AKTUALNIE W GŁOŚNIKACH: MARZEC 2024

/
0 Comments


Tworzenie marcowej odsłony Aktualnie w Głośnikach zajęło mi nieco więcej czasu niż zazwyczaj, bo i wartych uwagi muzycznych premier ukazało się w ostatnich tygodniach nieprzyzwoicie dużo! Zestawienie celowo otwiera imponujący drugi album Another Sky, gdyż obawiam się, że to będzie – a właściwie już jest – bardzo niedoceniony krążek. Dalej uwagę poświęcam wspaniałym singer-songwriterskim dziełom Waxahatchee i Adrianne Lenker oraz niezwykle satysfakcjonującej ewolucji Yard Act. Nie zabrakło kilku zdań o solidnych albumach Elbow, Gary'ego Clarka Jr., Everything Everything. Z polskiego podwórka wyróżniam nowości od Coals, duetu Karaś/Rogucki, Rozen oraz debiut Chłodno. A jakby tego mało w moich głośnikach zakręcił się debiutancki album "Madra" irlandzkiej formacji Newdad ze stycznia. No i tak zachwycił shoegaze'owymi uniesieniami, że również musiałem ich w tym podsumowaniu uwzględnić! A jeszcze do tego EP-ki (Nourished by Time, Glass Beams, Hozier), premierowe single, wybrane zapowiedzi festiwalowe i koncertowe oraz inne wydarzenia miesiąca. Oczywiście nie przegapcie też na końcu dodatkowych albumowych polecajek i zajrzyjcie na imponującą playlistę miesiąca!  

Pewnie dla wielu wielką nieobecną tego zestawienia będzie Beyonce, ale po prostu dla "Cowboy Carter" nie zdołałem wyłuskać czasu. Po prawdzie w sumie nigdy jakoś szczególnie nie pociągało mnie do odsłuchiwania albumów tej artystki i raczej tak pozostanie.

Okej, nie przedłużam, bo już przecież czekają w kolejce pierwsze kwietniowe premiery – to będzie również bardzo mocny miesiąc w tym roku! A tymczasem życzę przyjemnej lektury przy towarzystwie pięknych dźwięków!



ALBUMY

 

ANOTHER SKY – "BEACH DAY"



W 2021 roku brytyjska formacja Another Sky przykuła moją uwagę i zachwyciła na swoim debiutanckim albumie "I Sleept On The Floor" ambitnymi, wzniosłymi alt-rockowymi pejzażami, przekraczającymi granice nadziei i mroku oraz wybijającym się na pierwszy plan imponującym, unikalnym, androgynicznym wokalem liderki Catrin Vincent. Jej barwa jest jedyna w swoim rodzaju! Tamten debiut potraktowałem jako złożoną obietnicę pisania wielkich kompozycji w przyszłości. I Another Sky nie zawiedli! 
 
