PM relacjonują: The War On Drugs w Warszawie, Letnia Scena Progresji, 12.06.2023!

/
0 Comments
  Podróże Muzyczne relacjonują: The War On Drugs w Warszawie, Letnia Scena Progresji, 12.06.2023!
 
 
 

PM relacjonują: The War On Drugs w Warszawie, Letnia Scena Progresji, 12.06.2023! 




Doczekaliśmy się! Po wielu latach amerykański zespół The War On Drugs dotarł do naszego kraju! Nawet nie macie pojęcia, ile razy w przeszłości marzyłem o ich występie na jakimś polskim festiwalu. Ba, marzenie to podsycał zresztą sam Mikołaj Ziółkowski, który w radiu Newonce w 2020 roku stwierdził, że The War On Drugs pojawią się na Open'erze "prędzej czy później". A jednak przy okazji kolejnej odsłony trasy po wydaniu w 2021 roku płyty "I Don't Live Here Anymore" ekipie Progresji udało się sprawić miłą niespodziankę polskim fanom i zaprosić band z Filadelfii na headlinerski występ w ramach Letniej Sceny Progresji! Tego nie można było przegapić! 
 
Przyznam się uczciwie, że może nie wracam do twórczości The War On Drugs regularnie, ale jeśli tylko goszczą w moich głośnikach, to zawsze są to momenty, podczas których moje muzyczne serducho rozpływa się nad ich klasycznym, ponadczasowym brzmieniem, niepowtarzalnie łączącym w sobie najlepsze elementy amerykańskiej tradycji heartland rocka, Americany, folku i psychodelii. Docierało do mnie również sporo opinii, że na żywo są wprost fenomenalni, czego zresztą namiastkę mogliśmy usłyszeć na ich wydawnictwie "Live Drugs" z 2020 roku. Bilet na koncert w Warszawie kupiłem zatem niezwłocznie po otwarciu sprzedaży. Może nieszczególnie zależało mi na miejscu pod barierką na tym warszawskim koncercie, ale gdy dotarłem za budynek klubu Progresji na pół godziny przed otwarciem bramek, przy wejściu czekały raptem trzy osoby! W tym pani, która przyleciała specjalnie na ich europejski tour z USA oraz fan z Niemiec, który również od lat za nimi wędruje. Wow! Jak się później okazało – są oni doskonale znani zespołowi, a Adam Granduciel wielokrotnie doceniał ze sceny ich obecność. No więc udało się bez zbędnego pośpiechu zająć miejsce w pierwszym rzędzie obok być może największych fanów The War On Drugs na tej planecie! Aż takim zagorzałym i szalonym fanem tego zespołu raczej się nie stanę, ale po tym występie doskonale zrozumiałem tę głęboką miłość, jaką można obdarzyć ich twórczość muzyczną, zwłaszcza w wydaniu live!
 
