Muzyczne Podsumowanie Roku 2017!

/
0 Comments
Najlepsze koncerty, płyty, wydarzenia roku 2017


Muzyczne Podsumowanie roku 2017!

 

Wstęp 


"W porównaniu do poprzedniego... nie ma co porównywać". Taki początek podsumowania roku 2017 zaproponowała Podróżująca Justyna i jest to bardzo trafny wstęp! O ile rok 2016 stał pod znakiem powrotu bloga do świata żywych, budowania nowych koncepcji i bardzo szybkiego przyrostu popularności, to ten miniony... W pewnym sensie i w kontekście wielu wydarzeń był ukoronowaniem mojego powrotu i zarazem przejściem na zupełnie nowy poziom. Szczególnie myślę tu o naszej społeczności z której rozwoju jestem najbardziej zadowolony. Zmieniamy wirtualne znajomości na realne przyjaźnie! Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile radochy sprawia mi obserwowanie jak zawiązują się między Wami nowe znajomości. A ileż razy pozytywnie zaskoczyliście mnie na koncertach swoją obecnością i znajomością mojej osoby. Któż na początku roku spodziewałby się, że zorganizujemy nawet spotkanie bez koncertowego celu? Hasło "Podróżujmy Muzycznie Razem!" nabrało rzeczywistego wymiaru. Pomogło w tym nowe narzędzie od Marka Zuckerberga. Dokładnie w dniu moich urodzin wystartowała nasza społecznościowa Grupa na Facebooku. Przyznaję się, że moja pierwsza koncepcja działań w tej sferze była niezbyt przemyślana i pochopna. Naturalną jednak drogą Grupa stworzyła własny byt. Dobrze się stało, bo to jest przede wszystkim miejsce dla Was. Wielu blogerów wykorzystuje grupy do szerokiego promowania swoich działań i swojego profilu (nie neguję tego, bo ma to oczywiście sens). Ja raczej staram się ograniczyć takie działania (stąd też pojawiam się tam jako prywatna osoba). Czasami coś oczywiście podsunę, zaproponuję, zareklamuję, ale to głównie docelowo ma być przestrzeń w której oddaję Wam władzę. W której tworzymy jedną drużynę. W dzisiejszym tempie życia może to nieco utopijna wizja, ale mam nadzieję, że będziecie dalej aktywnie wykorzystywać możliwości tego miejsca :)

Minione 365 dni to był czas wielu wspaniałych, niezapomnianych momentów. To czas również wyzwań. Po raz pierwszy mogliście usłyszeć mnie w radiowym eterze. Zawsze czułem się pewniej przy piórze, ale nie potrafiłem odmówić zaproszeń i spróbować swoich sił w nowej roli - muzycznego eksperta. W tym miejscu podziękowania dla Kuby z bloga Czas na Rock oraz dla Macieja, który prowadzi audycję Ladies Night w Radio Bonus. To była przyjemność u Was  gościć! Słyszymy się w eterze również w tym roku!

Jeśli zaś chodzi o działania stricte pisarskie. Rewolucji w rodzajach treści wpisów nie było. Głównie mogliście przeczytać komentarze do muzycznych wydarzeń, moje muzyczne odkrycia, comiesięczne podsumowania i oczywiście relacje z koncertów i festiwali. W tej ostatniej kwestii przepraszam i proszę o wybaczenie, gdyż nie udało się opublikować wszystkich zaplanowanych relacji. Biję się w pierś. Być może wspomnieniami powrócę do niektórych większych wydarzeń. Trzymajcie kciuki! Nie mogę pochwalić się, że licznik wyświetleń poszczególnych wpisów przekraczał zawrotne liczby. Za to jednak cieszy mnie bardzo wyczuwalny, pozytywny odbiór. Skakałem z radości, gdy moja relacja z koncertu Coldplay została uznana za najlepszą przez oficjalny polski Fanklub i zamieszczona na ich stronie! Bardzo ciepło przyjęliście choćby moje wrażenia z koncertu Nothing But Thieves, Oh Wonder, Blossoms, obszerne relacje z Orange Warsaw Festival i Open'era. Osobiście jestem niebywale zadowolony z relacji koncertu Nick Cave'a - włożyłem w nią całe serducho i uważam, że to jeden z najlepszych tekstów, które popełniłem. Poza tym udało mi się chyba odkryć przed Wami kilka naprawdę perspektywicznych nowych nazw, które Was zaintrygowały (Alexandra Savior, Hórmónar, Tash Sultana, Parcels, Julien Baker). Cieszy mnie Wasze wsparcie, ale także miłe słowa ze strony artystów (szczególne ukłony dla dziewczyn z Lor i Ralpha Kaminskiego!), którzy też doceniają moje działania. Bardzo to miłe!  


