Trudno uwierzyć, że to już przedostatnia odsłona Aktualnie w Głośnikach w tym roku! Ostatni artyści zgłaszają swój akces do albumowych rankingów 2021 roku i w ostatnich tygodniach tych interesujących premier trzeba przyznać było sporo! I jestem pewny, że kilka albumów z poniższego zestawu wzbogaci moje podsumowanie roku, ale nie ma co wybiegać w przyszłość – jeszcze dwa miesiące muzycznych premier przed nami! A teraz pozostawiam Was z moimi październikowymi wyborami!
ALBUMY
ILLUMINATI HOTTIES – "LET ME DO ONE MORE"
Znakomity singiel "MMMOOOAAAAAYAYA" zapętlił się w moich głośnikach na
kilka kwietniowych dni. Od tamtego momentu zacząłem uważniej śledzić
Illuminati Hotties i losy stojącej za tym projektem charyzmatycznej
artystki Sarah Tudzin. W kolejnych miesiącach pojawiały się od niej
następne świetne single, już konkretnie zwiastujące nowym album "Let
Me Do One More". I znów Sarah podbiła mój muzyczny gust! Zresztą nie
tylko mój, bo, biorąc pod uwagę pojawiające się recenzje, krytycy
również zdają się być bardzo zachwyceni tym krążkiem. Krążkiem
niezwykle intrygującym, zaskakującym, obok którego nie sposób przejść
obojętnie. Sarah swoją twórczość określa jako "tenderpunk". Bardzo
trafnie, bo z jednej strony w jej piosenkach nie brakuje czułości
(niektóre blisko balladowe kompozycje są wręcz zbudowane na
słodko-gorzkich fundamentach przygnębienia i melancholii), a z drugiej
w kilku momentach jesteśmy bombardowani iście zuchwałymi, surowymi w
swej kanciastej formie, ale niezwykle przebojowymi garażowo-punkowymi
"strzałami". To dawka błyskotliwie podkręconej, dynamicznej mieszanki
wspomnianego punka, indie rocka i inteligentnego, alternatywnego popu.
Kompozycje urzekają, zaskakują połamanymi rytmami, harmoniami,
pobudzają ostrymi gitarami – są absolutnie wyjątkowe, złożone z
niejednoznacznych emocji i mądrych tekstów.
Naprawdę trzeba docenić Tudzin, która generalnie w dużej mierze
samodzielnie stworzyła ten album: zagrała na większości instrumentów,
zajęła się wokalem, wyprodukowała i zaaranżowała całość oraz wydała
ten krążek nakładem własnej wytwórni Snack Shack Records. Jej
muzycznego instynktu można pozazdrościć, a studyjna bystrość sprawiła,
że ten album brzmi tak dobrze, jak na to zasługuje. Czy mogło być
jednak inaczej, skoro Sarah jest absolwentką Berklee College of Music
z zakresu produkcji muzycznej, inżynierii dźwięku i pisania tekstów, a
swoje umiejętności doskonaliła jako asystentka Chrisa Coady'ego (Beach
House, Yeah Yeah Yeahs, TV on the Radio) w kultowym Sunset Sound
Studio i jeszcze w CV może wpisać współpracę w studiu z Coldplay, Lady
Gagą, Barbarą Streisand, Porches, Weyes Blood, a także pracę nad
musicalem "Hamilton"? Mogłaby spokojnie rozwijać się i zarabiać jako
producentka muzyki, ale, na całe szczęście dla nas słuchaczy, ciągnie
ją niezmiernie do bycia także po tej drugiej stronie, na scenie.
Jej poprzednie dzieła: debiutancki album "Kiss Yr Frenemies" z 2018
roku oraz mixtape "FREE I.H.: This Is Not the One You've Been Waiting
For" z 2020 roku, były pozycjami dobrze ocenianymi, obiecującymi, ale
to na tym najnowszym dziele Sarah przeskoczyła do znaku jakości
"świetne"! Mamy niewątpliwie do czynienia z eksplozją jej wyjątkowego
talentu, czego efektem jest album pełen wspaniałych niespodzianek i
idealnie balansujący między rockową zadziornością, energicznymi
riffami a nostalgicznymi, intymnymi zadumami, między świadomą
żartobliwością a szczerą wrażliwością. Jedno z największych zaskoczeń
tego roku. Warto posłuchać!
