PM wspominają: Enea Spring Break 2019 (dzień trzeci)!

/
0 Comments
Enea Spring Break Festival 2019, relacja z dnia trzeciego



Enea Spring Break to festiwal, który w ciągu kilku lat stał się prawdziwym muzycznym fenomenem w Polsce. Z roku na rok przyciąga coraz większą uwagę fanów muzyki, czego przykładem są wyprzedawane karnety i tłumy głodnych koncertowych wrażeń "zombiaków", które spacerują po całym Poznaniu... Bo czyż nie jest tu trochę tak jak w "The Walking Dead"? Na kilkanaście godzin zamieniasz się w Zombie, który od jednej przestrzeni do drugiej podąża za dźwiękiem i łaknie pożywić się... nowymi doznaniami muzycznymi. Cieszę się, że w końcu udało się przeżyć ten stan! Obserwuję rozwój tego festiwalu od dawna i chęć wyjazdu pojawiała się wcześniej, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. W tym roku postanowienie Podróży do Poznania było mocniejsze, ale znów pojawiły się logistyczne problemy. Ba, jeszcze w sobotę rano nie byłem pewny czy zdążę wsiąść w pociąg. Nie chcę Was zanudzać przyczynami tych sytuacji, bo przecież nie tego tu oczekujecie. Cieszmy się więc, że po godzinie 15-tej dotarłem do Poznania i, w niewielkim stopniu, ale jednak, poznałem niezwykłą muzyczną atmosferę, która panuje w stolicy Wielkopolski, a  teraz mogę Wam przedstawić kolejną fantastyczną historię.

Stacja Poznań Główny tego dnia była opanowana przez postacie z kart książek Fantasy i komiksów (w tym czasie odbywał się również Pyrkon). Im bliżej jednak centrum, tym miasto żyło już wyłącznie muzyką. Dotarłem do Centrum Kultury Zamek w przyspieszonym tempie, ale nie było już szansy dostać się na panel z Dawidem Podsiadło. Zaopatrzyłem się w opaskę festiwalową i otrzymałem torbę, przewodniki, oraz pomniejsze gadżety - całkiem sympatyczne przywitanie. Chwilkę przysiadłem w kawiarni, zapoznałem się raz jeszcze z rozpiską czasową i poczekałem na Podróżujących Piotra i Agnieszkę, którzy uczestniczyli we wspomnianym spotkaniu. Z Agnieszką ruszyliśmy na mały spacer przed koncertami, przez co... przegapiliśmy uliczny secret show Dawida Podsiadło przed Zamkiem! Aj, no bardzo szkoda, ale nie miałem pojęcia o tej tajemniczej akcji. Nie było jednak czasu żałować, bo ta wiadomość zastała nas tuż przed pierwszym klubowym koncertem...

W Starym Kinie z bardzo dobrej strony zaprezentowała się formacja The Cassino. Poznałem ich dzięki "Start NaGranie" - świetny talent show produkowany przez Radiową Trójkę. Nie bez znaczenie jest również fakt, że Podróżujący też kibicują chłopakom (pozdrawiam Asia!). I było warto pojawić na tym występie. Otrzymaliśmy dawkę szalenie pozytywnego indie-rocka. Czuć było między chłopakami chemię i tę radość wspólnego grania. Ze sceny wylewała się pasja i miłość do muzyki gitarowej. A jeśli dodać do tego całkiem zgrabne, chwytliwe kompozycje to fani indie-rocka w Polsce powinni już teraz zwrócić na nich uwagę! Aczkolwiek nie oczekujcie tu też większej rewolucji. To po prostu bardzo solidna propozycja.

Bez chwili wytchnienia, myk do klubu obok. Na scenie klubu Pod Minogą swój koncert rozpoczęła już Moriah Woods. I momentalnie przeniosła mnie w zupełnie inny świat. Nadal pozostałem w klimacie bardzo gitarowym, ale Moriah z racji swojego pochodzenia (stan Colorodo w USA) wplata do swojej muzyki sporo amerykańskich elementów folku i country. Dużo w jej kompozycjach takiego ukrytego mroku i cały koncert miał właśnie taki klimat, który dopełniało oświetlenie. A właściwie - jego brak. Sala okryta ciemnością i tylko białe światło rzucane z rzutnika na scenę sprawiało, że mieliśmy szansę dostrzec artystów na scenie. Miało to swój urok. Nie było to jednak moje pierwsze spotkanie z Moriah. Już trzy lata temu zachwyciła mnie na Soundrive Festival, ale wtedy, jeśli dobrze pamiętam, występowała solo. W Poznaniu zaprezentowała się w pełnym składzie, co tylko zwiększało siłę przekazu. To naprawdę znakomita, w pełni świadoma artystka i pozostaje nam się tylko cieszyć, że buduje swoją karierę w Polsce.