Siedmioosobowy zespół zameldował się na stosunkowo niewielkich rozmiarów Letniej Scenie Progresji punktualnie o 20:00 i przywitany został ciepłymi brawami od może niezbyt licznie zgromadzonej publiczności (według informacji uzyskanych od ochroniarza spodziewanych było dwa tysiące osób), ale jakże świadomej tego, co za chwilę się wydarzy! A wydarzyły się absolutne muzyczne czary! Począwszy od lirycznego "Pain" z albumu "A Deeper Understanding" nagrodzonego Grammy po niespodziewaną perełkę "It's Your Destiny" ze "Slave Ambient" na finał tego dwugodzinnego występu! Nie mam nawet pojęcia jakich tu słów użyć, by opisać to co się działo pomiędzy! Z pewnością ten koncert miał mnóstwo niepowtarzalnych chwil. Pierwsza połowa przy klimatycznie zachodzącym słońcu (i nieco mniej przyjemnych porywach wiatru, który przetestował rusztowania sceny), a druga już po zmroku z piękną, klimatyczną grą świateł! Od samego początku czuć było pozytywny vibe od całego zespołu! Adam tryskał znakomitym humorem, kokietował polską publiczność i dał się ponieść tej sielskiej atmosferze, która wytworzyła się w tym miejscu! A z twarzy jego przyjaciół z zespołu nie schodziły uśmiechy! Ba, dało się nawet zauważyć, że członkowie ekipy technicznej bawią się znakomicie! Wyczuwało się w tej ekipie niezwykle głęboką, przyjacielską atmosferę. A jak oni wszyscy są ze sobą zgrani! Nie wiem, ile czasu spędzają razem w sali prób, ale przy każdej kolejnej kompozycji mój podziw dla ich umiejętności nieustannie rósł. Te wszystkie pełne polotu solówki i improwizacje! Czy to na gitarach, czy na saksofonie, czy na klawiszach, czy na perkusji, czy na harmonijce ustnej – każdy instrument miał tu swoje pięć minut i idealnie wypełniał zharmonizowaną przestrzeń. I nie było w tej muzycznej maestrii poczucia krzty przeszarżowania. No i ta setlista! Do prędkości porywistego wiatru dostosowała się galopująca kompozycja "An Ocean in Between the Waves", wzniosłe "I Don't Wanna Wait" przytuliło serducho, "Victim" zagęściło atmosferę, "Strangest Thing" z melodyjną gitarową solówką wędrowało między chmurami, rosnące napięcie w "Harmonia's Dream" poniosło całą publiczność do rytmicznego klaskania, a ze wszech miar przebojowe "Red Eyes" Adam Granduciel kończył kolejnym szalonym tańcem palców na strunach, klęcząc przy klawiszowcu Robbie Bennetcie. Po nostalgicznym "Old Skin" zespół zaskoczył nas porywającym coverem "Play It All Night Long" niedocenianego folk-rockowego pieśniarza Warrena Zevona. Jeśli ktoś nie kojarzył, to i tak w mig pochwycił jakże wdzięcznie brzmiący refren "Sweet home Alabama"/ Play that dead band's song. To był piękny ukłon ze strony The War On Drugs do źródeł inspiracji ich twórczości. Rozmarzone "Eyes To Wind" zakończyło się kosmiczną solówką na saksofonie, a "Under Pressure"... No to jest absolutny ich highlightowy specjał koncertowy! Skumulowana energia w połowie kompozycji ostatecznie poraziła nas swoim wybuchem i uniosła kilka centymetrów ponad ziemię! Jeśli teraz napiszę, że cudowne "I Don't Live Here Anymore" oderwało od rzeczywistości, to co dopiero powiedzieć o MAGICZNYM wykonaniu "Thinking of a Place"! Co więcej, tego utworu nie było w setliście (koncert miał zakończyć się kompozycją "Occasional Rain"), a został on spontanicznie (ale jakże bez zawahania i precyzyjnie!) zagrany na prośbę polskich fanów (tu należą się podziękowania dla Grześka z ekipy Koncerty w Polsce, którą pozdrawiam!)! Takich gestów się nie zapomina! A samo wykonanie to doprawdy mistrzostwo w tkaniu atmosferycznego, ponadczasowego gitarowego ładunku emocji! Rockowe delicje! I na finał dorzucili jeszcze wspomniane już "It's Your Destiny", kończąc występ punktualnie co do minuty o 22:00! Bez zbędnego bisowania. Owacyjne oklaski nie miały końca! Niezapomniany wieczór!
 
Przez 120 minut czułem, że z ekscytacją spaceruję po muzealnej ekspozycji monumentalnych impresjonistycznych obrazów, z których wydobywające się pastelowe dźwięki przenoszą mnie do barwnego raju! To była czysta poezja dźwięków ku pokrzepieniu serc! I jestem pewny, że z wszystkich serc polskich fanów biło na koniec poczuciem pełnej satysfakcji i przeświadczenie, że po tym pierwszym znakomitym występie nad Wisłą The War On Drugs nie pominą naszego kraju przy kolejnej trasie! Oby tak się stało! To jest zespół, który trzeba choć raz w życiu usłyszeć na żywo!
 














































Sylwester Zarębski
Podróże Muzyczne
19.06.2023


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.