SAM FENDER – "SEVENTEEN GOING UNDER"
Jeśli albumy numer dwa traktować jako egzaminy z dojrzałości, to Sam Fender zdał na piątkę! Sam dopieścił wszystkie elementy, które
złożyły się na sukces jego debiutu, wyniósł je o poziom wyżej i przy okazji poprowadził w nieco odmienne muzyczne uliczki. Od przebojowego debiutu, który naszpikowany był bardzo wyrazistymi singlami, "Seventeen
Going Under" odróżnia się większą spójnością, instrumentalną dramaturgią (te smyczki, saksofon!) i mądrością w konstruowaniu kompozycyjnych form, które nie zatracają najważniejszego – tego pierwiastka rockowej, festiwalowej melodyjności! Temu wszystkiemu towarzyszą niezmiennie niebanalne treści liryczne. Tu też nastąpiła pewna zmiana, bo Sam zdecydowanie częściej zagląda w głąb siebie i dzieli się depresyjnymi refleksjami pozbawionymi pierwiastka nadziei z okresu dorastania. Wesoło nie jest. Wciąż 27-letni Brytyjczyk ma również tę smykałkę do inteligentnych i szczerych obserwacji polityczno-społecznych sytuacji, co dobitnie potwierdza punkowy w swym źródle utwór "Aye". Sam Fender rośnie na jednego z najbardziej charyzmatycznych wokalistów swojego pokolenia. Wielu widzi w nim następcę Bruce'a Springsteena i wcale nie są to przesadne porównania. Rewelacyjny album!
BIFFY CLYRO – "THE MYTH OF THE HAPPILY EVER AFTER"
To już trzecie wydawnictwo Biffy Clyro w ciągu niespełna
trzech lat! W 2019 roku otrzymaliśmy od nich kreatywny,
filmowy soundtrack "Balance, Not Symmetry", w zeszłym roku zaś
nagrywany w kilku profesjonalnych studiach tuż przed wybuchem
pandemii, olśniewający, regularny album "A Celebration Of
Endings". Z wiadomej przyczyny niemożność prezentowania nowego
materiału na koncertach zaprowadziła Szkotów do domowego
studia w Ayrshire, gdzie postanowili stworzyć muzyczną
odpowiedź na swoje ostatnie dzieło. W ciągu tych 18 miesięcy
między sesjami nagraniowymi świat zmienił się diametralnie,
podobnie jak światopogląd wokalisty i autora tekstów Simona
Neila. O ile na poprzednim krążku genialne rockowe melodie
ocierały się o popowy blichtr, tak ten najnowszy stanowi
antytezę tamtych emocji. Są to oczywiście siostrzane albumy,
na co wskazują podobne okładki, ale pisane z dwóch skrajnie
różnych perspektyw.
"The Myth Of The Happily Ever After" to album zdecydowanie
mroczniejszy, uderzający, intensywnie zły, cyniczny, a jego
emocjonalne tony lawirują między uniesieniem a gniewem,
stwarzając iluzję starcia ciemności i światła, a liryczna
warstwa nie stroni od wielu metaforycznych znaczeń i symboli.
Pod względem muzycznym Biffy Clyro nie zawodzą. Kompozycje są
pełne sekretów, smaczków ukrytych pod kompozycyjnym
przepychem, struktury piosenek wywrócone do góry nogami,
aranżacje skonstruowane z chirurgiczną precyzją, spiralne
riffy przyprawiają o zawroty głowa, wokal Simona
poruszający, sekcja rytmiczna braci bliźniaków Bena i
Jamesa Johnston zachwycająca, a poziom kreatywności tej trójki
znów wykraczająca poza jakąkolwiek możliwą skalę. Choć
przeważają na tej płycie nieprzewidywalne, wzburzone, ponure
krajobrazy, to nie zabrakło także momentów bardziej
optymistycznych, które uwidaczniają się w strzelistym "Witch's
Cup" oraz w "Haru Urara"
Ten drugi zaintrygował mnie tytułem, który nawiązuje do
nazwy japońskiego konia wyścigowego, którego historia jest
niebywale pechowa. Od początku kariery klacz przegrywała raz
za razem kolejne wyścigi, aż po 80. porażce jej historię
podchwyciły media, doceniając niezłomną wolę walki i
chrzcząc ją tytułem "świecąca gwiazda przegranych na całym
świecie". Ostatecznie przy 113 startach nie odniosła żadnego
sukcesu, ale stała się fenomenem na skalę międzynarodową,
zapisała się w pamięci kibiców. Biffy Clyro w odróżnieniu od
Haru Urara kroczą zdecydowanie ścieżką naznaczoną
zwycięstwami, a najnowsze dzieło jest kolejnym triumfem ich
nieskończonej wyobraźni muzycznej.