I znowu, bez minuty przerwy, wracam do Starego Kina i od razy zostaję uderzony punkową, ostrą jak brzytwa energią od Modern Lies. Trochę nie mieli szczęścia do godziny występu, gdyż konkurowali z występującymi na głównej scenie The Dumplings. Ja sam miałem chwilę rozterki, czy nie dać Kubie i Justynie szansy na przekonanie mnie do ich projektu, ale koniec końców na koncert Modern Lies skutecznie zachęciła mnie Daria Zawiałow na swoim Instastories. I choć sama Daria chyba nie zawitała do klubu, to widziałem za mną Kasię Lins z zespołem. Takiego wsparcia innych artystów można pozazdrościć. Trzeba zresztą oddać, że ta formacja z Żywca potrafi w marketing. Właściwie cały klub został przez nich opanowany i gdzie nie zerknąłem, tam witało mnie ich logo. Czy jednak ich nadchodzący debiutancki album będzie miał szansę odnieść sukces? Znajdzie swoje grono fanów wśród bezkompromisowego rocka, ale z uzyskaniem mainstreamowej popularności nie będzie łatwo. Potrafią zachwycić swoim łobuzerskim podejściem (celny napis "dzikość" na koszulce gitarzysty), ale sam wokal trochę pozostawia do życzenia, choć moje odczucie może jednak brać się z winy słabego nagłośnienia jakim dysponował ten klub. Generalnie poczułem w środku ogień, więc oceniam pozytywnie, ale jednak tacy chłopcy z The Cassino mają chyba większy potencjał. 

Ostatni utwór Modern Lies odpuściłem, by spokojnie wrócić na Zamek i zdążyć na koncert Enchanted Hunters. Na tę formację zwróciłem uwagę dzięki Piotrkowi. Fragment z ich występu dla KEXP nie pozostawił mi złudzeń, że to bardzo intrygujący, kobiecy duet, o którym chyba w Polsce słuch za mały. Podobno branża z niecierpliwością wyczekuje ich drugiego albumu, a przedsmak został zaprezentowany na Spring Breaku. Udanie? Mam mieszane uczucia. Z jeden strony to był bardzo ciekawy klimat, ale oczekiwałem więcej instrumentalnej, folkowej zabawy, a spotkałem się raczej z ucieczką w dream-popową elektronikę. Odniosłem wrażenie, że zanim dziewczyny się rozkręcił, to już musiały kończyć. Formuła półgodzinnych showcase'owych występów jest bezlitosna. Nie zostałem porwany, ale wciąż jestem zaintrygowany i chciałbym je zobaczyć w pełnowymiarowym koncercie.

Bez większego żalu odpuściłem końcówkę, by powrócić na Plac Wolności i zdążyć na koncert Meli Koteluk. Ojej, długo już się z Melą nie widziałem, więc to naprawdę było bardzo przyjemne uczucie ponownie odpływać w jej fantastycznych kompozycjach i posłuchać utwory z "Migawki", wybrzmiewające na świeżym powietrzu. No nie będę się wielce rozpisywał, bo i nie ma potrzeby - Mela jest wspaniałą, niezwykłą artystką. która przekazuje ogrom ciepła! Mam tylko jeden problem z tym występem, a raczej z okolicznościami. No trochę czułem się jak na Juwenaliach. Hmm, ta główna scena ma w jakiś pewnie sposób rozładować kolejki do mniejszych klubów, a to jednak w tych kameralnych miejscach dzieją się rzeczy najciekawsze i są wręcz fundamentem tego całego muzycznego przedsięwzięcia. O czym przekonałem się już chwilę później, gdy ewakuowałem się z  Placu w rytmie "Spadochronu" i obrałem cel - Blue Note.

