AKTUALNIE W GŁOŚNIKACH: STYCZEŃ 2024

/
0 Comments

AKTUALNIE W GŁOŚNIKACH: STYCZEŃ 2024

 
Kolejny rok poszukiwania muzycznych emocji przed nami! A rozpoczynamy ten nowy sezon cyklu Aktualnie w Głośnikach z naprawdę mocnymi pozycjami! Polecam szczególnie Waszej uwadze wyróżniony debiutancki album zespołu Sprints! Irlandczycy otworzyli 2024 rok w iście wybuchowym stylu i chyba pozamiatali w kategorii gitarowych debiutów. A poza tym? Drugi wykwintny album The Smile oraz emocjonalny krążek Toma Odella ustawiły wysoko poprzeczkę oczekiwań na kolejne miesiące! A to nie wszystko! Zapraszam do przejrzenia całego zestawienia moich ulubionych premier z ostatniego miesiąca! Albumy, debiuty (przypominam, że trafiają tu oficjalne, długogrające debiuty), EP-ki, minialbumy oraz single! Przyjemnej lektury!   

ALBUMY

 

THE SMILE – "WALL OF EYES"



Na nowy album Radiohead czekamy od 2016 roku i chyba jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie, zanim ta kultowa grupa zbierze się w studiu, ale ten czas jest umilany przez poboczne projekty muzyków, z których supertrio The Smile założone w okresie pandemii przez Thoma Yorka i Jonny'ego Greenwooda oraz jazzowego perkusistę Toma Skinnera święci największe sukcesy i dostarcza niezwykle kunsztowne mozaiki dźwiękowe, które są bliskie posmaku twórczości Radiohead, ale zarazem za sprawą nieograniczonej kreatywności twórców są zdecydowanym osobnym bytem. Cieszy fakt, że owocna współpraca tej trójki wybitnych muzyków nie skończyła się tylko na wydaniu wspaniałej debiutanckiej płyty "A Light For Attracting Attention" i nie zabrakło im chęci do wspólnego eksplorowania nowych, ekscytujących krajobrazów z pogranicza awangardowego rocka, jazzu, psychodelii, ambientu. Na drugim albumie "Wall of Eyes" podejmują pewne ryzyko i prezentują jeszcze obszerniejszą koneserską różnorodność. Struktury piosenek są bardziej wyszukane, fantazyjne, intrygujące, wciągające i wypełnione nieoczekiwanymi crescendami i zwrotami akcji. Właściwie każdy utwór to podróż w nieznane. Zagłębiałem się w te mgliste, oniryczne, klimatyczne kompozycje z ogromną satysfakcją. Łatwo tu popaść w marzycielską hipnozę, ale zarazem warto być nieustannie czujnym, skupionym i wyłapywać wszystkie instrumentalne i kompozytorskie niuanse. Choćby ten czarujący flet w "Teleharmonic"! Warto przy tym także dać się prowadzić przez te wszystkie pejzaże za odgłosem gitarowych popisów Greenwooda, który na tym krążku wręcz odsłania przed nami swój geniusz. Yorke zaś jak zawsze dostarcza nam trudną do jednoznacznej interpretacji lirykę i zachwyca swoim eterycznym wokalem i płynnym falsetem, a motoryczna gra Skinnera na bębnach z jednoczesnym perfekcjonizmem i polotem utrzymuje wszystko w ryzach i ma swoje wzniosłe momenty. I jeszcze do tego ta wyłaniająca się i zwiększająca dramaturgię w kilku miejscach orkiestracja, za którą odpowiada London Contemporary Orchestra. Kluczowa choćby w  singlowych "Friend Of A Friend" i "Bending Hectic". Warto zresztą zatrzymać się przy tej drugiej kompozycji, która jest opus magnum "Wall of Eyes". Ten 8-minutowy epos przez ponad połowę czasu hipnotycznie usypia i unosi kilka centymetrów nad ziemią, by potem wywołać niebywały dyskomfort za sprawą boleśnie puchnących smyczków i wybuchnąć w finale miażdżącą kakofonią dźwięków, w której kotłuje się palący riff Greenwooda z natarczywymi uderzeniami Skinnera i podniesionym wokalem Yorke'a. Innym moim ulubionym fragmentem tego albumu jest dynamiczny i zakorzeniony w krautrockowej naturze "Read The Room", w którym gorzki, zgryźliwy ton Thoma idealnie łączy się z gniewną grą Jonny'ego. "Under Our Pillow" również oszałamia niezwykle charakterystycznie i intensywnie poprowadzoną linią gitarową, by później ukoić ambientowym wyciszeniem. "Wall of Eyes" to spójne, ambitne, odważne i wybitne dzieło urzekające swym misternym pięknem i transcendentną atmosferą.           
 