Gruntownych i technicznych zmian na blogu nie dokonywałem, co nie oznacza, że nie tlą się w mej głowie pewne pomysły. Jeden nawet dość radykalny, daję jednak sobie czas na pewne przemyślenia. Są też pomysły niekoniecznie związane wyłącznie ze stroną bloga. Jedną niespodziankę powinienem i mam ogromną nadzieję odkryć jeszcze przed startem sezonu festiwalowego, a jak wszystko pójdzie dobrze, to może nawet przed koncertem Franz Ferdinand. 


Tyle jeśli chodzi o ogłoszenia z naszej "parafii". Czas przejść do konkretów.  Koncerty, debiuty, polskie oraz zagraniczne płyty. Ten rok był generalnie wyjątkowo udany. Bardzo dużo świetnych premier, a nade wszystko bardzo różnorodnych. Chyba nikt nie mógł poczuć się rozczarowany tym co przyniósł nam rok 2017. Stąd i wybory były bardzo trudne. Niemal wszystkie kategorie ubrałem w rankingi, ale traktujcie je z odpowiednim dystansem. Dla mnie nie ma większej różnicy między miejscem dziesiątym a dziewiątym. Oczywiście, im wyżej, tym mniej przypadkowe wybory, niemniej to tylko i wyłącznie zabawa. Są to oczywiście wybory baaardzo subiektywne. Nie kierowałem się zawsze wartością artystyczną materiału, a bardziej tym ile dana płyta znaczyła dla mnie w tym roku. Ranking odpuściłem przy kwestii koncertów, ale za chwilę to wyjaśnię. Dobra, bo i tak już pewnie zanudziłem Was tym beznadziejnym tłumaczeniem tego co zaraz zastaniecie. Zapraszam i bawcie się dobrze!