Catrin jeszcze efektywniej panuje nad szeroko rozpiętymi tonacjami swojego wokalu, a jej przyjaciele z zespołu – Jack Gilbert przy gitarze, Max Doohan za bębnami i Naomi Le Dune przy basie – rozpościerają przed nią horyzontalną mieszankę progresywnego, alternatywnego, punkowego i grunge'owego rocka ze szczyptą dodanej elektroniki. Śpiew Vincent wzmagany przez gitarowe porywy niejednokrotnie szczerze wbija żebra w głębię klatki piersiowej i ściska za gardło. Kolejne kompozycje olśniewają swoimi melodycznymi konstrukcjami, strzelistymi emocjami dawkowanymi w inteligentny sposób oraz liryką, która wchłania szeroki wachlarz frustracji polityczno-społecznych. Szczere, bezpośrednie teksty Catrin wymierzają emocjonalne kopniaki w podbrzusze. Względem poprzedniego krążka grupa zaczęła śmielej flirtować z mocniejszym gitarowym brzmieniem. Kompozycje mają wspaniałe momenty pęczniejącej instrumentalnej intensywności, choć wciąż fundamentalnie pozostają bliskie eterycznym doznaniom. Po prostu niesamowicie rozbudzają wszelkie zmysły. Tytułowe "Beach Day" przywołuje zachwyt, który zawsze wzbudza widok otwartego morza. Mocarne "The Pain" porywa niczym tropikalny huragan wzniosłymi riffami, soczystym basem i burzliwą perkusją. "A Feeling" przenosi w obłoki marzycielskim wokalnym odlotem Catrin, acz szorstki, chaotyczny atak gitar sprowadza twarda na ziemię. W nieskrępowanym, radosnym brzmieniu "Uh Oh!" gniew zamieniony zostaje w grzeszną zabawę. "I Never Had Control" wzbogacone delikatnymi smyczkami w tle niesie w sobie ładunek rozpływających emocji, ale też ciężar bolesnych wyznań (My body is so much more than what happened to it). Błogo usypiająca pierwsza połowa "Death Of The Autor" przeradza się w żarliwie wykrzyczane wersy z nutką autentycznej grozy. "Burn The Way" nerwowymi szarpnięciami gitarowych strun wypala ścieżkę w kierunku piekielnych czeluści i płynnie przeradza się w przepełnione punkową złością i dziką energią "Psychopath". "Playground" przynosi ukojenie swoim balladowym nastrojem, subtelnym fortepianem w tle i kolejnym niesamowitym popisem wokalnych możliwości Catrin. Ciekawie wybrzmiewa jej głos w bardziej zharmonizowanej formie w trakcie optymistycznie brzmiącego "City Drones". Snujące się w wolnym tempie "I Caught On Fire" otacza przydymioną atmosferą. "Star Roaming" zachwyca niczym uchwycony kątem oka rozbłysk komety na gwiaździstym niebie. "Swirling Smoke" zaskakuje zaś odważniejszym flirtem z hipnotyzująco wykorzystaną elektroniką, prowadzącą w finale w nieokreślone, mgliste terytoria – Catrin znakomicie odnajduje się również w takim bardziej eksperymentalnym brzmieniu. Zresztą swego czasu jej wokal z sukcesem wykorzystał Fred Again.. w kompozycji "Catrin (the city)". Być może ten ostatni utwór na "Beach Day" jest pewnym kierunkowskazem na przyszłość, ale mam nadzieję, że Another Sky nie porzucą na boczny tor gitarowego brzmienia, które naprawdę rozkwitło przez te wszystkie lata od początku ich istnienia. Wsłuchajcie się uważnie w poszczególne kompozycje, a odkryjecie świat wspaniałych rockowych niuansów. No i oczywiście raz jeszcze podkreślę ten ponadnaturalny wokal Catrin, a także jej błyskotliwe umiejętności songwriterskie. 
 
Nie potrafię tylko pojąć, dlaczego o tym zespole z tak unikalnym stylem i wyjątkowym wokalem jest wciąż tak cicho... Już teraz czuję, że to będzie najbardziej niedoceniony krążek 2024 roku. Podróżujący! Błagam! Nie pomijajcie tej muzycznej perły! 
 



WAXAHATCHEE – "TIGERS BLOOD"

 
 
 
Katie Crutchfield już od wielu lat wywołuje u mnie przyjemne ściski w sercu. Począwszy od koncertowego zachwytu jej wówczas szorstkim, emocjonalnym indie-rockiem podczas Soundrive Festival 2017 po wspaniały i przełomowy w jej karierze solowy krążek "Saint Cloud" z 2020 roku, na którym zerwała z rock'n'rollową nietrzeźwością i zwróciła się ku promienistym folkowym, country brzmieniom. Do gustu przypadł mi również jej niezwykle harmonijny duet z Jess Williamson na płycie "I Walked with You a Ways" Plains z 2022 roku – perełka! Teraz Crutchfield powróciła zaprezentować kolejny rozdział solowego projektu Waxahatchee i wzniosła swoje singer-songwriterskie umiejętności na niebotycznie wysoki poziom. Tak jak przy poprzedniej płycie, Katie znów współpracowała z producentem Bradem Cookiem i ponownie ta dwójka dostarczyła nam wyjątkowe ciepłe, pogodne, harmonijne melodie w stylu Americana i country, w których zanurzyłem się z głęboką satysfakcją. Kolekcja dwunastu kompozycji na "Tigers Blood" zachwyca rozległymi preriami wypełnionymi ludową akustyką połączoną z dźwięcznymi gitarowymi porywami i cudnym wokalem Katie. W jej introspektywnej, błyskotliwiej liryce nie brakuje stawiania wielu nostalgicznych wątpliwości odnośnie przeszłości, wspomnień pewnych rozczarowań miłosnych, ale przeważa wyczuwalna euforia, wynikająca z zerwania z nałogami i odnalezienia promyku światła w tym ciemnym tunelu zwanym życiem. Ten radośnie szybujący w przestworza emocjonalny stan artystki jest wprost urzekający. Nad całym materiałem unosi się też energetyczny duch zespołowości. Katie zaprosiła do studia nagraniowego kilku uzdolnionych muzyków na czele z obiecującym songwriterem MJ Lendermanem. Jego obecność na tym albumie jest wręcz wisienką na torcie. Jego gitarowe rzeźby dodają sporo smaku poszczególnym kompozycjom, ale nie poprzestaje tylko na tym. Wspiera również Crutchfield wokalnie. Szczególnie namacalnie jego głos owija się niczym wstęga wokół Katie w  singlowym opus magnum tego krążka – "Right Back to It". Obcowanie z "Tigers Bloods" i wrażliwością Waxahatchee to jak dotyk złocistego zachodzącego słońca nad rzeką Tennessee – czysta rozkosz!