        TOM ODELL – "BLACK FRIDAY"

         
         
         
        Pierwsze single – w tym genialny, epicki, tytułowy "Black Friday" – wskazywały, że należy spodziewać się najbardziej emocjonalnego albumu w dyskografii Toma Odella. Nie spodziewałem się jednak, że otrzymamy dzieło tak bardzo w istocie ponure i przygnębiające. Niemal mrożące krew w żyłach swoim chłodem i surowością. Wyprodukowane w taki sposób, by sprawiać wrażenie, że zostało nagrane w jakimś starym, opuszczonym, sypialnianym pokoju. By spotęgować to wrażenie, wpleciono nawet w ten krótki materiał (niecałe trzydzieści minut) trzy przerywniki, "podsłuchujące" strojenie się Toma i sekcji smyczkowej. I tu od razu przyznam, że te fragmenty nieco mnie frustrują, gdyż za każdym razem wytrącają mnie z emocjonalnego skupienia. Niepotrzebny zabieg. Natomiast już samo wzbogacenie poszczególnych kompozycji (zwłaszcza w "The End Of Summer" i "The End")  obecnością pęczniejących od dramaturgii smyczków to strzał w dziesiątkę. W połączeniu z czarującą grą Toma na fortepianie bądź też na akustycznej gitarze (Tom komponował piosenki na takowym stuletnim instrumencie) podnoszą one perfekcyjnie emocjonalność do poziomu zdolnego kruszyć skamieniałe serca. Co by jednak nie mówić dobrego o warstwie instrumentalnej, to pierwsze skrzypce na tym krążku należą do wrażliwości Toma. Jego poruszające przemyślenia na temat miłości, związków, nieodwzajemnionych uczuć, kruchości ludzkich więzi, uzależnień zanurzają nas w głębokiej melancholii. Odell obnaża się przed nami i ukazuje ścieżki do jego najciemniejszych miejsc w sercu. Ten krążek jest metaforycznie obrazem osoby chowającej się cały dzień pod pierzyną przed promieniami słonecznymi. Osoby zrażonej do realnego świata i rządzących nim emocji. Osoby na skraju załamania psychicznego. Dobrze to obrazuje gwałtownie urwany po czterdziestu pięciu sekundach utwór "Gataway (voice note)", który tym przycięciem początkowo irytuje, ale gdy zdamy sobie sprawę, że następuje ono po wersie I got a gun to my head... No właśnie... "Black Friday" to album, który z niezwykłą delikatnością dociera do najgłębiej skrywanych i wrażliwych punktów emocjonalnych. Wspaniałe dzieło.
         



        THE REYTONS – "BALLAD OF BYSTANDER"


         
        Trzeci album indie-rockowej formacji The Reytons "Ballad of Bystander" to następca wydanego niemal rok temu świetnego krążka "What's Rock And Rolls". Przez te dwanaście miesięcy chłopaki podbili chwilowo szczyt brytyjskiego notowania sprzedaży Official Charts, wystąpili na kilku dużych letnich festiwalach i wyruszyli jesienią w triumfalną trasę po wyspiarskich arenach (sprawdźcie nagrania z Sheffield Arena na YouTube!). W międzyczasie udało im się skomponować kolekcję kolejnych dwunastu bardzo solidnych, melodyjnych bangerów, przepełnionych szczerą pasją, porywającym ładunkiem gitarowych riffów i mocnym wokalem Jonny'ego Yerrella, która tylko ugruntują ich pozycję w czołówce obiecujących i niezawodnych live indie-rockowych zespołów z UK. Jasne, gatunku na nowo nie wymyślają. Grają z łobuzerskim polotem, lecz mimo wszystko kurczowo trzymają się podręcznikowych przepisów, ale... Jakie to ma znaczenie, skoro bawiłem się przy tym krążku przednio! Polecam jeśli czujecie miętę i nostalgię do wyspiarskich indie gitar.
         