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


  KONCERTY 2017



Zapewne chcielibyście poznać odpowiedź na pytanie: "Twój najlepszy koncert roku 2017?". Zawiodę Was, bo nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Każda Muzyczna Podróż to odrębna historia, inne emocje, inne samopoczucie, inna forma artysty, inna publiczność itd. Niebywale trudno zobiektywizować i porównać ze sobą wszystkie tegoroczne koncerty. Łatwiej jest mi wskazać rozczarowania. I tu na pierwszy plan wysuwa się prawdopodobnie największy zawód jaki przeżyłem w historii mych wędrówek. Przerwany koncert Mando Diao na Przystanku Woodstock. Nie przez pogodę, nie przez chorobę, ale przez głupią konfrontację między managementem zespołu a Jurkiem i ekipą. Pokrzywdzony został zespół i jego fani. Ja przez kilka miesięcy nakręcałem się na zabawę przy kawałku "Dance With Somebody" i nie doczekałem się... Trzy piosenki! Trzy! Tylko tyle zabrakło do końca występu... Powiem prosto z mostu - wychodziłem spod sceny wkurwiony. Nie miałem okazji jeszcze wspominać tegorocznego Woodstocku, ale nie była to łatwa i przyjemna Podróż. Nie zabrakło jednak świetnych koncertów. Energiczną zabawę na The Bloody Beetroots zapamiętam na dłuugo (wydawało się to niemożliwe, ale wyskakałem się jeszcze lepiej niż na Garrrixie w Warszawie), Nothing But Thieves mimo problemów dali radę, a "Amsterdam" zrobił na mnie piorunujące wrażenie, wzruszający koncert Hey, full energia od Łąki Łan, magia od Archive i szaleństwo na scenie duetu Slaves - jest co wspominać. Ale, ale, ja tu zboczyłem, a jeszcze jedno rozczarowanie. Lorde na Open'er Festival. Oczekiwałem nieco więcej, szczególnie w kwestii scenografii koncertu. Nie wyczułem też prawdziwej szczerości od tej dziewczyny. Ale to młoda dziewczyna, która ma wszystko przed sobą. A skoro już przy Open'erze jesteśmy. Beznadziejna pogoda, ale atrakcje koncertowe (i nie tylko) wynagradzały trudy. Genialny koncert Foo Fighters - wreszcie taki jaki chciałem zobaczyć (sorry Kraków). Diabliki w oczach na Royal Blood, niespodziewane szaleństwo na The Kills, idealny koncert Warpaint, piękne The xx (tylko dlaczego tak krótko...) i wiele, wiele innych pozytywnych momentów. Sezon festiwalowy rozpocząłem jednak od Podróży do Warszawy. Orange Warsaw Festival przekonał mnie ostatnimi ogłoszeniami, w szczególności myślę tu o Two Door Cinema Club. I ich koncert wspominam bardzo dobrze, choć publika nie dała niestety rady. Przekonałem się za to do Imagine Dragons, którzy swoim koncertem zjedli na śniadanie Kings Of Leon. Świetnie bawiłem się na Garrixie i zachwycałem się grą świateł na występie Justice (na pełne szaleństwo brakowało trochę tchu). A jeszcze do tego spotkanie i wspaniały koncert moich ulubionych dziewczyn z formacji Lor. To tylko część dobrych wspomnień z tego wyjazdu. W środku lata zdecydowałem się towarzyszyć siostrze w wyprawie na Festiwal Legend Rocka i koncert Patti Smith. Świetna przygoda, genialne miejsce, no i niepowtarzalna pierwsza dama rocka - klasa sama w sobie! Festiwalowe lato kończyłem po raz drugi z rzędu na Soundrive Festival. W tym roku patrzyłem na line-up z mniejszą ekscytacją, ale ponownie ta niewielka impreza zachwyciła mnie klimatem i wybory poszczególnych artystów okazały się jednak całkiem trafne. Najlepiej wybawiłem się na bardzo wyczekiwanej formacji Inheaven - była moc! Piękny i wzruszający koncert Ralpha Kaminskiego. Godne odnotowania występy formacji Brutus, duetu The Picturebooks, zblazowanych The Beach Fossils i eleganckich kobiet z Waxahatchee. Osobne koncerty? Rok rozpoczął się dla mnie kapitalnie. Wygrałem bilety (od Live Nation - dacie wiarę?!) na występ De Staat. Ależ to był kapitalny koncert! "Witch Doctor" na żywo to jeden z najbardziej niesamowitych momentów koncertowych jakie przeżyłem! Nie da się tego w prostych słowach opisać. Pod koniec lutego nastąpiło pierwsze (bo na pewno nie ostatnie) spotkanie z Blossoms i Declanem McKenną. Koncerty same w sobie bardzo dobre, zawiodłem się tylko miejscówką (poznański Klub Pod Minogą), choć zapewniała ona taki bezpośredni kontakt z artystami. Mimo kłopotów zdrowotnych, bawiłem się bardzo dobrze. Czerwiec przyniósł bodaj najbardziej oczekiwany koncert tego roku - Coldplay! No znowu było pięknie, kolorowo i zachwycająco. Wszystko na blogu opisane, więc tylko dodam, że gdyby ktoś zmusił mnie do tworzenia rankingu to na pewno Chris i spółka wylądowaliby na podium. Jesień była absolutnie perfekcyjna. Nick Cave and The Bad Seeds w Warszawie - koncert poezja. Takie występy pamięta się do końca życia. Daj Boże, by powrócili do nas w tym roku. Od listopadowej depresji uratowała wędrówka do Poznania i przesympatyczny koncert duetu Oh Wonder! Kilka dni później obudziłem jednak w sobie bestię (oj, no tylko trochę koloryzuje)  na drugim (zdecydowanie lepszym) koncercie Nothing But Thieves. Genialna zabawa w pogo, rewelacyjne przyjęte utwory z drugiej płyty i ten "Amsterdam"... Do ideału zabrakło lepszego nagłośnienia. A zagraniczne spotkania zakończyłem szturmem na scenę podczas koncertu Milburn we Wrocławiu!. Dodając do tych wszystkich wspomnień bardzo ciekawe doświadczenia na toruńskim festiwalu Transgresje oraz co najmniej solidne, a momentami zachwycające klubowe koncerty polskich artystów (Łąki Łan, Krzysztof Zalewski, Kobieta z Wydm, Me And That Man, The Fruitcakes, Happysad, Terrific Sunday, Sorry Boys, Daria Zawiałow, Ralph Kaminski, Fisz Emade Tworzywo)... No przyznacie, że całkiem niezłe te Podróże Muzyczne w 2017 roku, co nie? :)   



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Debiuty 2017

   

10. QTY - "QTY"  

Nadzieja nowojorskiej indie-rockowej sceny muzycznej. Fantastyczny duet, który zaskakuje lekkością i chwytliwością. Właśnie dla takich albumów wstrzymuję się z podsumowaniami, bo grudzień też potrafi przynieść muzyczne perełki.
 