Intuicja dobrze mi podpowiadała, by na koncert Alice Phoebe Lou zjawić się zdecydowanie wcześniej. Raz, że udało się dostać bliżej sceny (a było tłumnie), dwa - Alice wskoczyła na scenę dziesięć minut przed czasem, stwierdzając zawadiacko, że nie po to przyjechała do Polski, by zagrać tylko pół godziny. I tym zagraniem od razu zdobyła nasze serca! A potem było już tylko lepiej, bowiem Alice i towarzyszącemu jej kwartetowi muzycznie nie można nic zarzucić. Sama filigranowa artystka na scenie swoim wyglądem i sceniczną ekspresją przypominała mi bardzo Aurorę. Zabrała nas jednak w zupełnie inny świat jazzu i bluesa. Bardzo ambitnie, ale zarazem wielce przystępnie dla osób, które nie słuchają tych gatunków zbyt często. Nie brakowało instrumentalnych popisów na klawiszach, saksofonie, perkusji, choć wszystko to bez większej wirtuozerii, ale nie jest to zarzut. Mam wrażenie, że doskonale zostały ułożone proporcje i choć z  jednej strony kompozycje były bardzo melodyjne, to nie traciły w sobie trochę improwizowanego szaleństwa. Alice zachwyciła i otrzymała kilkuminutowe owacyjne oklaski. Koniecznie warto mieć jej karierę na uwadze. Dla mnie osobiście okazała się odkryciem tej Podróży.

Alice okazała się objawieniem, ale to Kasia Lins zaprezentowała najlepsze show jakie widziałem tego dnia. Wykorzystała te pół godziny w sposób powalający na kolana. Począwszy od wyłonienia się całego zespołu zza spuszczonej kurtyny, spójnej scenografii i oświetlenia (c u d o), świetnie ułożonej setlisty, znakomitej interakcji z publicznością, po tę finałową, obłędną wersję "Kocham Cię, Kochanie Moje" - to było wieka rzecz. Jeśli ktoś pojawił się w Sali Wielkiej Zamku trochę nieprzekonany bądź zupełnie z ciekawości - jestem pewien, że wychodził z sali zachwycony i z głębokim postanowieniem zapoznania się z twórczością tej niesamowicie utalentowanej artystki.

Podobno niemal wszyscy kończą Spring Break w Tamie. I ja też tak postanowiłem skończyć tę krótką przygodę, wpuszczając do swojego świata elektroniczne dźwięki od JAAA! (dla mnie taka typowo festiwalowa elektronika z fajnymi momentami) oraz Zamilskiej (w sumie nie planowałem tu obecności, ale w ostatniej chwili zdecydowałem się poczuć te słynne basy i... hm, no jednak nie do końca to moja bajka).

Koncerty koncertami, ale czas na refleksje dotyczące całej tej imprezy.

Moje przemyślenia oczywiście są oparte na krótkiej wizycie, więc trudno odnieść mi się w pełni do całej imprezy, ale... No nie da się ukryć, że bardzo szybko się odnalazłem w tej formule i zachłysnąłem się panującą atmosferą w Poznaniu. Nie ma drugiego takiego festiwalu w Polsce (i nie ma potrzeby, by tworzyć kolejny taki format), ale wygenerował on u mnie podobne emocje, który odczuwałem przy wizytach na Soundrive Festival. Rozmach wydarzeń zupełnie inny, ale w obu przypadkach czułem zacierającą się granicę między artystą a publicznością, oddychałem pełną piersią muzyką, spotykałem wiele znajomych twarzy (można też śmiało postawić tezę, że przy dłuższym pobycie zawarłbym nowe przyjaźnie), wpadałem w festiwalowy amok. Ilość wydarzeń i koncertów potrafi przytłoczyć. Program często zmusza do trudnych i bolesnych wyborów. I co chyba najfajniejsze, będąc już po przeczytaniu kilku innych relacji i opinii pofestiwalowych, każdy wraca z innymi doświadczaniami i odkryciami.  Nie napotkałem się z tym problemem, ale wierzę, że częste są sytuacje, gdy kluby pękają w szwach i na możliwości obejrzenia danego artysty. Bardzo istotne jest, aby z wyprzedzeniem zaplanować sobie wędrówkę po Poznaniu. Poznaniu, który ze swoją klubową tkanką miejską idealnie pasuje do tego typu imprezy. Czy dostrzegłem jakieś problemy, wady? Nie przywiozłem do domu złych doświadczeń, ale jedna kwestia budzi we mnie wewnętrzną dyskusję. Czy aby Spring Break nie oddala się zbyt mocno od showcase'owej idei? Nie jest to pytanie ściśle związane z moją Podróżą, ale wiąże się z obserwacją rozwoju tego festiwalu. Hasłem przewodnim jest tu przecież promocja nowych zespołów i projektów, nie tylko z Polski. Z roku na rok pojawia się jednak większa ilość artystów ze znacznym i już uznanym dorobkiem muzycznym. Nie mam nic przeciwko obecności headlinerów na takich wydarzeniach, bo nie jest to nic nadzwyczajnego jeśli porównamy to z innymi tego typami imprezami. Powroty zespołów, których kariera nabrała rozpędu po występie na Springu też mają swój urok. Zastanawiam się czy proporcje jednak nie są zachwiane (podobnie jak na Soundrive, choć to temat na osobną polemikę). Pole manewru organizatorów oczywiście zależy od całej kondycji polskiego rynku, bo nie sztuką jest zaprosić młode zespoły, a prawdziwym wyzwaniem wyszukać prawdziwe talenty. Tu chylę czoła, bo organizatorzy dokonują naprawdę świetnych wyborów i wciąż można się miło zaskoczyć ( i to nawet po festiwalu, przykładowo  w relacjach pofestiwalowych moją uwagę zwrócił duet Ziela - rewelacyjni!). Ale widać, że festiwal otwiera się na osoby, które niekoniecznie są żądne nowości. Stawiam kropkę zanim sam się zaplątam w swoich dywagacjach, ale myślę, że warto dyskutować o formie festiwalu. Do czego zachęcam!

