekosystem. Sløtface przyjechali do protestujących i zagrali dla nich mały koncert. Cała historia została uwieczniona w teledysku do utworu "Spong State". Zachęcam do obejrzenia, a dowiecie się jak ta historia się skończyła. Skupmy się jednak teraz na muzyce. A ta w ich wykonaniu stoi na bardzo dobrym poziomie. W ich kawałkach jest zawarta fajna energia, co ma przełożenie na niezwykle żywiołowe koncerty. Określiłbym, że to taka mieszanka Wolf Alice z Marmozets. Jakie mają najbliższe plany? W tym roku grają na najważniejszych showcase'ach i mają w planie wydać album, co ważne, z zupełnie premierowym materiałem. Lubię zespoły, które mają "coś" do powiedzenia (tak jak chłopaki z VANT). Warto śledzić poczynania tej grupy. 





Spotify:



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

6. Mani Orasson - islandzki Declan McKenna! Takie pierwsze skojarzenia mam myśląc o tym chłopaku. I nie chodzi tu o podobieństwa muzyczne, bo jednak grają zupełnie odmiennie, ale o skalę talentu i dojrzałości muzycznej, która ujawniła się w tak młodym wieku. Mani urodził się  24 grudnia 1997 roku (dokładnie rok wcześniej niż Declan!) na Islandii. Już w wieku 2 lat jego rodzina przeprowadziła się do Hiszpanii i tam spędził większość swojego życia. Ale jego związki z Islandią są bardzo silne. W wieku 10 lat powrócił na kilka lat z rodziną na wyspę, by poznać swoje rodzinne strony. Od najmłodszych lat wykazywał ogromny talent. Na Islandii założył z przyjaciółmi punk-rockowy zespół, pisał własne teksty, a już w wieku 12 lat wystąpił na prestiżowym Iceland Music Experiments. Gdy ponownie powrócił do Hiszpanii, zasłuchiwał się a takich legendach jak The Beatles, Neil Young i Bruce Springsteen, co oczywiście miało wpływ na kształt muzyki jaką zaczął tworzyć. W wieku 15 lat w całości samodzielnie skomponował i nagrał swój pierwszy debiutancki album "Repeating Patterns", który częściowo powstawał w Hiszpanii i na Islandii. Wydany został przez islandzką wytwórnię Record Records (m.in. Of Monsters And Men, Junius Meyvant, którego też powinniście kojarzyć). Co otrzymujemy w środku? Bardzo melodyjny folk-rock. Mani chętnie sięga po typową stylistykę folkową, ale potrafi również nieźle "przyłożyć" na gitarze elektrycznej. Album zróżnicowany, ale zachowuje pewną spójność, w czym na pewno pomaga ciekawy głos tego młodego artysty. Jak na taki wiek, album jest naprawdę dojrzały i w pełni udany. W zeszłym roku nagrał EP-kę "Wake Me Up", gdzie zaprezentował wyłącznie utwory utrzymane w klimacie folkowym. W tym roku planuje wydać już drugi album! Jestem niezwykle ciekaw jaki tym razem kierunek obierze. A jako ciekawostkę warto dodać, iż dokładnie jutro startuje jego solowa, akustyczna trasa po Polsce! Zagra w 5 miastach (Poznań,  Kleszczewo, Bielsko-Biała, Kraków, Nowy Sącz). Jeśli jest w Waszej okolicy - nie przegapcie tego!





Sprawdź również: "Fed All My Days", "Walls Keep Caving In", "I'm On Fire" (solo acoustic live), "Fed All My Days" (live)

 Spotify:



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

7. The Amazons - w naszej społeczności Podróżujących mamy grono osób, które lubią taki brytyjski, lekki, wysokoenergetyczny rock. Powinniście więc zwrócić uwagę na zespół The Amazons. Gdy przesłuchiwałem ich muzę, od razu miałem wrażenie, że bardzo przypominają mi pewną grupę, którą odkrywałem w poprzednim przeglądzie. Chodzi oczywiście o Sundara Karma. Wokal niemal identyczny, wywodzą się z tego samego miasta (Reading), a nawet członkowie obu formacji są ze sobą zaprzyjaźnieni. O ile jednak Sundara Karma znajduję się bliżej gatunku indie, o tyle The Amazons grają mocniejszy rock pełen świetnych gitarowych riffów i przyjemnych melodii. Do tej pory wydali jedną EP-ką "Don't You Wanna" (2015), w ostatnim czasie parę singli (z czego najbardziej przypadł mi do gustu ten ostatni - "Black Magic"), a 2 czerwca ukaże się ich debiutancki album! Warto dodać, że producentem tego krążka jest Catherine Marks, która ma na koncie współpracę z Foals, The Killers, Local Natives, Wolf Alice, czy też The Big Moon (pamiętacie je z pierwszego przeglądu?). Kontrakt mają podpisany z dużą wytwórnią Fictions Records (Elbow, Kaiser Chiefs, The Maccabees, Tame Impala, Snow Patrol, White Lies i wielu innych). Otrzymują duże wsparcie od BBC Radio 1, a w szczególności od takich dziennikarzy jak Huw Stephens i Annie Mac. Pojawili się BBC Introducing (co dało im przepustkę do występu na Reading Festival), a także znaleźli się na długiej liście nominowanych do BBC Music Sound Of 2017. To co? Czas chyba zagrać! 




Sprawdź również: "In My Mind", "Little Something", "Nightdriving", "Stay With Me", "Junk Food Forever" (live), "In My Mind" (live)

Spotify:






Poprzednie przeglądy: 


I nie zapomnijcie podzielić się wrażeniami! Po prostu... 


PM 


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.