 

9. Sundara Karma - "Youth is Only Ever Fun in Retrospect" 

W pewnym sensie to muza i formacja spokrewniona nieco z Blossoms. Kolejna nadzieja brytyjskiej sceny i kolejny całkiem sprawny indie-rock, który ma prawo się podobać.



 

8. VANT - "DUMB BLOOD"

Jeden z najbardziej oczekiwanych debiutów przeze mnie. Krążek naprawdę solidny i pełen dobrej, rockowej energii. Chłopaki nawet dostali szansę zagrania na głównej scenie Reading Festival. Pod koniec roku jednak dokonali zwrotu o 180 stopni. Nieoczekiwanie ogłosili, że zawieszają działalność. Na pocieszenie dostaliśmy przyzwoitą EP-kę. Mam nadzieję, że nie jest to ostateczne pożegnanie, bo potencjał w ich muzie i przekazie jest duży.



 

7. The Big Moon - "Love In The 4th Dimension"

Objawienie brytyjskiej sceny. Dziewczyny nagrały znakomicie przyjęty album (nominacja do Mercury Prize), który zadowoli wszystkich fanów alternatywnej, indie-rockowej, gitarowej muzy! Wydziera się z tego krążka taka szczera, młodzieńcza energia. Warto.



 

6. Pumarosa - "The Witch" 

To najbardziej ambitny album w tym zestawieniu. Pięcioosobowa formacja, która gra niełatwą, alternatywną muzykę, ale gwarantuję, że po dłuższym przebywaniu z ich brzmieniem stwierdzicie, że mają w sobie tę cząstkę, która hipnotyzuje i nie daje o sobie zapomnieć. Wybija się tu postać charyzmatycznej liderki - wokalistki, tancerki, artystki wizualnej - Isabeli Muñez-Newsome. Zachwycają swoim oryginalnym stylem.



 

5. Alexandra Savior - "Belladona Of Sadness

O Alexandrze powiedziałem i napisałem już bardzo, bardzo dużo. Mam nadzieję, że nie muszę więcej dodawać i wyjaśniać obecności tego niezwykle udanego debiutu w tym miejscu ;)



 

4. Cigarettes After Sex - "Cigarettes After Sex"  

Album, który wprawi każdego w błogi stan. Swoim rozmarzonym, sennym nastrojem oplata słuchacza i oferuje nieopisywalne odprężenie. Szczery, autentyczny, świeży, ekscytujący dream pop.



 

3. Declan McKenna - "What Do You Think About Car?" 

Jeden z największych talentów brytyjskiej sceny! Declan nieraz gościł u mnie na blogu, miałem też przyjemność poznać go na żywo, a debiutancki album tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że jest to wyjątkowy chłopak. A z drugiej strony ciągle czuję, że ma w sobie duże pokłady niewykorzystanych możliwości. Dajmy jednak temu młodemu chłopakowi czas na rozwinięcie skrzydeł. Jestem pewien, że będzie o nim głośno.


 

2. Rat Boy- "SCUM" 

To dla mnie największe pozytywne zaskoczenie jeśli chodzi o zeszłoroczne debiuty. Nie wyczekiwałem premiery tego krążka. Po odpaleniu jednak zachwyciłem się totalnie. Rat Boy, czyli Jordan Cardy ma w sobie wszystko, by za jakiś czas wymieniać go jednych tchem. Ten album to dla mnie kwintesencja brytyjskiej muzy spod znaku The Streets, Kasabian, Jamie T. czy choćby nowojorskiej formacji The Beastie Boys. Łobuzerskie, chwytliwe, energiczne kawałki mają w sobie to coś.



 

1. Inheaven - "Inheaven"    

Zestawienie wygrywa formacja Inheaven. Po pierwsze - do ich debiutanckiego albumu wracałem najczęściej i z największą przyjemnością. Po drugie - w dniu premiery płyty zagrali rewelacyjny koncert podczas Soundrive Festival. Bawiłem się do utraty tchu! Udowodnili, że mają ogromny potencjał. To jedna z najlepszych płyt, które przytrafiły się muzyce rockowej w tym roku!