HANIA RANI, DOBRAWA CZOCHER – "INNER SYMPHONIES"
Hania Rani & Dobrawa Czocher na albumie "Inner
Symphonies" zabierają w wyjątkową podróż po krajobrazach
pełnych dramaturgii, duchowych uniesień i instrumentalnej
poezji. A na końcu tej wędrówki czeka Nadzieja w
synonimicznym, cudownym singlu "Spring". Wymagająca
nieco chwili większej uwagi, ale bardzo piękna, zachwycająca
muzyczna lektura sygnowana nie bez powodu przez słynną
wytwórnię Deutsche Grammophon!
RALPH KAMINSKI – "KORA"
Kocham, kocham, kocham! Jestem pewny, że gdzieś tam w górze tak
Kora komentuje i przeżywa nowe dzieło Ralpha Kaminskiego, który
odważnie na warsztat wziął jej twórczość tworzoną z zespołem
Maanam. Interpretacje Ralpha są po prostu przepiękne, finezyjnie
zaaranżowane i imponują teatralnym rozmachem (projekt zrodził
się zresztą na potrzeby występu w ramach Przeglądu Piosenki
Aktorskiej we Wrocławiu)! Dodatkowy plus dla Ralpha za selekcję
utworów, które w większości są mniej znane i układają się w
ładną opowieść. Wyborny hołd dla legendarnej artystki, od
artysty, który pisze kolejny wspaniały rozdział własnej
legendy!
Warto docenić także wkład pozostałych członków zespołu
stworzonego na potrzebę tej płyty: Bartek Wąsik, Michał Pepol,
Wawrzyniec Topa, Paweł Izdebski i Wiktoria Bialic znakomicie
asystują Ralphowi w jego fantazjach na temat Kory.
COLDPLAY – "MUSIC OF THE SPHERES"
Harmonia sfer to starożytna teoria sformułowana przez
Pitagorasa, którą najprościej sprowadzić do stwierdzenia, że
struktura kosmosu odpowiada strukturze dzieła muzycznego. Po tę
piękną filozoficzną myśl łącząca muzykę i naukę od wieków
sięgali artyści i jest ona ciągle obecna. Panowie z Coldplay
wykorzystali ją, marząc o stworzeniu wspaniałego space-operowego
uniwersum, ale ostatecznie dotkliwie wypłaszczyli jej założenia
w zderzeniu z popową banalnością. Szkoda tego niewykorzystanego
potencjału. Lepiej dla zespołu byłoby teraz twardo powrócić na
Ziemię, przejrzeć swoje archiwa, szuflady, poszukać pomocy może
u mniej znanych producentów, bo ja wciąż (może naiwnie?) wierzę,
że Coldplay to zespół, który skrywa wspaniałe pomysły, ale wpadł
niestety w pułapkę mainstreamu i kolaboracje, które wysysają z
nich prawdziwą duszę. To dobitnie niestety słychać na "Music Of
The Spheres"...
JAMES BLAKE – "FRIENDS THAT BREAK YOU HEART"
James Blake nowym krążkiem nie podbił (jeszcze?) mojego
serducha tak jak "Assume Form" w 2019 roku i w sumie ciągle
szukam przyczyn tego stanu. Na pewno środkowa część tego krążka
mnie nie przekonała i nieco wykoleiła z emocjonalnych torów, po
których ze satysfakcją podróżowała moja dusza, ale już ostatni
etap tej wędrówki był ponownie wznoszący i imponujący. James
daje bilet uprawniający do spojrzenia w głąb jego duszy i
odkrywa przed słuchaczem swoje stany lękowe skontrastowane z
charakterystyczną dla niego delikatną, minimalistyczną
produkcją, uwypuklającą jego znakomity wokal. Efekt? Finezyjnie
utkana, wyrafinowana, nieco niepokojąca muzyczna melancholia.
Idealna propozycja na jesienne wieczory, z której grzechem
byłoby nie skorzystać.
LANA DEL REY – "BLUE BANISTERS"
Miles Kane i krzycząca Lana Del Rey? Tak, to się wydarzyło!