Jeden fakt jest jednak niepodważalny: Spring Break to prawdziwe Święto Muzyki! Czuję się wręcz okropnie z tym, iż nie brałem udziału w całej imprezie. Mam w sobie teraz głębokie postanowienie, by za rok ten stan zmienić. To jest jeszcze odległa przyszłość, więc nic zagwarantować nie mogę, ale po tej spontanicznej Podróży mam w sobie mnóstwo pozytywnych emocji, które ładują moją determinację do poziomu wykraczającego poza jakąkolwiek skalę.

Pozdrawiam raz jeszcze wszystkich Podróżujących, których spotkałem w Poznaniu! Wspaniała ta nasza muzyczna rodzinka! Wierzę, że za rok wypijemy wspólne piwko! 









Enea Spring Break Festival 2019

Enea Spring Break Festival 2019

The Cassino, Enea Spring Break Festival 2019

The Cassino, Enea Spring Break Festival 2019

The Cassino, Enea Spring Break Festival 2019

The Cassino, Enea Spring Break Festival 2019


Moriah Woods, Enea Spring Break Festival 2019

Moriah Woods, Enea Spring Break Festival 2019

Moriah Woods, Enea Spring Break Festival 2019

Moriah Woods, Enea Spring Break Festival 2019

Modern Lies, Enea Spring Break Festival 2019


Modern Lies, Enea Spring Break Festival 2019

Modern Lies, Enea Spring Break Festival 2019

Enchanted Hunters, Enea Spring Break Festival 2019

Enchanted Hunters, Enea Spring Break Festival 2019

Enchanted Hunters, Enea Spring Break Festival 2019

Enchanted Hunters, Enea Spring Break Festival 2019


Mela Koteluk, Enea Spring Break Festival 2019

Mela Koteluk, Enea Spring Break Festival 2019

Mela Koteluk, Enea Spring Break Festival 2019

Mela Koteluk, Enea Spring Break Festival 2019

Mela Koteluk, Enea Spring Break Festival 2019

Mela Koteluk, Enea Spring Break Festival 2019

Mela Koteluk, Enea Spring Break Festival 2019

Alice Phoebe Lou, Enea Spring Break Festival 2019

Alice Phoebe Lou, Enea Spring Break Festival 2019

Alice Phoebe Lou, Enea Spring Break Festival 2019

Alice Phoebe Lou, Enea Spring Break Festival 2019

Kasia Lins, Enea Spring Break Festival 2019

Kasia Lins, Enea Spring Break Festival 2019

Kasia Lins, Enea Spring Break Festival 2019

Kasia Lins, Enea Spring Break Festival 2019

Kasia Lins, Enea Spring Break Festival 2019

Kasia Lins, Enea Spring Break Festival 2019

Kasia Lins, Enea Spring Break Festival 2019

Kasia Lins, Enea Spring Break Festival 2019

Kasia Lins, Enea Spring Break Festival 2019

JAAA!, Enea Spring Break Festival 2019

Zamilska, Enea Spring Break Festival 2019


Sylwester Zarębski
PM
17.05.2019


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.