PM recenzują: London Grammar – Californian Soil

/
0 Comments

Recenzja albumu London Grammar – Californian Soil



LONDON GRAMMAR – "CALIFORNIAN SOIL"

 
 
Wokalistka Hannah Reid, gitarzysta Dan Rothman i perkusista/klawiszowiec Dominic Dot Major kazali nam czekać cztery lata (w tym aspekcie są regularni) na swoje trzecie wydawnictwo "Californian Soil", które okazało się dla ich projektu London Grammar pod wieloma względami przełomowe.

Ta trójka poznała się w 2009 roku na studiach w Nottingham, a cztery lata później dali się poznać światu za sprawą zjawiskowego debiutu "If You Wait". Ich delikatne, oszczędne, dream-indie-popowe operacje instrumentalne połączone z intymnymi tekstami i powalającym wokalem Hannah podbiły serca słuchaczy na całym globie. Swoją silną pozycję w świecie alternatywnej muzyki ugruntowali przepięknym, poruszającym albumem "Truth Is A Beautiful Thing" z 2017 roku, przy którym zresztą zrodziło się moje uczucie miłości do ich twórczości. Wydawać by się mogło, że odnoszone sukcesy, podbite listy przebojów, intensywne trasy koncertowe były dla nich spełnieniem artystycznych marzeń, ale za kulisami nie wszystko wyglądało idealnie.

Hannah w ostatnich wywiadach wyjawiła, że przez ostatnie lata z trudem zmagała się z mizoginią i mikroagresjami seksistowskimi – zjawiskami, które wciąż niestety panują w branży muzycznej. Wspominała przykładowo kłótnię z opryskliwym wobec niej ochroniarzem, który odmawiał jej wstępu na festiwalowy backstage, nierówne traktowanie jej osoby przez technicznych podczas prób dźwiękowych zespołu, czy choćby ignorowanie jej pomysłów w procesie produkcyjnym poprzednich albumów. Takie momenty, których było o wiele więcej, plus wyczerpujące trasy źle wpływały na jej stan zdrowia i psychikę. Zdiagnozowano u niej fibromialgię. Hannah traciła wiarę w siebie, była blisko decyzji o odejściu z zespołu i usunięcia się ze świata show-biznesu. Na szczęście odnalazła w sobie pokłady siły i postanowiła wydobyć wszelkie nękające ją demony na powierzchnię. Zainspirowana dodatkowo feministycznymi książkami podarowanymi jej przez babcię Dota, przy tworzeniu "Californian Soil" postanowiła odważnie i otwarcie podejść do dręczących ją tematów, a ponadto przejęła rolę liderki, biorąc na siebie kreowanie wizerunku zespołu oraz przedstawiając własną wizję jego dalszego funkcjonowania. Nie bez powodu tym razem to ona sama, bez towarzystwa kolegów z zespołu, pojawia się na  (cudownej!) okładce "Californian Soil".

Postawa Hannah ma odzwierciedlenie w tekstach, które napisała na ten album. W pierwszych słowach kluczowej i tytułowej kompozycji deklaruje: I left my soul / On Californian soil – nie mija się z prawdą, zostawiła widoczny ślad swojej potarganej duszy na tym krążku. Oczywiście oprócz feministycznych aspektów, nierównego traktowania kobiet i mężczyzn, Hannah porusza także inne tematy związane z m.in.: toksycznymi związkami, rozstaniami, namiętną miłością, niespełnionymi marzeniami. W tej śmiałej liryce niezmiennie odnajdziemy największe stężenie charakterystycznych dla London Grammar melancholijnych emocji i egzystencjalnych rozterek, natomiast ewolucji doczekała się warstwa muzyczna. Krążek jest w większości przepełniony bujnymi, żywymi, strzelistymi aranżacjami, które są wynikiem połączenia śmielszego electro-popu z nutą trip-hopowych inspiracji (zwłaszcza tytułowy, świetny singiel to niski ukłon w stronę "Teardrop" Massive Attack). Nie zabrakło w tej kombinacji także symfonicznych tekstur, ze szczególnym wskazaniem na orkiestralne, epickie "Intro" otwierające ten krążek, które jeden z Podróżujących (pozdrawiam Patryk!) określił mianem "naddźwięku" i w pełni się z nim zgadzam.

Fundamentalnie mamy wciąż do czynienia z rzewnym, ciepłym, relaksującym dream-popem, ale momentami te świeże dla London Grammar, pulsujące, elektroniczne melodie zaskakują, oszałamiają i wyzywająco zapraszają do tańca. Popowe inklinacje słychać szczególnie w cudnie porywającym, świetlistym "Lose Your Head" (podtrzymuję stanowisko, że to jeden z singli tego roku), transowo-uroczym, rozkosznie galopującym "Baby It's You" oraz w niebezpiecznie balansującym na granicy mainstreamowo-radiowo-popowej produkcji "How Does It Feel". Znamienne, że przy tych dwóch pierwszych maczał palce George Fitzgerald, a przy ostatnim Steve Mac (producent znany ze współpracy z m.in.: Chvrches, Westlife, Edem Sheeranem). Steve współprodukował również wyśmienicie przestrzenny utwór "Call Your Friends", w którym Hannah urzekająco eksploruje temat miłości: I've been waiting for someone / Who will cure what I've become.