Nie ukrywam, że "Dealer" to największe zaskoczenie, które
dostarczył mi najnowszy album amerykańskiej piosenkarki.
Troszkę wzbraniałem się od tego odsłuchu, bo wydany siedem
miesięcy temu "Chemtrails Over the Country Club" został szybko
wyparty z mojej świadomości przez inne premiery i właściwie w
mej pamięci pozostał wyłącznie popis wokalny Lany w "White Dress". Z "Blue Banisters" historia może się powtórzyć, ale
muszę też przyznać, że nie żałuję tej godziny spędzonej z tym
dziełem, nawet jeśli za rok nie będę jej wspominać. Było po
prostu jakoś tak mi niezwykle przyjemnie znów zanurzyć się w
tej charakterystycznej, vintage'owej melancholii,
gdzieniegdzie bardzo intymnej, w innych chwilach nieco
bardziej podniosłej. Płynie się przez ten album jak przez
rzekę jesiennych, opadniętych liści. I tylko instrumentalny
przerywnik "Interlude – The Trio" psuje klimat całości. Co on
tam robi? Nie mam bladego pojęcia. To u mnie taki album na
raz, dwa, góra trzy odsłuchy. Ale ja też Lany nie słucham
jakoś nałogowo, choć cały czas żałuję, że nie doceniłem
należycie "Norman Fucking Rockwell!" w
podsumowaniu 2019 roku.
OH WONDER – "22 BREAK"
Josephine i Anthony, którzy stoją za projektem Oh Wonder, już
od kilku lat zaskarbiają sobie fanów na całym świecie
zręcznymi, melodyjnymi, lekkimi, romantycznymi indie-popowymi
kompozycjami. Istniejąca między nimi muzyczna chemia oraz
harmonijne wokale potrafią na płytach i koncertach (sprawdzone
przeze mnie dwukrotnie) wytworzyć odrobinę magii. Rok temu
okazało się, że łączy ich silniejsze uczucie niż tylko wspólna
muzyczna przygoda. Ich związek, a właściwie już małżeństwo,
zostało jednak w ostatnich miesiącach wystawione na próbę i o
tej sytuacji właśnie opowiada ich najnowszy krążek. Oczywiście
nic nie zapowiadało takiego obrotu spraw, ba, ich zeszłoroczny
album "No One Else Can Wear Your Crown" był wypełniony po
brzegi pozytywnymi, miłosnymi emocjami, ale zaplanowana trasa
koncertowa, z powodu epidemii koronawirusa, została
przełożona, a Josephine i Anthony pierwszy raz od kilku lat
pozbawieni zostali towarzyszącej im adrenaliny związanej z
ciągłym podróżowaniem i występowaniem na scenach. Lockdown
przyczynił się do kryzysu wielu par i małżeństw, bo nagle
zakochani w sobie zaczęli przebywać więcej czasu razem
zamknięci w czterech ścianach niż w czasach przed pandemią,
poznawać siebie głębiej i prowadziło to często do narastania
napięć i konfliktów. Ten problem dotknął także duetu Oh
Wonder. Z tą może jednak różnicą, że Josephine i Anthony mieli
tę możliwość i postanowili swoje emocje przenieść do studia
nagraniowego, z tą myślą, że może to być ich ostatnia wspólna
przygoda i pożegnanie z fanami. Efektem jest ich najbardziej
refleksyjny, intymny, bezpośredni album w dorobku, skręcający
nieco bardziej w stronę alternatywnego folku niż popu. Ta
ewolucja jest ciekawa, a zwłaszcza interesująco brzmią
stosowane jazzowe techniki, a we flircie ze zniekształconymi
samplami (szczególnie utwór "You > Me") wyczuwam wyraźną
inspirację ostatnimi eksperymentami Bona Ivera. Nawet to widać
na przykładzie grafiki okładki. Oczywiście Oh Wonder na tym
krążku nie dobijają do poziomu Justina Vernona, ale tymi
delikatnymi zmianami podnoszą swoją muzyczną jakość,
uwypuklając to, co zawsze stanowiło ich największy atut, czyli
przepiękne, splatające się wokale i emocje płynące z ich serc.
Polecam zagłębić się w tę muzyczną podróż, która dla tego duetu okazała się ostatecznie formą autoterapii i wyciągnęła ich z poważnego kryzysu. Warto ten album posłuchać w połączeniu z wyjątkowym czarno-białym filmem.