 



ADRIANNE LENKER – "BRIGHT FUTURE"


 
Bardowski geniusz Adrianne Lenker objawił się mi dopiero dwa lata temu przy odsłuchu ostatniego albumu "Dragon New Warm Mountain I Belive In You" jej macierzystej formacji Big Thief. Tamten krążek wręcz obwołałem arcydziełem szeroko rozumianego alternatywnego folk-rocka. Co prawda wcześniej docierały do mnie pozytywne opinie o solowym debiucie Lenker pod tytułem "Songs", ale wówczas niefortunnie zignorowałem te głosy. Teraz już z uwagą śledzę poczynania tej artystki i dużo obiecywałem sobie po jej drugim solowym dziele. I nie zawiodłem się. 32-latka udowadnia, że jest wybitną singer-songwriterką naszych czasów i nie mam już wątpliwości, że niegdyś będziemy ją zaliczać do panteonu tych największych pieśniarzy i pieśniarek. Przy opisywaniu wrażeń z "Bright Future" istotny jest kontekst miejsca, w którym kompozycje na ten album powstawały. Otóż Lenker osiadła w opustoszałym, 150-letnim domu i przelewała swoje kompozytorskie idee na ośmiościeżkowy magnetofon. I to analogowe, surowe brzmienie oraz wszelkie uchwycone zewnętrze odgłosy, jak choćby skrzypienie podłogi, tworzą niezwykle sugestywną i immersyjną aurę. Oszczędne wykorzystywanie instrumentów z dominacją subtelnej akustycznej gitary oraz fortepianu tylko wzmaga intymną naturę tego albumu. Przylega do tego brzmienia etykieta "no filter". Także można to uczynić bezpośrednio w stosunku do genialnej liryki Amerykanki. Oczywiście jej teksty noszą znamiona poetyckości, nie brakuje tu metafor i gier słownych, ale bogata narracja przekłada się natychmiastowo na projekcję oczywistych obrazów. I ileż w tym wszystkim jest emocji! Już pierwsza kompozycja "Real House" wyśpiewana przy akompaniamencie delikatnych uderzeń w klawisze fortepianu niemalże mrozi krew w żyłach i sprawia, że na tarczy serca pojawiają się pierwsze pęknięcia. Z każdym kolejnym utworem te szczeliny się pogłębiają, a boleść wypływająca z ludowych piosenek o zawiłościach miłości i kruchości złamanego serca dociera do samego dna serducha. Emocjonalna siła "Brigth Future" jest dewastująca. Nie jest to jednak krążek chłodny i ponury. Delikatne ocieplenie i taki powiedzmy wiejsko-sielski klimat jest wprowadzany poprzez wykorzystywanie smyczków ("Sadness As A Gift"), banjo ("Already Lost"), czy też dodatkowe wokale w tle. Mimo tej całej surowości Adrianne zdołała wytworzyć tu niezwykłą, pocieszającą i tulącą atmosferę domowego ogniska. Chociaż na samym końcu i tak wyciska ze słuchacza morze łez za sprawą rozpaczliwej piosenki "Ruined" – dla mnie emocjonalny highlight tej płyty. Chociaż skoro mowa o nieszczących emocjonalnie utworach, to nisko kłania się również utwór "Evol" (odczytajcie od tyłu), na którym Adrianne pięknie opowiada o dwoistości miłości, a dramaturgiczne pociągnięcia smyczkiem skrzypiec przeszywają na wskroś. Warto jeszcze wyróżnić obecność kompozycji "Vampire Empire" nagranej wcześniej z Big Thief. Tu pojawia się w nieco bardziej szorstkiej, szarpanej, przybrudzonej, wolniejszej, przejmującej wersji. Ach, właściwie każda piosenka zasługuje tu na uwagę i pełne skupienie przy odsłuchu. Adrianne Lenker stworzyła genialne dzieło o najwyższej klasie narracji!    
 