Poza dziesiątką m.in.: The Amazons, Blaenavon, Sløtface, Catholic Action, Trevor Sensor, Gizmo Varillas. Warto jeszcze wspomnieć o minialbumie formacji Greta Van Fleet, która w tym roku stała się rockową sensacją. Czekam na pełnoprawne wydawnictwo. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Polskie Płyty 2017



10. The Friutcakes- "The Fruitcakes 2"

Pozwólcie, że przywołam fragment mojej relacji z koncertu The Fruitcakes: "Cechą charakterystyczną i zarazem łączącą tych chłopaków jest niesamowita fascynacja muzyką z lat 60. Stąd też każdy w zespole, oprócz umiejętności instrumentalnych, jest sprawnym wokalistą. Śpiewają głównie wielogłosami, tworząc niesamowite harmonie wokalne. Powiecie, że to staroświeckie i niemodne. Nic bardziej mylnego. Chłopaki śpiewają z takim wdziękiem, z taką pasją, z takim własnym charakterem, iż nie miałem poczucia obcowania z czymś wtórnym, a przecież łatwo było wpaść w taką pułapkę. Oni po prostu posiadają tę muzyczną ikrę, która tworzy inną wartość". Płyta jest pięknym wehikułem czasu!



 

9.  Coals - "Tamagotchi" 

Duet Coals proponuje nam na tym krążku mgliste widmo przeszłości podszyte nutką nowoczesnych muzycznych trendów. Efekt? Intrygujący.



 

8. Natalia Przybysz - "Światło Nocne"

Ten album to takie rozwinięcie poprzedniej płyty "Prąd". Bardzo udane rozwinięcie. Abstrahując już od kontrowersji, które wyrosły obok Natalii, według mnie na tej płycie dostajemy kapitalnie dopieszczone, blues-rockowe  kompozycje. Uwielbiam szczególnie momenty, kiedy Natalia przyspiesza w takich utworach jak "Mandala" i "Dzieci Malarzy".



 

7. Eric Shoves Them In His Pockets - "With Love"

W kategorii "najbardziej luzacki album indie-rockowy" nie mają sobie w tym roku równych! Sama przyjemność!



 

6. Me And That Man - "Song of Love and Death"

Wspólny projekt Adama "Negala" Darskiego i Johna Portera w pierwszej chwili zaskakiwał klasycznym, korzennym blues-rockiem i wokalem Nergala, przypominającym żywo Nick Cave'a, a w drugiej już potrafił wyłącznie zachwycać. Jasne. Nie odkryli Ameryki. Ale jest to cholernie dobrze nagrane, z takim dojrzałym, męskim podejściem do tematu.  



 

5. Stonkatank - "Totem" 

Mam obawy, że potencjał tego duetu zostanie nie zauważony. Stąd stawiam ich tak wysoko w tym zestawieniu. Dla mnie to jest piorunujące połączenie elektroniki z rockiem. Tak świetnego duetu (elektronika + perkusja) jeszcze bodaj nie mieliśmy na naszym rynku. Totem, oprócz świetnej zawartości, to także ciekawy pomysł dystrybucji materiału na specjalnie zaprojektowanym pendrivie (jakże on pięknie prezentuje się na półce - sprawdzone!). Nieraz już podkreślałem, że jednak ich największą siłą są koncerty live. Mam nadzieję, że trafią na dobrych ludzi, którzy pomogą im się wybić.
 


 

4. Kari - "I Am Fine" 

Kari, ach Kari. Mam słabość do tej pięknej dziewczyny. Mimo, iż jej brzmienie ciągle ewoluuje i przybiera odcienie bardziej muzyki pop (w tym dobrym znaczeniu), nadal uwielbiam jej muzyczną ekspresję i pozytywne podejście do życia. Chyba nie bez przyczyny "Birds Of Paradise" z tej płyty pojawiło się wśród pięciu najczęściej odtwarzanych przeze mnie utworów w Spotify.  



 

3. Kortez - "Mój Dom" 

Kortez ponownie uderza w serducho. Celnie. 



 

2. Daria Zawiałow - "A Kysz!" 

Co za debiut i bezkompromisowe wejście na nasz muzyczny rynek. Świetne, autorskie, nieco poetyckie teksty plus kompozycje inspirowane szeroko pojętą muzyką alternatywną i pop-rockową. Mimo, iż początkowo podchodziłem do jej osoby z dystansem, to mury szybko runęły. Dość powiedzieć, że widziałem ją w tym roku trzy razy na żywo, dwukrotnie spotykając się nieśmiało po koncertach. Bez wątpienia - Daria to jedna z moich bohaterek tego roku. A bohaterem został...
 