Polecam zagłębić się w tę muzyczną podróż, która dla tego duetu okazała się ostatecznie formą autoterapii i wyciągnęła ich z poważnego kryzysu. Warto ten album posłuchać w połączeniu z wyjątkowym czarno-białym filmem.
NICK CAVE & THE BAD SEEDS – "B-SIDES & RARITIES (PART II)"
To oczywiście tylko ciekawostka w katalogu Nicka Cave'a, ale złożona z tylu wspaniałych perełek, że trudno o niej nie wspomnieć! Przy okazji ta kompilacja singli oraz koncertowych nagrań idealnie obrazuje muzyczną drogę Nicka Cave'a w ostatnich latach: od piosenek nasączonych echem rock'n'rollowej przeszłości po te naznaczone melancholią z ostatniego okresu przepracowywania żałoby po stracie syna. Dla fanów Nicka pozycja obowiązkowa!
FISZ EMADE TWORZYWO – "BALLADY I ROMANSE"
Wystarczy właściwie jedno zdanie: boomerzy są w genialnej formie! No może jeszcze drugie: TEKSTY z reporterskim zacięciem są bezbłędne! No to jeszcze trzecie i ostatnie: muzyczna paleta, sięgająca korzeni i wszystkich późniejszych inspiracji, które wykorzystywali bracia Waglewscy, jest hipnotyzująca!
➖ ➖ ➖
DEBIUTY
JOY CROOKES – "SKIN"
Przepiękny głos wschodzącej gwiazdy brytyjskiego soulu Joy Crookes z jej
debiutanckiego albumu "Skin" pozostał trochę przez świat niezauważony, a
przynajmniej zasługuje na o wiele większą uwagę.
Pomimo że w ostatnich latach otrzymała nominację do Brit's Rising Star, zajęła również czwarte miejsce w prestiżowym plebiscycie BBC Sound Of 2021, to wokół niej nie wytworzyła się aura zbędnego hype'u. Artystka z południowego Londynu z bangladesko-irlandzkim pochodzeniem ze spokojem dopieściła swój bardzo przemyślany, bogaty dźwiękowo i szczery debiut. Pojawiające się porównania do Amy Winhouse nie mają w sobie zbytniej przesady. Joy Crookes kunsztownie w swoją twórczość wplata noe-soulowe brzemienia, rytmy R&B, szczyptę modernistycznego jazzu, gitarowe riffy, orkiestrowe partie instrumentalne, a nawet wprawne ucho usłyszy echa trip-hopu. Choć Joy zanurza się w wielu gatunkach, to łącze je w spójną całość lśniącym, uduchowionym, miodnym wokalem i autorskim lirycznym spojrzeniem. Jej niebanalne teksty dotykają trudnych spraw, często inspirowanych jej dojrzewaniem w Londynie. Refleksje na temat zdrowia psychicznego, związków, polityki, społecznych traum, sytuacji kobiet sprawiają, że dzieło Crookes jest niebywale aktualne, ale dzięki wspaniałej muzycznej wrażliwości tej utalentowanej artystki, "Skin" niesie w sobie wyjątkową ponadczasowość.
Joy Crookes objawia się jako nowa bohaterka brytyjskiego soulu, a ten urzekający debiut powinien wynieść do wyższej ligi.
Pomimo że w ostatnich latach otrzymała nominację do Brit's Rising Star, zajęła również czwarte miejsce w prestiżowym plebiscycie BBC Sound Of 2021, to wokół niej nie wytworzyła się aura zbędnego hype'u. Artystka z południowego Londynu z bangladesko-irlandzkim pochodzeniem ze spokojem dopieściła swój bardzo przemyślany, bogaty dźwiękowo i szczery debiut. Pojawiające się porównania do Amy Winhouse nie mają w sobie zbytniej przesady. Joy Crookes kunsztownie w swoją twórczość wplata noe-soulowe brzemienia, rytmy R&B, szczyptę modernistycznego jazzu, gitarowe riffy, orkiestrowe partie instrumentalne, a nawet wprawne ucho usłyszy echa trip-hopu. Choć Joy zanurza się w wielu gatunkach, to łącze je w spójną całość lśniącym, uduchowionym, miodnym wokalem i autorskim lirycznym spojrzeniem. Jej niebanalne teksty dotykają trudnych spraw, często inspirowanych jej dojrzewaniem w Londynie. Refleksje na temat zdrowia psychicznego, związków, polityki, społecznych traum, sytuacji kobiet sprawiają, że dzieło Crookes jest niebywale aktualne, ale dzięki wspaniałej muzycznej wrażliwości tej utalentowanej artystki, "Skin" niesie w sobie wyjątkową ponadczasowość.