Mroczniejszą elektroniką i niepokojącą atmosferą imponuje "Lord It's A Feeling", w którym pada chyba najmocniejsza fraza na całym albumie, która nie wymaga zbędnych interpretacji: I saw the way you laughed behind her back / When you fucked somebody else. Ten kawałek zrobił na mnie największe wrażenie podczas pierwszego odsłuchu i za każdym razem mocno oplata moje serce cierniem, kłując i zniewalając. 

Gdybym miał wskazać najsłabszy moment, to niezbyt zachwyciła mnie instrumentalna warstwa "Missing", ale kapitalnym i interesującymi stylem wokalnym sytuację ratuje Hannah. Dzięki niej to wciąż utwór utrzymujący na tle całości solidny poziom i który też zaliczam do wyciszających momentów tego krążka. Tak, fani poprzednich wydawnictw nie powinni się obawiać, ponieważ wciąż nie brakuje tu wielu (szczególnie w drugiej połowie krążka) subtelnych i stonowanych chwil. Wyśpiewane niemal a cappella (kolejny popis Hannah!), poruszające, klasztorne i potężnie emocjonalne "All My Love", wskrzeszony z czasów debiutu, oprawiony delikatnymi uderzeniami pianina i rosnącym napięciem smyczkowego aranżu "Talking", uświęcający kobiecość (There's a whisper that our God is a she) i nostalgicznie tęskniący  za beztroskimi nocami spędzonymi z przyjaciółmi do świtu "I Need The Night" i w końcu wieńcząca całość, rozmarzona "America". Ten ostatni kawałek, który Hannah napisała w najtrudniejszych chwilach życia, przedstawia Amerykę jako piękny kraj, pod którego powierzchnią bulgoczą dramaty, co stanowi metaforę tego, czego sama doświadczyła w przemyśle muzycznym, goniąc za marzeniami. Piękna pieśń o świetle i cieniu, o tym jak piękno może skrywać pod sobą coś strasznego. Idealne i wymowne zwieńczenie całego krążka.  

And all the parties they fade
And yes my looks they'll go away
I'll just be left here in America
But she never had a home for me

Hannah, Dan i Dot, trochę podążając ścieżką przypominającą karierę The XX, wpuścili do swojej przestrzeni więcej światła i nabrali pewności siebie, wynikiem czego jest ich najbardziej wyróżniający się i ambitny album w dorobku: różnorodny, zdynamizowany i głęboko osobisty. Przy wszystkich swoich przebojowych walorach, skłaniający do refleksji nad ważnymi przekazami. Jak określiła największa fanka London Grammar w Polsce i nasza Podróżująca (pozdrawiam Justyna!): "Jest inaczej, ale wciąż magicznie i przepięknie".

"Californian Soil" to dla London Grammar może nie rewolucyjny, ale bardzo znaczący krok naprzód w artystycznym dojrzewaniu, który dalej zapewnia im miano jednego z najważniejszych zespołów współczesnej alternatywy i prawdopodnie wyniesie na największe sceny festiwalowe, gdy tylko zapomnimy o pandemii.

Bądźcie oczywiście świadomi, że na moją ocenę tego krążka wpływa ogromne uczucie, jakim darzę ten zespół, a wokal Hannah, która nieustannie olśniewa swoją anielską barwą, emanując przy tym teraz nową, odrodzoną, wyzwoloną energią, za każdym razem przyspiesza bicie mego serducha i przyprawia mnie o ciarki na całym ciele. Jest jak narkotyk, bez którego moja dusza nie istnieje. I być może ta miłość trochę zaślepia mi pewne mankamenty ich twórczości (sugerują to dość rozbieżne recenzje i opinie), ale każdy z nas ma przecież taki zespół, któremu jesteśmy w stanie wybaczyć więcej. Mnie pozostaje na tę chwilę wybaczyć London Grammar ponowne zasadzenie w mej duszy nasion, z których kiełkuje piękno o terapeutycznych właściwościach. No i zdominowania wszelkich moich statystyk, bo "Californian Soil" to album, do którego na pewno będę powracał w kolejnych miesiącach!

PS Jeśli jeszcze nie mieliście okazji, to koniecznie obejrzycie specjalny występ London Grammar nagrany w Alexandra Palace z okazji premiery nowego albumu. Niektóre utwory na żywo zyskują zupełnie nową wartość! Polecam! Do znalezienia poniżej!

9/10












London Grammar – Californian Soil

London Grammar – Californian Soil

London Grammar – Californian Soil

London Grammar – Californian Soil

London Grammar – Californian Soil

 
Sylwester Zarębski
PM
27.04.2021


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.