 

1. Ralph Kaminski - "Morze" 

Ja wiem. Doskonale wiem. Ten album miał premierę w roku 2016. Ja jednak dopiero odkryłem magię "Morza" w tym minionym. Długo się opierałem przed rosnącym fenomenem Ralpha. Nie potrafię podać przyczyny. Czasami tak mam. Pewnego wieczoru jednak się przełamałem i z zachwytu zbierałem szczękę z podłogi. A potem przyszła kolej na spotkania na żywo. Open'er, Soundrive i w końcu osobny koncert w Toruniu. Za każdym razem niesamowite wrażenia i dużo emocji. Od niemal wyciskania łez, po pozytywne tańce. A do tego to jeszcze niesamowicie miły gość! O czym  przekonała się cała nasza społeczność Podróżujących Muzycznie Razem, gdy po jednym koncercie dostaliśmy od niego pozdrowienia i podziękowania za wsparcie. Jedna z najmilszych chwil jakie przytrafiły się w mojej karierze blogera. Dzięki Ralph za ten rok i za te emocje! 
 


 

Poza dziesiątką m.in.: Salk, Bluszcz, Happysad, Paula & Karol, Natalia Nykiel, niXes, Kobieta z Wydm

 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zagraniczne Płyty 2017


W tym momencie powinniście zobaczyć jak wyrywałem sobie włosy z głowy. Miałem bowiem ogromny problem z ugryzieniem tej kategorii. Tworząc ranking, do pozycji 7-8 byłem stosunkowo pewny swoich wyborów, a potem nagle zwątpiłem. "Jak to? Nie zmieszczę tu LCD Soundsystem, Becka, Elbow, The War On Drugs i innych?". Przyjęte przeze mnie 10 pozycji to zdecydowanie za mało na potrzeby tego roku. Tylko czy naprawdę chcę wyróżniać tu kilkadziesiąt albumów, w tym też te które bardzo doceniam pod względem artystycznym, ale w dziwny sposób nie spędzałem z nimi większości czasu. Czy może jednak bardziej iść za głosem serducha, a w momencie gdy do gry włącza się rozum - powiedzieć stop! Wybrałem drogę kompromisu. Poniżej 7 albumów, które zdobyły moje serducho w tym roku (okej, jeden wybór przekorny, zaraz się dowiecie). A w kolejnej części lista wyróżnionych albumów. Możecie równie dobrze ją potraktować jako ściągawkę, które albumy warto jeszcze nadrobić. 

 

7. Valerie June - "The Order Of Time"

To jest jeden jedyny wyjątek w tym zestawienia, ponieważ nie wracałem do tego albumu wyjątkowo często, ale jak przyszło do tych muzycznych refleksji, to Valerie June nie dawała mi spokoju. Artystka o bardzo charakterystycznym głosie, który trudno zapomnieć (choć pewnie nie każdy będzie nim zachwycony - ja jestem). A do tego piękna, kunsztowna mieszanka blues-rocka. Bądźmy szczerzy, gdybym ją umieścił w zwykłej liście, to pewnie niewielu z Was zwróciłoby na nią uwagę. Prawda, polecałem ją już wcześniej, nadal jednak mam wrażenie, że Valerie zasługuje na promocję w naszym kraju. Mam nadzieję, że Mike i Ben z Royal Blood wybaczą mi :D



 

6. Kasabian - "For Crying Out Loud"

Powrót do bardziej tradycyjnych, gitarowych brzmień wyszedł Kasabian na dobre. A nawet na bardzo dobre! Jest przebojowo, energetycznie, chwytliwie, tanecznie - wszystko za co uwielbiam tę formację!




 

5.  The xx - "I See You" 

Mam wrażenie, że ten album (niesłusznie) przepadł w wielu podsumowaniach tego roku. Taka już chyba dola albumów, które ukazują się na początku roku. Ja jednak wciąż z wielką przyjemnością wracam do "I See You". W pierwszej połowie roku 2017 to był zdecydowanie najczęściej odsłuchiwany przeze mnie album. Podoba mi się na tym krążku wyjście z takiego, powiedzmy, mroku poprzednich płyt. Więcej tu optymizmu, bogatsze brzmienie, a przy tym jednak zachowana ta charakterystyczna subtelność. Piękny album.  