Joy Crookes objawia się jako nowa bohaterka brytyjskiego soulu, a ten urzekający debiut powinien wynieść do wyższej ligi.
THE CASSINO – "CZĘŚCI"
The Cassino poznałem dzięki "Start NaGranie" - świetny talent show produkowany niegdyś przez świętej pamięci Radiową Trójkę. W 2019 roku obserwowałem ich koncert w ramach Enea Spring Break i zachwyciłem się ich pasjonującym podejściem do indie-rocka. Ale muzyczna przygoda trójki przyjaciół, Huberta Wiśniewskiego, Michała Badeckiego i Piotra Dawidka, zaczęła się znacznie wcześniej, bo już w roku 2013. Ich droga wiodłą od dd grywania w starym, wojskowym kasynie w Braniewie, po różne próby w programach talent-show, podpisanie kontraktu z Fonobo Label, aż po obecność na Męskim Graniu w 2019 roku. W między czasie chłopaki wypuścili także trzy EP-ki. No i wreszcze teraz ukazał się ich pełnoprawny album! No i mamy kolejny bombowy gitarowy debiut na naszym rynku w tym roku! Ten krążek bezpretensjonalnie rozpoczyna się od porywającej "Delty" i przez następne ponad 40 minut nie odnotowałem spadku porywającego, gitarowego stylu. Nieco surowego, ale bardzo charakterystycznego. Kompozycje są skontruowane bardzo zgrabnie, rockowa kombinacja wyspiarskiego indie-rocka, bluesa, funku interesująca, ale największą siłą The Cassiono jest wokal i charyzma Huberta Wiśniewskiego! Chłopak ma w sobie to coś! Polskie teksty również mają prawo się podobać, słyszę w nich takie delikatne echo Happysad, ale nie jest to zarzut. Jeśli miałbym szukać wad, to odniosłem wrażenie, że ten materiał zasługiwał na lepszy mastering, ale może to kwestia jakości streamingu.
AIRWAYS – "TERRIBLE TOWN"
Airways z debiutanckim albumem "Terrible Town"! Wreszcie! Wszak pomału
mijają już cztery lata odkąd zagrali świetny support przed Nothing But
Thieves w Warszawie i od tamtej pory spoglądam w ich stronę. Poza
pojedynczymi singlami jednak nic więcej się od tamtej pory nie zadziało.
Ba, chłopaki całkiem niedawno nieźle strollowali fanów oświadczeniem, po
którym obstawiano, że grupa zakończy działalność. A oni niespodziewani
ogłosili premierę debiutanckiego krążka! Warto było tyle czekać?
Umiarkowanie tak. Ani się nie zawiodłem, ani też nie wpadłem w euforię po
dwóch odsłuchach. Jest tu kilka obiecujących, mocniejszych, solidnych
momentów ("Out of Control", Slow, "Rust", "Listen To Your Friends"), ale
są też kawałki, które swoim stylem (próby uwspółcześniania swojej
twórczości na modłę Twenty One Pilots powinni sobie darować) zaniżają
poziom ("South as South Goes", "Even If I Lose Again"). Fani rocka powinni
sprawdzić, ale na tle wielu innych gitarowych debiutów z ostatniego czasu
Airways wypadają nieco przeciętnie. Nie wykluczam jednak, że to wrażenie
mogłoby się zmienić po jakimś koncercie.
➖ ➖ ➖
EP-KI
HELA – "NA SWÓJ KSZTAŁT"
Słuchając debiutanckiej EP-ki Heli, wyobraźnią przenoszę się na kwiecistą łąką, leżę wpatrzony w fascynujące obłoki chmur, bose nóżki delikatnie owiewa letni wiatr, żadnych trosk, żadnych potrzeb... "Na Swój Kształt" jest niezwykle przyjemną podróżą usianą sielskimi, magicznymi, subtelnymi, indie-pop-folkowymi kompozycjami. Rzekłbym, że to momentami to nawet taki dancing folk! Hela zapukała w odpowiednie drzwi do mojego serducha, a w jej wrażliwym wokalu i cudnych opowieściach trudno się nie zakochać! Czekam na więcej!