 
 

YARD ACT – "WHERE'S MY UTOPIA?"


 
Brytyjczycy z Yard Act na swoim debiutanckim albumie "The Overload" zachwycili i porwali mnie niezwykle sarkastycznymi polityczno-społecznymi komentarzami wyśpiewanymi żarliwie przez Jamesa Smitha na tle surowych, żywiołowych, disco-punkowych melodii. Porównując jednak dziś tamten krążek z ich drugim dziełem "Where's My Utopia?", można wysnuć śmiałą tezę, że kilka lat temu powściągnęli swoją muzyczną kreatywność. Otóż bowiem na swoim drugim albumie zdecydowanie odpinają wrotki i zaliczają rewelacyjny progres na niemalże każdym poziomie. Wciąż w błyskotliwej liryce dominuje kąśliwy humor, Smith kwestionuje idealny świat za pomocą ponurych, dystopijnych wizji, ale zanurza się też w nieco częściej w introspektywne historie i autoanalizy sukcesu odniesionego po premierze debiutanckiej płyty. Kolejne kompozycje zachwycają swoimi nieprzewidywalnymi strukturami i instrumentalnych rozmachem z elementami postpunkowej agresji, funkowego basu, hip-hopu, jazzu, ska, elektroniki, a nawet wykorzystywane są różne sample i orkiestracje. I w tym chaosie jest metoda na uzyskanie pewnej ponadczasowości. A przy tym zdecydowana większość kawałków zaraża tanecznymi rytmami! Mimo tego gatunkowego koktajlu, za który odpowiada również znany z Gorillaz producent Remi Kabaka Jr., całość zachowuje niezwykłą, koncepcyjną spójność. Imponujący debiut sprzed dwóch lat został całkowicie przyćmiony, a Yard Act gruntują swoją pozycję jednego z najbardziej ekscytujących wyspiarskich bandów!    
 

 
 

COALS – "SANATORIUM"


 
Uwielbiam i nieustannie podziwiam Kachę i Łukasza za ich nadzwyczajną twórczą kreatywność. Z drugiej strony jest ona paradoksalnie dla mnie kłopotliwa, gdyż trudno w prostych słowach przedstawić ich muzyczne wybryki. Proszę w tym zarazem doszukiwać się również ogromnego komplementu – chciałbym otrzymywać więcej takich wyzwań od polskich artystów. Trzeci longplay Coals "Sanatorium" jawi się jako ich najbardziej przystępna propozycja z ewidentnymi utworami ociekającymi przebojowością ("Dzwony"!). Dalej jednak daleko im do mainstreamu, możliwości interpretacyjne kolejnych piosenek wydają się niemal niezliczone, a gatunkowe warstwy muzyczne przenikają się przez siebie bardzo płynnie i eksperymentalnie zarazem.  Ich wciągające aranże to kolaże między innymi dream-popu, breakbeatu, rapu (gościnnie w "Primabalerina" pojawia się przedstawiciel tego gatunku – Hubert.), ale nie brakuje choćby też sięgnięcia po subtelniejsze formy – zachwyca akustyczna gitara w pięknej piosence "Ferie x lat temu". Nie brakuje na tym krążku, unoszącej się nad wszystkimi kompozycjami, sporej dawki charakterystycznej mgiełki tajemniczości i lirycznej nostalgii. Oni po prostu tworzą swój własny, niepowtarzalny coalsowy styl. Duża w tym zasługa też manierycznego i onirycznego wokalu Kachy. Rozkładanie tego krążka na czynniki pierwsze i w ogóle obserwacja twórczego rozwoju Coals to czysta przyjemność. "Sanatorium" to pokaz ich bogatej wyobraźni muzycznej i potwierdzenie świetnej formy kompozycyjnej.     
 