 

4. Queens Of The Stone Age - "Villains" 

Po dość mocno osadzonym w klimatach psychodelii albumie (genialnym) "... Like Clockwork", Josh Homme i spółka zaserwowali nam krążek zaskakująco taneczny. I ja kupiłem ten pomysł. Może nie każdemu przypadła do gustu taka odsłona QOTSA, ale ja naprawdę zostałem porwany, zapominając o świecie wokół mnie. I jakby nie patrząc, to jedyny album, którego podjąłem się recenzji w tym roku. Jeśli więc chcecie poznać więcej moich odczuć względem tego krążka - odsyłam do recenzji.  




 

3.  Julien Baker -"Turn Out the Lights" 

Julien Baker swoim drugim albumem wygrała u mnie końcówkę roku. Długo się zastanawiałem, bo w końcu te najświeższe premiery najbardziej gdzieś tkwią w głowie, ale jestem jednak przekonany, że mój zachwyt nad tą dziewczyną nie jest przypadkowy i chwilowy. A zachwycam się niezwykle minimalistyczną formą i prostym, empatycznym, intymnym przekazem. Siła tego albumu leży w przepięknych emocjach, które Julien przekazuje łamiącym serce wokalem. Jest w tej dziewczynie taka prawdziwa szczerość. Uwierzyłem jej. Największe (obok Tash Sultany, która pewnie pojawi się tu za rok) odkrycie dla mnie tego roku. Julien Baker! Polecam! 



 

1 (ex-aequo). London Grammar - "Truth Is A Beautiful Thing"

Najwyższy stopień podium dla dwóch albumów, które chyba doskonale odzwierciedlają mój podział muzycznej duszy. Czas na tę wrażliwą stronę. London Grammar zaspokoili jej potrzeby w sposób mistrzowski. Totalnie wkręciłem się w zeszłym roku w ich muzyczny świat. Od samego początku (1 stycznia wydany singiel "Rooting Fot You") towarzyszyli mi przez te 12 miesięcy i wygrali ten rok. Genialny wokal Hannah Reid przyprawia mnie o ciarki i uniesienia duszy to fazy ekscytacji. "Truth Is A Beautiful Thing" to dzieło kompletne, dojrzałe i potężne emocjonalnie. Muzyczna Perła roku 2017. A marzenie i cel na ten rok, to zobaczyć te trio na żywo! Najlepiej w Polsce, ale nie wykluczam nawet wyprawy zagranicznej (Colours Of Ostrava?). 



 

1 (ex-aequo). Nothing But Thieves - "Broken Machine"

Są momenty kiedy potrzebuję spokojnych dźwięków, a są chwile gdy niezbędna jest mocna, energiczna muzyka gitarowa. W tym roku dostałem album, który w tej drugiej kategorii spełnił moje wszelkie oczekiwania. Więcej, te oczekiwania zostały przerośnięte! Długo przekonywałem się do Nothing But Thieves (historia zawarta w relacji z warszawskiego koncertu), ale w tym roku sprawili, że pokochałem ich całym muzycznym serduchem. Wbiłem się totalnie w "Broken Machine" i katowałem ten krążek niemiłosiernie. Tu nie ma ani jeden złej piosenki! Każdy utwór mógłby stanowić samodzielny, kapitalny singiel. Zaliczyli niebywały progres. Nadal czerpią garściami z osiągnięć innych zespołów, ale potrafią przekuć to na swój własny, świeży styl. Duża w tym zasługa rewelacyjnego wokalu Conora Masona, który spaja cały ten różnorodny mariaż kompozycyjny. Dostajemy tu niezwykle mocne, szybkie, energetyczne kawałki, które zostały poprzeplatane pięknymi balladami. Pokochałem tę różnorodność. Tym albumem stawiają ogromny krok w stronę większej kariery. 




 


Wyróżnienia (kolejność, powiedzmy, przypadkowa): 


  • Royal Blood - "How Did We Get So Dark
  • St. Vincent - "MASSEDUCTION"
  • LCD Soundsystem - "American Dream"
  • The Killers - "Wonderful Wonderful:
  • Beck - "Colors"
  • Waxahatchee - "Out in the Storm"
  • The National - "Sleep Well Beast"
  • Elbow - "Little Fictions" 
  • Foo Fighters - "Concrete and Gold"
  • The War On Drugs - "A Deeper Understanding"
  • Julie Byrne - "Not Even Happiness"
  • JMSN - "Whatever Makes U Happy"
  • Cameron Avery -"Ripe Dreams, Pipe Dreams"
  • Wolf Alice - "Visions Of A Life"
  • Oh Wonder - "Ultralife"
  • Manchester Orchestra - "A Black Mile To The Surface"
  • Bonobo - "Migration" 
  • Phoenix - "Ti Amo"
  • Everything Everything - "A Fever Dream"
  • Arcade Fire - "Evrything Now"
  • Lorde - "Melodrama"
  • Dan Auerbach - "Waiting on a Song"
  • alt-J - "Relaxer"
  • Angus & Julie Stone - "Snow"
  • Alvvays - "Antisocialites"
  • Noel Gallagher's High Flying Birds - "Who Built The Moon?"
  • Liam Gallagher - "As You Were"
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Utwory 2017