➖ ➖ ➖
SINGLE
SNAIL MAIL – "BEN FRANKLIN"
Singlowa niespodzianka października! Od trzech tygodni zapętlam ten
kawałek i nie potrafię przestać! Promuje on album "Valentine" Snail Mail,
który ukaże się już jutro! I wszystko zapowiada, że to będzie kolejny mocny kandydat do płyt roku!
JACK White– "TAKING ME BACK"
Tak! Jack White powrócił z nowym singlem "Taking Me Back", który
został wykorzystany w zwiastunie gry Call Of Duty: Vanguard! Warto
sprawdzić również akustyczną wersję tej kompozycji!
PHOEBE BRIDGERS – "THAT FUNNY FEELING"
Na trasie po Stanach Zjednoczonych Phoebe Bridgers prezentowała
cudowny cover kompozycji "That Funny Feeling" z tegorocznego
albumu "Inside (The Songs)" autorstwa Bo Burnhama – popularnego
komika, aktorka, muzyka, poety.
GRACIE ABRAMS – "FEELS LIKE" / "ROCKLAND"
Znany reżyser J.J Abrams może pochwalić się uzdolnioną
muzycznie córką. Gracie Abrams w ostatnim czasie skromnie
zaczyna pukać do mojego serducha. Jej twórczość wpisuje się w
nurt współczesnego, amerykańskiego, singer-songwriterskiego
alt-popu. W zeszłym roku wydała debiutancką EP-kę "Minor"
nakładem Interscope Records, wystąpiła w programie Jimmy
Kimmel Live!, a wspierają i chwalą jej twórczość m.in.: Olivia
Rodrigo, Lorde, Billie Eilish, Phoebe Bridgers!
W październiku wydała piękne single "Feels Like" oraz napisany
z Aaronem Dessnerem "Rockland", do których mimowolnie powracam.
Czy narodzi się z tego większe uczucie? Tego jeszcze nie wiem,
ale wpisuję Gracie do notesu z tegorocznymi odkryciami
muzycznymi
MICHAEL KIWANUKA – "BEAUTIFUL LIFE"
COALS – "GANC EGAL"
AURORA – "GIVING IN TO THE LOVE"
21 stycznia otrzymamy nowy album "The Gods We Can Touch"!
THE LUMINEERS – "BIG SHOT"
Kolejna bardzo dobra zapowiedź nowego albumu!
BAND OF HORSES – "CRUTCH"
Band of Horses powracają! Singiel "Crutch" zwiastuje album "Things
Are Great", który ukaże się 21 stycznia!
LUSHY!, WERA – "LUSCIOUS MIND"
Interesujący projekt z wrocławskiego podwórka!
BEIRUT – "FISHER ISLAND SOUND"
10 stycznia otrzymamy nowy album "Artifacts" od zespołu Beirut! Będzie to kompilacja mniej znanych utwórów: z początków zespołu oraz takich, które wcześniej nie doczekały się publikacje, były częścią EP-ek, albo b-side'ami.
KASABIAN – "ALYGATOR"
Grupa Kasabian opublikowała pierwszy singiel po opuszczeniu ich
szeregów przez Toma Meighana. Czy zespół z Leicester z Sergio w
roli lidera zdoła nas ekscytować jak dawniej? Hmm, no jest całkiem
obiecująco!
OF MONSTERS AND MEN – "PHANTOM" / "SUGAR IN A BOWL"
Od debiutu tej islandzkiej formacji minęło 10 lat! Z tej okazji OMAM przygotowali dla fanów wyjątkową, jubileuszową wersję "My Head Is An Animal" wzbogaconą o dwa single, które wcześniej nie ujrzały światła dziennego!
ADELE – "EASY ON ME"
Niezbyt oczekiwany przeze mnie powrót, ale odnotujmy, że u Adele bez większych zmian.
PATRICK THE PAN – "RENAMENTY SERCA" (FEAT. DARIA ZAWIAŁOW)
Patrick The Pan chyba nie miał w sobie serca, ukrywając ten bonusowy duet przez pół roku od wydania albumu "Miło Wszystko".