        GREEN DAY – "SAVIORS"


         
         
        Green Day są obecni na muzycznej scenie już ponad trzy dekady, osiągnęli status weteranów punkrocka, którzy wprowadzali ten gatunek na salony i wciąż są zdolni zapełniać największe hale i stadiony na całym świecie. Przez te wszystkie lata w ich dyskografii zdarzały się wzloty oraz mniej lub bardziej bolesne upadki, ale poniżej pewnego pułapu solidności panowie Billie Joe Armstrong, Tré Cool i Mike Dirnt nie schodzą. Właściwie da się zauważyć pewną prawidłowość w tym, że swoje najlepsze krążki wydają w latach zakończonych cyfrą "4". Bo i "Dookie" z 1994 oraz "American Idiot" z 2004 to ich szczytowe osiągnięcia. Czy wydany w tym 2024 roku "Saviors" dorównuje tamtym krążkom? Trudno w tym momencie ocenić, czy powszechnie za kilka lat będziemy mówić o nim jako kolejnym kultowym dziele Green Day, ale z pewnością trio zrobiło należycie wszystko, by bez wstydu móc postawić nowy album na półce obok tych dwóch płyt, którymi sięgnęli muzycznego olimpu. Zresztą już pierwszy świetny utwór "The American Dream Is Killing Me" przywołuje oczywiste skojarzenia z kawałkiem "American Idiot". A dalej jest tak szybko, wściekle, ostro i gniewnie jak powinno być. Ok, z oczywistych względów może panowie nie grają już z takim euforycznym młodzieńczym zapałem jak dawniej, ale ich forma i tak jest godna podziwu, a tempo całego krążka dostarcza odpowiedniego zastrzyku energii. No i ten antysystemowy wydźwięk Green Daya nic a nic nie traci ze swojej aktualności. Gniew kierowany w stronę sytuacji politycznej w Stanach, panującej niesprawiedliwości, pogoni za materializmem oraz irytacja negatywnymi kulturowymi zjawiskami jest tu jak najbardziej na miejscu. Ale pojawiają się też introspektywne obrazy. Choćby w "Dillema" Billie szczerze rozprawia się z walką z nałogami. Nie brakuje również refleksji nad ludzkimi więziami – tu wyróżnia się przepiękna ballada (te smyczki!) "Father to a Son", która, jak sam Billie przyznał w jednym z wywiadów, wybrzmiewa niczym sequel "Wake Me Up When September Ends". Będąc szczerym – "Saviors" nie podbije moich głośników w tym roku, gdyż poszukuję obecnie nieco innych emocji, ale w pełni doceniam obecną formę Green Day. Szkoda tylko, że w takim momencie ich kariery ich koncertowe plany nie obejmują Polski. Smutek.      
         


         

        THE VACCINES – "PICK-UP FULL OF PINK CARNATIONS"



         
        Jeśli od czasów ich debiutu "What Did You Expect from the Vaccines?" sympatyzujecie z tą londyńską grupą i ich indie-rockowymi bangerami to raczej od pierwszego słodkiego kawałka "Sometimes, I Swear" ten materiał przypadnie Wam do gustu, ale niewykluczone, że poczujecie momentami frustrację związaną z tym, iż panowie ani przez moment nie wychodzą poza swoją strefę komfortu i grają niezwykle bezpiecznie. Nie można im odmówić, zwłaszcza liderowi Justinowi zręczności w tworzeniu czułych melodii i euforycznych refrenów. Nie mam też wątpliwości, że nowe kompozycje sprawdzą się warunkach koncertowych oraz festiwalowych i będą wywoływać bezpretensjonalną falę radości. Jednakże ta płyta nie wzbudziła u mnie większej ekscytacji, ale nie powiem – pewne nostalgiczne uczucia do energetycznego wyspiarskiego indie-rocka zostały uwolnione. Panowie zrobili swoje, przyjemnie się z tym obcuje, ale nic ponadto.
         

