Staje się pomału u mnie to tradycją, że nie ma roku bez koncertu Króla. Dwa
lata temu zostawiłem zmiażdżony umysł w grudziądzkim klubie Akcent, zeszłego
lata harcowałem pod sceną Letnie Browaru w Poznaniu, a w tym udało mi się
wygrać wejściówkę do bydgoskiej Fabryki Lloyda na jeden z ostatnich w tym roku
występów Króla, promujących jego tegoroczny, świetny album "Dziękuję"!
I całe szczęście, bo w poprzednich miesiącach mijałem się z Błażejem i jego
ekipą, a bardzo chciałem usłyszeć te nowe kompozycje na żywo. A w przypadku
tego artysty warto jak najczęściej łapać te koncertowe okazje, bo za chwilę
znów może nas zaskoczyć nowym materiałem, który zdominuje setlisty. Szanuję
takie podejście, bo nie po to wydaje się nowe krążki, by potem pochodząca z
nich większość piosenek nie opuszczała przystani studia nagraniowego. A taka
sytuacja ma często miejsce w przypadku wielu zespołów. Król jednak nie idzie
na kompromisy i w Bydgoszczy usłyszeliśmy niemalże cały nowy album z
naddatkiem w postaci porywającego, żywiołowego utworu "Odpuść", który był
dostępny do pobrania dla osób, które zamówiły wersję deluxe "Dziękuję". Mam
nadzieję, że Król zdecyduje się w pewnym momencie udostępnić ten utwór dla
wszystkich, bo jest on po prostu fantastyczny!
Jeśli zaś ktoś liczył na utwory z poprzednich płyt, to mógł poczuć się nieco
zawiedziony. Nie zabrakło jednak oczywiście takich wspaniałych muzycznych
kąsków, jak przyprawiające o dreszcze "Powoli", pulsujący refleksją "całą
ciszę / POKÓJ NOCNY", taneczne "Te smaki i zapachy", melancholijne "z tobą /
DO DOMU" i powalający energią, finałowy "Pierwszy i ostatni". Czy jednak
ktoś z tego powodu naprawdę opuszczał Fabrykę Lloyda rozczarowany? Szczerze w
to wątpię, bo piosenki z "Dziękuję" idealnie wpisują się w królewskie,
alternatywne menu, które od lat serwuje nam Błażej. Są zadziorne, są
przebojowe, delikatnie refleksyjne, niebanalnie skonstruowane i na żywo
nabierają dodatkowych rumieńców. To w dużej mierze też zasługa całej
scenicznej ekipy. Tomasz Fietz i Jan Migdał tworzą perfekcyjnie zgraną sekcję
rytmiczną i mogliby chyba grać z zamkniętymi oczami. Monia Muc już chyba na
dobre rozgościła się w muzycznej rodzinie Króla i wzbogacała większość
piosenek o kapitalne wstawki saksofonem! Ta dziewczyna ma żelazne płuca! I
jakże wspaniale się wczuwała w każdy kolejny kawałek! Mieć ją w zespole to
skarb! No i last but not least: cudowna Iwona Król stojąca na podwyższonym
stanowisku za klawiszami i wdająca się w częste muzyczne dialogi ze swoim
mężem. Jej obecność jest bezcenna! Swoje pięć minut otrzymał także techniczny
ochrzczony imieniem Ben, który w pewnym momencie chwycił za gitarę akustyczną
i przygrywał bodajże (jeśli jednak źle zanotowałem ten moment w pamięci, to
proszę mnie poprawić!) nową pieśń Błażejowi, której momentem
kulminacyjnym było wspólne gwizdanie z publicznością. Ben na scenie pojawił
się później raz jeszcze, wyręczając w utworze "MYWYONI" za klawiszami Iwonę,
która chwyciła za mikrofon i pojawiła się na skraju sceny u boku Błażeja –
świetny pomysł! A Król Tygrysów? Cały czas w znakomitej formie i w swoim
niepowtarzalnym żywiole!
Uwielbiam tę królewską ekipę i panującą między nimi chemię! Potrafią skumulować i
wlać w serducho tyyyyle dobrej energii! Nie inaczej było w
Bydgoszczy! Nóżki pracowały, umysł zatracony! Prawdopodobnie to był mój
ostatni koncert w tym roku i chciałbym, by każdy sezon koncertowy kończył się
taką iście królewską ucztą muzyczną! Dziękuję i do następnego!
Sylwester Zarębski
PM
12.12.2021