Wspominałem o tej historii już przy okazji recenzji debiutanckiego albumu
"Ciche dni" Kaśki Sochackiej, ale muszą ją w tym miejscu powtórzyć. 26
października 2019 roku pędziłem autkiem do Torunia na koncert duetu Ziela,
słuchając przy tym świętej pamięci radiowej Trójki. Swoją audycję prowadził Piotr Stelmach, który właśnie tamtego wieczoru po raz pierwszy w eter puścił
"Wiśnię"... Cios! Przez te kilka minut czułem jakbym jechał w slow motion.
Emocjonalnie zostałem powalony na łopatki.
Ponad trzy lata później znów podróżuję do Torunia. W głośnikach wybrzmiewają
cudowne, poruszające melodie z "Cichych dni" i z niecierpliwością odliczam
kwadranse do pierwszego solowego koncertu Kaśki Sochackiej w Grodzie
Kopernika!
Marzyłem o tym klubowym koncercie i spotkaniu z Kaśką od marca! Po drodze
widziałem co prawda jej występ na wrocławskim Stay Wild Festival i choć było
to doznanie idealnie trafiające w środek mego serducha, to jednak wiadomo, że
takie koncerty nie mogą się równać z tymi z tras klubowych. Z tym większą
radością pojawiłem się pod sceną toruńskiego Lizard Kingu i liczyłem na
muzyczne, unoszące w niebiosa cuda. I już Wam zdradzę: nie zawiodłem
się!
Najpierw na scenę wkroczyli koledzy z zespołu: Andrzej Rajski zasiadł za
perkusją, Lesław Matecki chwycił za gitarę elektryczną, a Paweł Harańczyk
stanął za klawiszami. Przy każdym z nich stały staroświeckie lampy, które, po
sprawdzeniu instrumentów, zapalili. Ostatnia z nich czekała wejście Kaśki
Sochackiej. Skromnie ubraną w czarny golf artystkę przywitały gromkie oklaski
licznie zgromadzonej publiczności. Stanęła za klawiszami i mikrofonem, z boku gitara akustyczna, chwila
emocjonalnej ciszy i następnie popłynęły pierwsze wokalne czary z utworu
"Jeszcze"! Och i ach! Głos Kaśki jest niebiańsko nieskazitelny! Imponujący! I
skradający każdy kawałek serducha! A jeśli jeszcze dodać do tego perfekcyjną
realizację dźwięku – delicje dla ucha! Naprawdę pod tym względem technicznym
był kosmos! I tak przez kolejne minuty Kaśka uwodziła nas na przemian
przepięknymi utworami z debiutu, z wcześniejszej EP-ki "Wiśnia" i... nie
tylko! Otóż nie zabrakło wspaniałych niespodzianek! Mieliśmy tę niebywałą
przyjemność usłyszeć aż trzy utwory, które znajdą się na nadchodzącym mini
albumie "Ministory", którego premiera już tuż tuż, bo 26 listopada! I trzeba
przyznać, że te kompozycje wyrzeźbione w ostatnich miesiącach z Olkiem
Świerkotem są intrygujące, zaskakujące i odważne. Odważne we wprowadzeniu
elektronicznych elementów i odświeżających form wokalnej ekspresji. Z
tych wykonań zdecydowanie największe wrażenie na mnie wywarł utwór "Tańcz".
Instrumentalna końcówka była genialna! Wspólna kreacja przez zespół
narastającej dramaturgicznie ściany dźwięku i kulminacyjny zwrot w stronę
tanecznego rytmu – totalne zaskoczenie! Uwielbiam, gdy tęskna, stonowana singer-songwriterska
atmosfera zderza się z takim instrumentalnym rozmachem! Dobitnym przykładem
tego jest dla mnie utwór "I Know The End" Phoebe Bridgers i w podobnym
kierunku została skonstruowana kompozycja "Tańcz". Dla mnie sztos, a i
zauważyłem po tanecznych reakcjach osób wokół mnie, że ta kompozycja zyskał szczere uznanie. A skoro już tu napomknąłem o Phoebe, to nie da się ukryć, że Kaśka
często była do niej porównywana, bo obie poruszają się po podobnej
emocjonalnej płaszczyźnie. Kreują taki pozytywny smutek, który ma na celu
wyzwalać i podnosić na duchu. I na tym toruńskim koncercie można było zanurzyć
się w oceanie melancholii, ale gdzieś u każdego z nas, jestem tego pewny,
rosły równocześnie skrzydła nadziei i zrozumienia, że komplikacje, smutki,
nieszczęścia, łzy są nierozłączną częścią naszego życia. Twórczość Kaśki ma w sobie terapeutyczne
właściwości, które na żywo ujawniają się ze zdwojoną mocą, także dlatego, że
kompozycje z płyt na scenie nabierają większego rozmachu i emanują
pozytywniejszą energią. Ja byłem w skowronkach przez cały koncertach, ale
najbardziej odpływałem, i nie było to dla mnie zaskoczeniem, przy takich
utworach jak rozdzierające serce "Z soboty na niedzielę", urzekające "Spędź ze
mną trochę czasu jeszcze", dramatyczne "Boję się o Ciebie", czy tkliwa
"Wiśnia". Ale właściwie mógłbym tu przywołać całą setlistę (podrzucam ją w fotorelacji) – ten występ po
prostu nie miał słabego momentu. No chyba nikt u nas tak pięknie w tym roku
nie wzrusza, kołysze i tuli jak Kaśka Sochacka!
To był wspaniały koncert, który, choć może charakteryzował się sporą dozą
subtelności i skromności, to jednak wypełniony był emocjonalnym przepychem.
Magia!
I jeszcze jedna kwestia. Czymś niesamowicie przepięknym było móc obserwować
ten często pojawiający się, delikatny, uroczy uśmiech na twarzy Kaśki. To był
obraz osoby, która właśnie spełnia swoje największe marzenia, na których
realizację czekała bardzo, bardzo długo. Proszę jeszcze wiele takich uśmiechów
zachować, bo to paradoksalnie dopiero początek przepięknej muzycznej podróży!
Dzięki Kaśka za ten cudny wieczór!
Sylwester Zarębski
PM
11.11.2021