        ➖ 
         

        DEBIUTY


        SPRINTS – "LETTER TO SELF"

         


        W momencie gdy jeszcze rezonowały we mnie pozytywne emocje związane z muzycznym podsumowaniem roku 2023, a w czterech kątach panowała świąteczna aura gestów pokoju i życzliwości w moich głośnikach nieoczekiwanie zagościł garażowo, postpunkowy irlandzki kwartet Sprint ze swoim debiutanckim albumem "Letter to Self" i brutalnie odarł rzeczywistość ze złudnych kolorowych szat. Od dawna nie doświadczyłem tak wstrząsającego i zarazem oczyszczającego doświadczenia podczas słuchania muzyki. Nawet nie zliczę, ile razy z zachwytu przekląłem podczas odsłuchu tych jedenastu nonszalancko hałaśliwych i zarazem finezyjnych kompozycji! Kapitalny miks między innymi garażowego rocka, noise-punka, grunge'u, postpunka podany w bardzo gotyckim, dusznym klimacie – niby nic odkrywczego, ale czuć w tym tyle euforycznego i emocjonalnego zaangażowania, iż za każdym razem ten materiał wywołuje u mnie porywcze katarktyczne uniesienia i targa bebechami.
         
        Irlandczycy posiadają przede wszystkim niezwykłą sprawność w budowaniu lirycznego i instrumentalnego napięcia, które przez prawie czterdzieści minut trwania "Letter to Self" trzymało mnie na krawędzi fotela. Już pierwsze uderzenia bębnów, naśladujące niespokojny rytm serca w piosence "Ticking", rozpościerają przed nami stromą ścieżkę do mrocznych zakamarków duszy Karli Chubb. Artystka w bezpośredni sposób zaprasza do wspólnej eksploracji jej życiowych traum i bolesnych doświadczeń. A wszystko to przy wtórze wściekłej i pędzącej na złamanie karku kakofonii gitarowych dźwięków, które stoją w kontrze do tego ostrego jak brzytwa i mrocznego liryzmu. Kreatywne i świdrujące riffy O'Rilly'ego połączone ze soczyście bulgoczącym basem McCanna i nerwową, muskularną grą perkusyjną Callana wyzwalają potężne wyładowania energii, w których ostatecznie jesteśmy w stanie dostrzec promyki nadziei.
         
        Sprints odprawiają na "Letter to Self" niezwykle brutalne i zarazem finezyjne rockowe egzorcyzmy nad życiowymi bólami i dramatami. Ich piosenki mają w sobie wyjątkowy i nieoceniony terapeutyczny charakter, który jest wyczuwalny zwłaszcza w drugiej połowie albumu, gdy Sprints powoli, ale wytrwale i coraz wyraźniej zmierzają w kierunku krainy łagodności, prostoty i samoakceptacji, aż docierają finałowego tytułowego utworu, w którym Karla z nadzieją w głosie wykrzykuje Now I’m feeling free / I know where I’m supposed to be.
         
        Jeśli zachwycały Was w ostatnich latach takie irlandzkie zespoły jak Fontaines D.C., Murder The Capital, Just Mustard, Pillow Queens, Enola Gay, Gurrieres, Gilla Band (basista tej formacji Daniel Fox odpowiada swoją drogą za świetną produkcję "Letter to Self") to do tej listy możecie już śmiało dopisać Sprints. Odpalajcie niezwłocznie ich debiutancki album i nie oszczędzajcie przy tym swoich głośników! Przed Wami jeden z najbardziej ekscytujących gitarowych bandów młodego pokolenia i niepodważalnie mocny kandydat do debiutu roku 2024!