ELBOW – "AUDIO VERTIGO"


 
Ceniony zespół Elbow powrócił ze swoim dziesiątym albumem w dyskografii. Panowie od lat umiejętnie mieszają w swojej twórczości dostojne alt-rockowe hymny z bedroomową intymnością, gitarowym przytupem i jazzowymi odlotami. Na "Audio Vertigo" ich kompozycje osiągają bardzo ekscytujący poziom eklektyzmu. Szczególnie singlowe kompozycje "Balu" i "Good Blood Mexico City" porażają swoją majestatycznością i potężnymi, mięsistymi warstwami dźwiękowymi. Ten syntezator i orkiestracja w tym pierwszym – miodzio! A gitarowe przyłożenie w drugim? Powalające! I choć to przede wszystkim te dwie kompozycje zostaną pewnie ze mną na dłużej, to muszę przyznać, że cały materiał trzyma bardzo wysoki poziom, ociekający epickością i nieprzewidywalnością. Elbow eksperymentują aranżami niczym Radiohead, ale zarazem dokładają do tego niezwykle przystępną hałaśliwą energię. No i oczywiście do tego ten niepowtarzalny, mocarny, ciarkogenny wokal Guya Garveya. Bardzo wysmakowany i w kilku momentach zaskakująco mocno porywający album.    
 



KARAŚ/ROGUCKI – "ATLAS ISKIER"


 
Duet Karaś/Rogucki po dwóch bardzo udanych i ciepło przyjętych albumach ("Ostatni Bastion Romantyzmu", "Czułe Kontyngenty") powrócił z krążkiem "Atlas Iskier" i tym samym na pożegnanie działalności (do końca roku jeszcze aktywni koncertowo i warto ich zobaczyć, bo są w wybitnej formie – sprawdźcie na blogu relację z ich koncertu w Toruniu) domknął romantyczny tryptyk. Godny to finał, ale z pewnością nie tak porywający, jak poprzednie materiały. Poprzednie płyty zachwycały i bujały barwnymi kompozycjami nawiązującymi do lat 80. i choćby takich nurtów jak new romantic, coldwave, post-punk. Skojarzeń z tamtą epoką nie brakuje i w przypadku "Atlasu Iskier", ale ciężar kompozycyjny zupełnie innej wagi. Tempo wolniejsze, brzmienie mocno zagęszczone, atmosfera mroczniejsza, syntezatory intensywniejsze... Trochę niknie w tych synthowych warstwach gitarowa maestria Kamila Kryszaka, choć ma on swoje pięć minut we wzburzonym, najbardziej stricte rockowym "Pustym Pixelu". Zachwyca również autorska wersja kompozycji "Zaopiekuj się mną" Rezerwatu oraz dawna przebojowość, wkradająca się w duet Piotra Roguckiego z Ofelią w piosence "Houston". Rogucki zresztą kilka razy popisuje się błyskotliwymi wersami i często szarżuje swoją teatralną manierą wokalną. Wiktoria Jakubowska (perkusja) i Kuba Karaś (bas) zaś perfekcyjnie trzymają rytm w nowofalowym dygocie. Przypuszczam, że przypominając sobie o tym duecie w przyszłości, raczej moje pierwsze myśli nie będą kierowały się ku "Atlasowi Iskier", ale wszakże każda iskierka miłości wraz z upływem czasu przygasa i tak też odczytuje wydźwięk oraz ton tego materiału. Przy takim założeniu Karaś/Rogucki żegnają się z nami bardzo okazale. Będzie tego duetu mi brakowało.  
 


