PM relacjonują: City and Colour w Warszawie, Proxima, 21.10.2023
Jak to się stało, że przez ostatnie lata nie trafiłem na twórczość Dallasa
Greena aka City And Colour? Nie mam bladego pojęcia. Dopiero w tym roku
zwróciłem uwagę na jego obecność na festiwalowych plakatach i zachwycałem się
niezwykle poruszającymi singlami zapowiadającymi nową płytę "The Love Still
Held Me Near". Ta zaś po premierze ostatecznie może i nie zdołała w pełni zawrócić mi w
głowie, ale wprawiła mnie w intensywną ogniskową zadumę nad przemijalnością
życia. Wszakże Dallas Green skomponował ten materiał na emocjonalnych gruzach
po dwóch bolesnych stratach z 2019 roku, gdy w odrębnych tragicznych
okolicznościach zginął jego bliski przyjaciela i producent muzyczny Karl Bareham, a
niedługo później zmarł kuzyn Nicholas Osczypko, z którym współtworzył pierwszy
zespół Helicon Blue. Na atmosferę płyty wpłynął także późniejszy okres pandemicznej
izolacji. City (Dallas) and Colour (Green) zabrał mnie w podróż przez
ból i żal serca w poszukiwaniu światła nadziei i przy tym moje zainteresowanie
jego twórczością zostało podtrzymane. Prawdziwy artystyczny potencjał najlepiej jednak
poznawać na żywo, więc skorzystałem z faktu, iż po wielu latach
działalności wreszcie ten kanadyjski artysta dotarł na pierwszy koncert w
Polsce. Nie żałuję!
Występ City and Colour w warszawskiej Proximie był niemal dwugodzinnym heartbreaking show. Podróż przez emocjonalne
blues-folk-rockowe ballady autentycznie wzmagające w publiczności wzruszenie
(obok mnie u jednego z fanów polały się szczere łzy już na początku koncertu,
aż w pewnym momencie gitarzysta zespołu pocieszająco uścisnął mu dłoń),
ale nie zabrakło również kilku porywających momentów, wzniosłych
instrumentalnych popisów i pięknych chóralnych śpiewów całej publiki. Liczyłem przede wszystkim na podbicie
jesiennej atmosfery i już pierwszy wykonany utwór "Meant To Be" z "The Love
Still Held Me Near" za sprawą delikatnie poprowadzonej akustycznej gitary i
pięknego, wysublimowanego wokalu Dallasa malował krajobraz żółto-brązowych,
opadających liści. Długo jednak w tym marzycielskim stanie nie zostaliśmy
utrzymani, gdyż sceniczne ożywienie wkradło się za sprawą napędzanego basem
(członek zespołu za sterami gitary basowej przypominał mi wyglądem i ekspresją
Weasleya Schulza z The Lumineers) "Northern Blues" i wstrząsającej posadą warszawskiej Proximy, wzniosłej rockowej ballady "Thirst". Mroczne muzyczne
tunele podświadomości w poszukiwaniach światła życia przemierzaliśmy w trakcie wielowarstwowo
instrumentalnie narastającego utworu "Two Coins". W jego trakcie, po
kulminacyjnym momencie, Dallas Green powrócił do początkowej subtelnej gitary
akustycznej, by na jej tle, ku zachwytowi publiki, powtarzać piękną frazę
I've always been dark / With light somewhere in the distance... W
podobnym nastroju utrzymała nas kompozycja "We Found Each Other in the Dark"
okraszona relaksującym gitarowym slide'em i przemiłymi dla ucha męskimi harmoniami
wokalnymi. Chwilowy power rockowy wyłom zapewnił kawałek "Weightless" z bardzo
ekspresyjnie wykonanym refrenem, szczyptą strzelistych gitarowych riffów
(gitarzysta fenomenalnie wczuwał się w ten koncert!) i bujnymi klawiszami
elektronicznego Wurlitzera. Przy pierwszym nutkach "Underground" wyrwał mi się
jęk zachwytu – to właśnie za sprawą tego uduchowionego singla z nowej płyty
trafiłem na twórczość City and Colour. Cudownie było móc go usłyszeć w pięknej wersji live. W stanie absolutnego rozmarzenia utrzymała mnie również starsza
kompozycja "Astronauts", ale tylko do pewnego momentu, gdyż już epickie
instrumentalne outro podbite szalejącymi stroboskopami wyrywało z butów w
kosmos. Następnie Dallas wykonał stonowany cover jego ulubionej piosenki
"Nutshell" Alice In Chains, przy okazji dedykując to wykonanie występującej
przed nim kanadyjskiej artystce Ruby Waters i pewnemu przyjacielowi o polskich
korzeniach, z którym dorastał w licealnych czasach. Dalej kruche "Little Hell"
– wbrew tytułowi – zapewniło odpływ bardziej anielskie rejony, a następnie
dość niespodziewanie z nowego albumu usłyszeliśmy dyskretnie chwytliwe,
harmonijne "Fucked it Up", pulsujące pozytywnym rytmem i gitarową psychodelią
"Hard, Hard Time" i majestatyczne "Bow Down to Love" z kolejnym powalającym na
kolana, burzliwym instrumentalnym odjazdem na finał podstawowej części seta. Ten ostatni kawałek
poprzedzony został hipnotyzującym, rozmytym i czarującym introspektywną liryką
"Hello, I'm in Delware".