         

        ➖ 

        EP-KI / MINIALBUMY

         

        ETTA MARCUS – "THE DEATH OF SUMMER & OTHER PROMISES"




        Londyńska singer-songwriterka Etta Marcus zwróciła moją uwagę w zeszłym roku EP-ką "Heart-shaped Bruises", na której narracyjny mrok płynący ze zranionego serca zgrabnie mieszał się z niezwykle melodyjnymi kompozycjami. Rok po wydaniu tamtego skromnego dzieła powraca z niemalże 28-minutowym wydawnictwem, które określa mianem minialbumu. I tu znów Etta zachwyca swoim mocnym wokalem ulokowanym na tle popowych melodii utrzymanych w mrocznym i melancholijnym klimacie. Na przestrzeni ośmiu piosenek Marcu celebruje ostatni dni lata, a następnie odprawia żałobną ceremonię nad śmiercią tego okresu, metaforycznie żegnając się z beztroską nastoletniością i z delikatnym przerażeniem akceptuje srogie jak zima wyzwania, stojące przed dorosłymi. Songwriterska błyskotliwość Etty pięknie rozkwita na tym dziele i artystka zapewnia nam wiele ekspresyjnych alt-popowych uniesień.
         
         
        ➖ 

        SINGLE

         

        SUKI WATERHOUSE – "OMG"

        Nie potrafiłem przez długi czas uwolnić się od tej nowej piosenki Suki Waterhouse! Jedno z piękniej wyśpiewanych Oh My God w ostatnim czasie! Petarda!
         
         


        ANOTHER SKY – "PAIN"

        Wooow! Jestem pod nieustannym wrażeniem progresu Another Sky  a ten nowy singiel "The Pain" to czysty gitarowy majstersztyk! Na to, co tu wokalnie wyprawia Catrin Vincent to ja nie mam słów! Koniecznie!
         
        1 marca premiera ich drugiego albumu "Beach Day", który może okazać się tegorocznym czarnym koniem w wyścigu najlepszych płyt!




        THE BLACK KEYS – "BEAUTIFUL PEOPLE" (STAY HIGH)

        Chwytliwa nowa nuta od The Black Keys! 5 kwietnia ukaże się ich nowy album "Ohio Players"!




        IZZY AND THE BLACK TREES – "F-16"

        Dosłownie odlotowy (ten saks!) nowy singiel od Izzy and the Black Trees!
         



        NOŻE, OFELIA – "IM JESTEŚ WYŻEJ, TYM CIEBIE MNIEJ"

        Piosenka kipiąca od miłosnych emocji!
         



        BLEACHERS – "TINY MOVES"

        Fantastyczny, wibrujący pozytywnymi emocjami singiel! 




        COALS – "NOWY ŚWIAT"

        Coals w doskonałej formie!




        ADRIANNE LENKER – "SADNESS AS A GIFT"

        Singiel-poduszeczka! Cudnie błoga kompozycja, która jest drugą zapowiedzią solowej płyty "Bright Future" Adranne Lenker! Premiera 22 marca!




        NOAH KAHAN – "HOMESICK" (WITH SAM FENDER)

        Wspólne kolabo Noaha Kahana i Sama Fendera w nowej wersji kompozycji "Homesick" autorstwa tego pierwszego! No mam nadzieję, że teraz, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, posłuchacie moich apeli, by nie lekceważyć istnienia Kahana! Bilet na jego sierpniowy koncert w Berlinie już zakupiony!




        THE LIBERTINES – "SHIVER"

        Zapowiada się na naprawdę dooobry nowy album The Libertines! Premiera "All Quiet on the Eastern Esplanade" 8 marca!
         



        ENGLISH TEACHER – "ALBERT ROAD"

        Warto zwrócić uwagę na tę obiecującą brytyjską formację. Ich debiutancki album "This Could Be Texas" ukaże się 12 kwietnia.




        PILLOW QUEENS – "GONE"

        Dziewczyny z Pillow Queens opublikowały dziś świetny singiel "Gone" i zapowiedziały premierę trzeciego albumu pt. "Name Your Sorrow"! Premiera 19 kwietnia, czyli idealnie w dniu moich urodzin! A przypominam, że ich poprzedni album "Leave The Light On" całkowicie zdominował mój 2022 rok! I mam dobre przeczucia co do tego następnego wydawnictwa




        JUSTICE – "ONE NIGHT/ALL NIGHT" (FEAT. TAME IMPALA) / "GENERATOR"

        "Hyperdrama"! Nowy album Justice 26 kwietnia! Pierwsze single tłuściutkie!