I jeszcze utwory, które powaliły mnie na kolana i których to braku obecności w tym miejscu nie potrafię sobie wyobrazić. Pomijałem już utwory, które znajdują się na albumach ujętych w powyższych rankingach.
  
  • Lor - "Keaton" 

    Zaskoczenia chyba nie ma? :) Uwielbiam... Nie! Kocham talent tych dziewczyn! W tym roku trzy cudowne single. Nie wiedziałem na który tu się zdecydować. W końcu wygrał ten pierwszy - "Keaton". Trzymam kciuki, by w tym roku udało się stworzyć pełnoprawne wydawnictwo :)

 


  • joan - "Żyj" 

    I jeszcze jeden utwór z naszego podwórka. Pod pseudonimem joan kryje się siostra znanego wszystkim Fismolla. Jest niemniej utalentowana od swojego brata, który zresztą bardzo ją wspiera. Utwór "Żyj" to kapitalny tekst i po prostu MAGIA. Maksymalny stan wzruszenia!

  •  
     
  • Foo Fighters - "The Sky Is Neighbourhood" 

    Może nowa płyta nie była wybitna, ale ten kawałek totalnie zachwycił! 




  • Arcade Fire - "Everything Now"

    Kopiuj, wklej poprzedni opis ;) 



  • The Killers - "Run For Cover"

    Powrót Killersów do formy! Ten kawałek brzmi jak z tych najlepszych początków tej formacji. 


  • Royal Blood - "Lights Out"

    Widzicie te diabliki w moich oczach? One mówią same za siebie! 


      
  • The National - "The System Only Dreams In Total Darkness" 

    Może nie pokochałem całego albumu, ale ten singiel jest dla mnie wybitny!



  • alt- J - "In Cool Blood"

Instrumentalny i kompozycyjny majstersztyk. 

 


  • Greta van Fleet - "Higway Tune"     

    Piorunujący singiel i od razu miano największej nadziei rocka! 

        
  • Isaac Gracie - "All My Mind" 
  • Młody, wielce utalentowany chłopak z którym wiąże spore nadzieje. W tym roku wspaniałe single oraz udana EP-ka. Liczę, że w przyszłym roku otrzymamy debiutancki album! Kolejny trudny wybór, ale rozkoszujcie się utworem "All In My Mind"

       
     

  • The War On Drugs - "Thinking Of A Place" 

  
Jedenaście minut, które mogłoby trwać całą wieczność... 




PS Zaczynam się chyba za mocno rozkręcać, więc pozwólcie, że na powyższym utworze (prawie) zakończymy...
    ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


    Zakończenie + Playlista 2017


    Bo na koniec jeszcze Playlista 2017. W jej stworzeniu wyręczyło mnie samo Spotify. Ich lista "Twoje ulubione utwory 2017" bardzo dobrze pokrywa się z wyborami, których dokonywałbym sam. Tu i ówdzie coś bym pozamieniał, dodał, ale generalnie nie widzę potrzeby dokonywania rewolucji. Śmiało polecam odsłuch! 






    Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć. Zapewne zdarzyło mi się w tym podsumowaniu coś pominąć. Pewnie nie każdy wybór spotkał się z Waszą aprobatą, ale to jest właśnie największy atut muzyki. Każdy może znaleźć w niej swoją bezpieczną i przyjemną przystań. Życzę Wam Podróżujący, abyście w tym Nowym Roku znaleźli dla siebie jak najwięcej tych pięknych, wymarzonych Muzycznych Przystani. I mam nadzieję, że będziemy licznie i często Podróżować Muzycznie Razem na wiele wspaniałych koncertów i festiwali! Do usłyszenia i do zobaczenia!




    Podpisał:
    Sylwester Zarębski, znany od roku 2017 jako "Ojciec Podróżnik"
    PM


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.