Prawdziwie emocjonalne fajerwerki pojawiły się jednakże w czasie bisów. Po krótkiej
przerwie na scenę wyszedł osamotniony Green, wyśpiewując z gitarą akustyczną w
dłoniach popularne "TV Girl", które w końcówce pięknie zostało
podparte chóralnym śpiewem całej publiczności. I już w takim rozśpiewanym
stanie dalej pozostaliśmy, gdyż wielu fanów nuciło razem z Greenem również
akustycznie wykonane, horyzontalne "Comin' Home", które zgrabnie zostało w
końcówce połączone z gorąco przyjętym refrenem "This Could Be Anywhere in the
World" post-hardcorowego zespołu Alexisonfire, z którego działalności Dallas
jest równie dobrze znany. Sądząc po reakcjach, wielu fanów życzyłoby sobie
również pierwszego sprowadzenia tego zespołu do naszego kraju. Wracając jednak
do występu City and Colour – ostatnie dwie piosenki "Lover Come Back" i
"Sleeping Sickness" wybrzmiały wszechogarniająco przebojowo i z takim
optymistycznym przytupem. Green prosił nas o entuzjastyczne wsparcie tego
koncertowego finału i nie pozostaliśmy głusi na tę prośbę – chóralnie
odśpiewane refreny i rytmiczne oklaski cudnie wypełniły niewielką przestrzeń
Proximy. Tu może od razu jeden mały minus tego wieczoru, gdyż niewielka scena
w tym klubie nie pozwoliła na zamontowanie pełnej scenografii przygotowanej na
tę trasę, ale... Właściwie nie miało to większego znaczenia. Liczyły się tu
przede wszystkim skumulowane muzyczne emocje. A one uderzały mnie celnie swą
autentycznością i głęboką wrażliwością. Cały zespół był perfekcyjnie zgrany i
rewelacyjnie wczuwający się w kolejne malownicze melodie, a nad maestrią
instrumentalną unosił się ten charakterystyczny, płaczliwie piękny wokal
Dallasa. Do tego znakomicie zbalansowana setlista, która sprawiła, że o
delikatnie wkradającej się do mnie monotonii doświadczanej przy dłuższym
posiedzeniu z muzą City and Colour, tego październikowego wieczoru w Warszawie
nie było mowy! Do serducha zostały dostarczone piękne muzyczne uniesienia w
niezwykle wykwintny sposób i trzymające w napięciu od początku do końca.
Owszem, nie był to może występ, który wyląduje w mojej tegorocznej topce, ale cieszę się, że ostatecznie dałem się skusić na tę muzyczną podróż.
A dodatkowo wieczór we wspaniałym stylu otworzyła wspomniana wcześniej
piosenkarka Ruby Waters. Obdarzona silnym i czarownym wokalem, zarażająca wraz
z całym rozradowanym zespołem (świetne zamaszyste solówki gitarzysty) mega
pozytywną energią oraz porywająca chwytliwymi, alternatywami, indie-popowymi
piosenkami. Sympatyczne muzyczne odkrycie! Polecam zwrócić na jej twórczość uwagę!
Piękny to był jesienno-koncertowy wieczór w Warszawie! Z podziękowaniami za
niezmiennie miłe towarzystwo pozdrawiam wieloletnią słuchaczkę City and Colour
Podróżującą Justynę! Ba, pozwolę sobie na zakończenie nawet zacytować jej emocjonalny pokoncertowy wpis na Instagramie:
"CO TO BYŁ ZA KONCERT 🔥❤️🥰
cieszę się, że wpakowałam mojego przyjaciela Sylwestra w sytuację, że mieliśmy barierki na koncercie zespołu, na który nie do końca rozumiał, dlaczego poszedł 🤣🎶 @podrozemuzyczne 🥳
ale ojej! City and Colour to muzyka z moich dawnych lat, ale ten koncert zdecydowanie ją ożywił na nowo 🥹🫶🏻 "Bow down to love" było z jednym z najlepszych przeżyć w tym roku, poza tym Dallas Green jest jak wino, a setlista... idealna! Moje ukochane "Little Hell" było... lepiej nie będzie 🥰❤️"
cieszę się, że wpakowałam mojego przyjaciela Sylwestra w sytuację, że mieliśmy barierki na koncercie zespołu, na który nie do końca rozumiał, dlaczego poszedł 🤣🎶 @podrozemuzyczne 🥳
ale ojej! City and Colour to muzyka z moich dawnych lat, ale ten koncert zdecydowanie ją ożywił na nowo 🥹🫶🏻 "Bow down to love" było z jednym z najlepszych przeżyć w tym roku, poza tym Dallas Green jest jak wino, a setlista... idealna! Moje ukochane "Little Hell" było... lepiej nie będzie 🥰❤️"
Sylwester Zarębski
Podróże Muzyczne
25.10.2023