        OXFORD DRAMA – "THE LEADER"

        Singiel ociekający błogą przyjemnością.
         



        GARY CLARK JR. – "HYPERWAVE"

        Gary Clark Jr. wypuścił aż cztery nowe single (z tego zbioru postawiłem na "Hyperwave), które zapowiadają album "JPEG RAW". Premiera 22 marca. 




        WIKTOR WALIGÓRA  – "SZTORM" 

        Ten rok może należeć do tego chłopaka!




        NOTHING BUT THIEVES – "OH NO :: HE SAID WHAT?"

        Nothing But Thieves z nowym singlem i zapowiedzią rozszerzonej wersji zeszłorocznego album "Dead Club City"! Premiera 15 marca!




        MORPHEUS – "RIDE OR DIE"

        Pod wpływem docierających do mnie relacji z ESNS do notatnika z muzycznymi odkryciami trafił holenderski singer-songwriter Morpheus! Artysta obdarzony niezwykłą wrażliwością!




        JADE BIRD – "BURN THE HARD DRIVE" (FEAT. MURA MASA)

        Jade Bird po dłuższej przerwie powraca z singlem "Burn The Hard Drive"! W tej nowej odsłonie artystka odstawia na bok gitarowe brzmienie, a wraz z Murą Masą proponuje subtelną popową elektronikę.




        JAKUB SKORUPA, PIOTR ZIOŁA – "NO TO CZEŚĆ"

        Fenomenalna kolaboracja!




        CAGE THE ELEPHANT – "NEON PILL"

        Cage The Elephant wracają! Co prawda to bezpieczny powrót, ale cieszy fakt, że na horyzoncie nowy album i trasa koncertowa!



         

        YARD ACT – "WE MAKE HITS"

        "We Make Hits"! I wszystko wskazuje na to, że nowy album Yard Act faktycznie będzie wypełniony postpunkowymi hitami w duchu disco! Premiera krążka "Where's My Utopia" 1 marca!



         

        LIAM GALLAGHER, JOHN SQUIRE – "JUST ANOTHER RAINBOW" / "MARS TO LIVERPOOL"

        Dwie legendy britpopu łączą ze sobą siły! Ich wspólny album ukaże się 1 marca!





        KHRUANGBIN – "A LOVE INTERNATIONAL"

        Instrumentalna poezja! Nowy album "A La Sala" ukaże się 5 kwietnia!




        ELBOW – "LOVER'S LEAP"

        Formacja Elbow z nowym singlem "Lover's Leap" i zapowiedzią albumu "Audio Vertigo"! Premiera 23 marca!



        WYDARZENIA MIESIĄCA



        MUZYCZNE PODSUMOWANIE ROKU 2023
         
         
        Tradycyjnie w styczniu ukazało moje subiektywne muzyczne podsumowanie minionych dwunastu miesięcy 2023 roku:
         
         
        RELACJE KONCERTOWE


        I równie tradycyjnie z półrocznym poślizgiem na blogu pojawiły się wspomnienia z zeszłorocznego Open'era:
         
           
          OGŁOSZENIA KONCERTOWE
           
          Wybrane festiwalowe newsy:
           
          Open'er Festival: Maneskin, Skrillex, Slowdive, Air, Sampha, Sofi Tukker i Modeselektor.
           
          OFF Festival: Hotline TNT, Alice Longyu Gao.
           
          Tauron Nowa Muzyka: Bicep, Chase & Status (dj set), Iamdbb, Nihiloxica.
           
          Jarocin Festival: Gogol Bordello i wielu innych.