GANG OF YOUTHS – "THE MAN HIMSELF"
LOS BITCHOS – "LAS PANTERAS"
Zapowiedź debiutanckiego albumu "Let The Festivities Begin!", który pojawi się 4 lutego! Instrumentalny klimat, jakie tworzą te dziewczyny jest niezwykły!
TĘSKNO – "YOYO (TĘSKNO GRA POEZJĘ)"
Uroczo i przebojowo!
WOLF ALICE – "BOBBY (LIVE)"
W sieci pojawiła się dziś nowa wersja tegorocznego albumu "Blue Weekend" Wolf Alice poszerzona o wybrane kompozycje w wersji koncertowej oraz kołyszący cover utworu "Bobby" Alexa G!
CHVRCHES – "BITTER END"
Reżyserską, poszerzoną o trzy kawałki wersję albumu "Screen Violence" zaprezentowała grupa Chvrches. Z tych nowych utworów najbardziej przypadł mi singiel "Bitter End"!
➖ ➖ ➖
WYDARZENIA MIESIĄCA
TEKSTY
W październiku spisałem wspomnienia z moich dwóch letnich wizyt na Open'er Park!
KONCERTY
Dziwna przerwa koncertowa przytrafiła mi się w październiku, ale na koniec miesiąca powróciłem na koncertowy szlak, uczestnicząc w kapitalnym i niezapomnianym koncercie Artura Rojka w Grudziądzu!
OGŁOSZENIA KONCERTOWE
Tauron Nowa Muzyka z headlinerskim ogłoszeniem! Do Katowic przyjedzie grupa Moderat!
Wybrane pozostałe ogłoszenia:
Coldplay, Stadion Narodowy, Warszawa, 08.07.2022
Warpaint, Progresja, Warszawa, 28.05.2022
Band Of Horses, Progresja, Warszawa, 28.05.2022
Bring Me The Horizon + supporty: A Day To Remember,
Poorstacy, Lorna Shore, Arena Gliwice, 18.02.2022
You Me At Six
, Proxima, Warszawa, 20.02.2022
Glen Hansard, Palladium, Warszawa, 28.05.2022 / Stary Maneż,
Gdańsk, 16.06.2022
Low Island, Hydrozagadka, Warszawa, 27.02.2022
Avril Lavigne, Atlas Arena, Łódź, 02.03.2022
Swedish House Mafia, Tauron Arena Kraków, 21.10.2022
Rise Against, Torwar, Warszawa, 13.04.2022
Jeremy Zucker, Proxima, Warszawa,
30.03.2022
➖ ➖ ➖
WYRÓŻNIENIA + PLAYLISTA MIESIĄCA
Pozostałe interesujące wydawnictwa w telegraficznym
skrócie:
Dla fanów horyzontalnych pejzaży muzycznych: The War On Drugs – "I Don't Live Here Anymore".
Dla chcących pobujać się przy elektroniczno-rockowych instrumentalach: Niemoc – "Kilka Najlepszych Dni w Życiu". A
właściwie można już nie tylko tańczyć, ale również pośpiewać, bo
gościnnie na tym krążku wokali udzielają: Kacha, Misia Furtak, Michał
Wiraszko, Tęskno i Próżnia! Ten zabieg powinien chłopakom przysporzyć
nowych fanów! I zasłużenie! Świetny krążek!
Dla poszukujących singer-songwriterskich perełek: Noah Gundersen – "A Pillar of Salt". Koniecznie z tego albumu posłuchajcie kompozycję "Atlantis" z Phoebe Bridgers!
Dla fanów psychodelicznych odlotów: Pond – "9"
Dla sympatyków nieoczywistych muzycznych podróży: Tirzah – "Colourgrade".
Dla tych, którym brakowało w Polsce zespołów shoegaze'owych:
Midsommar – "The Dream We Had" (EP-ka)
Dla tych, którzy czują niedosyt po nowym albumie Lany Del Rey: Kristine – "I Miss Myslef, Sometimes" (EP-ka)
I oczywiście na koniec zapraszam Was do przejrzenia i
przesłuchania mojej
tradycyjnej playlisty, którą na bieżąco uzupełniałem przez cały miesiąc!
Przypominam, że w pierwszej kolejności wyszczególniam albumy i
EP-ki, a w dalszej kolejności prezentuję single, w tym te,
które nie załapały się w moich powyższych wyróżnieniach, a
które są warte sprawdzenia! Wybory oczywiście skrajnie
subiektywne!
PM
04.11.2021