          Mystic Festival: 
           
           


          Next Fest:
           
           


          Audioriver Festival:
           
           

           

          Wybrane pozostałe ogłoszenia:

          Warhaus, Stary Maneż, Gdańsk, 03.06.2024 / Tama, Poznań, 04.06.2024
           
          Cat Power, Progresja, Warszawa, 26.08.2024
           
          PVRIS, Proxima, Warszawa, 27.04.2024
           
          Purple Disco Machine, Progresja, Warszawa, 24.10.2024 / Klub Studio, Kraków, 25.10.2024
           
           
           
          HANIA RANI: TINY DESK CONCERT
           
           
           
           
          GRAMMY 2024:
           
          Z dużym dystansem podchodzę do muzycznych nagród, ale nie byłbym szczery, gdybym nie stwierdził, że nie cieszyłem z trzech statuetek Grammy, które otrzymały dziewczyny z Boygenius! Best Alternative Music Album za "The Record" oraz Best Rock Song i Best Rock Performance za "Not Strong Enough"! Radość ogromna! Zabrakło tylko może tej najważniejszej statuetki Album Of The Year... 

          Ta zaś padła po raz czwarty łupem Taylor Swift... Nie ujmując nic a nic Taylor, to jednak dla mnie dwie statuetki, które powędrowały w jej dłonie (druga za Best Pop Vocal Album) wydają mi się trochę naciągane. Wszyscy wiemy, że żyjemy w erze Taylor, ale dajmy też szansę innym, a konkurencja była naprawdę zacna i było w czym wybierać. Zapowiada się, że na następnej gali Taylor znów zaznaczy swoją obecność zapowiedzianym albumem "The Tortured Poets Department" (19.04). Trzeci rok z rzędu honorowanie Jacka Antonoffa w kategorii Producer Of The Year, Non-Classical też wydaje się już lekką przesadą... Niekoniecznie też przekonują mnie dwie statuetki dla "Flowers" Miley Cyrus – piosenka świetna, zaliczyła rekordowy odsłuch w streamingu, ale w kontekście późniejszej całej płyty trochę okazała się dla mnie rozczarowująca i nie wracałem do tego kawałka.  

          Ale były też miłe zaskoczenia! Dwie statuetki dla Paramore (Best Rock Album,  Best Alternative Music Performance) – zaskakujące, ale jak najbardziej słuszne, wygrana Larkin Poe (Best Contemporary Blues Album), wzruszająca obecność Joni Mitchell (Best Folk Album), statuetka dla duetu Phoebe Bridgers i SZA (ostatecznie typowana jako faworytka zdobyła trzy statuetki) za "Ghost in the Machine", dwie elektroniczne Grammy dla Freda Againa... Trzymałem kciuki za niego, Gracie Abrams i Noaha Kahana w kategorii Best New Artist, ale zgarnęła ją wschodząca gwiazda R&B Victoria Monét (wygrana również w Best R&B Album).
           
          Rozczarowane tego wieczoru mogły poczuć się zwłaszcza Lana Del Rey i Olivia Rodrigo, które nie zdobyły żadnej nagrody... 

          Warto docenić, że ta 66. ceremonia wręczenia nagród Grammy obfitowało w kobiece triumfy. Pełna lista laureatów w tym miejscu.  

           
           
          ➖ 

          WYRÓŻNIENIA + PLAYLISTA MIESIĄCA


           
          Pozostałe interesujące wydawnictwa w telegraficznym skrócie: 
           
          Dla fanów Organka: ORGANEK – "MTV UNPLUGGED".
           
          Dla poszukujących melancholijnych bangerów: FUTURE ISLAND – "PEOPLE WHO AREN'T THERE ANYMORE". 

           
          I oczywiście na koniec zapraszam Was do przejrzenia i przesłuchania mojej tradycyjnej playlisty, którą na bieżąco uzupełniałem przez cały miesiąc! Przypominam, że w pierwszej kolejności wyszczególniam albumy i EP-ki (maksymalnie 5 utworów z poszczególnych pozycji), a w dalszej kolejności prezentuję single, w tym te, które nie załapały się w moich powyższych wyróżnieniach, a które również są warte sprawdzenia! Wybory oczywiście skrajnie subiektywne!
           
           
           

          Sylwester Zarębski
          PM
          05.02.2024


          Polecane

          Brak komentarzy:

          Obsługiwane przez usługę Blogger.