GARY CLARK JR. – "JPEG RAW"


 
Od wielu lat uważam, że każdy muzyczny wariat powinien pozwolić sobie chociaż raz w roku na odlot w bluesowe klimaty. Sam staram się to czynić, choćby uczestnicząc w lokalnym festiwalu Blues na Świecie (w tym roku niestety się to nie powiedzie przez wiedeński koncert Coldplay). Co prawda na tym wydarzeniu pojawiają się wykonawcy, których niekoniecznie można zliczyć do nurtu bluesowego (w przeszłości m.in.: Artur Rojek, Zalewski, a w tym roku Kult...), ale organizatorzy kurczowo trzymają się znanego powiedzenia Willie Dixona: "Korzenie to blues, reszta to owoce". Dlaczego o tym wspominam? Bo to hasło idealnie pasuje do twórczości jednego z najważniejszych współczesnych herosów bluesa – Gary'ego Clarka Jr. Kompozycje tego amerykańskiego artysty w zalążkach są przesiąknięte do cna bluesowymi tradycjami, ale zarazem w niesamowity sposób udaje mu się łączyć je z funkiem, r'n'b, hip-hopem, popem, jazzem, glam-rockiem... No właściwie Gary wyspecjalizował się w tworzeniu międzygatunkowych koktajli i jego najnowszy album "JPEG RAW" jest tego dobitnym przykładem. To jest krążek, na którym są wszystkie muzyczne emocje, których poszukuję. Od chwytających za serce (neosoulowych) ballad po kompozycje porywające płomienistymi riffami. Jest groove, jest energia, są emocjonalne uniesienia! A dodatkowo na tym krążku pojawiają się zacni gości na czele ze Stevie Wonderem (który swoją drogą sam z siebie kontaktował się z Garym) i bardzo cenioną przeze mnie Valerią June. Bardzo solidny i przynoszący wiele satysfakcji album! Czekam na jego koncert podczas Colours of Ostrava!
 



ROZEN – "RÓŻA"


 
W 2021 roku zachwycałem nad prostodusznymi, szczerymi tekstami oraz cieplutkim, podnoszącym na duchu folkowym brzmieniem imiennego debiutanckiego albumu projektu Rozen. Lider zespołu Andrzej Rozen wraz z przyjaciółmi ukazał wówczas smykałkę do tworzenia magicznych i duchowych folkowych kompozycji, wypełniających moje serce dawką niezaprzeczalnej przyjemności. Na swoim drugim albumie "Róża" idzie o krok dalej i prezentuje ambitną, fabularną strukturę całego materiału. Jak sam artysta podkreśla w materiałach prasowych: "Ta płyta jest pomyślana jak ścieżka dźwiękowa do filmu, który miałem w głowie. Każdy utwór to scena z fabuły, którą słuchacz może rozszyfrować i rozwijać samemu". Podstawą tej opowieści jest spotkanie się po latach dwójki przyjaciół, których łączyło miłosne uczucie. Historia ta rozgrywa się na tle powrotu do rodzinnej wsi, jest wielowarstwowa, pełna subtelności, delikatnych niedopowiedzeń i metafor, przesiąknięta tęsknymi emocjami. No i przy tym towarzyszy nam wspaniała folkowa oprawa instrumentalna, która przywołuje taki pozorny sielankowy klimat. Nie brakuje tu wielu smaczków (świetny pomysł z kościelnymi dzwonami) i niespodzianek. Pojawiają się goście: Bela Komoszyńska wzmacnia emocjonalność piosenki "Letniaczek", Karolina Matuszkiewicz imponuje ludowym śpiewem w "Napolta mnie", a Skubas pięknie interpretuje w finałowym utworze "Kwiat albo imię" tekst z wiersza Tadeusza Różewicza o tytule, a jakże, "Róża". Oczywiście na tym półgodzinnym albumie dominuje przede wszystkim jednak ciepły wokal Andrzeja Rozena i jego poetycka liryka. Naprawdę doceniam cały zamysł i koncepcję tej płyty, którą uzupełniają również istotne teledyski, ożywiające bohaterów i kadry z "Róży". To dzieło niezwykle poruszające i nastrojowe. Warto się z tą muzyczną lekturą zapoznać.     
 



EVERYTHING EVERYTHING – "MOUNTAINHEAD"


 
Siódmy album formacji Everything Everything zakotwiczony jest w dystopijnej koncepcji zniewolonego społeczeństwa, ale same w sobie kompozycje okazją się art-popowymi bangerami, które tryskają fantazyjnymi, niebanalnymi art-popowymi melodiami podpartymi charakterystycznym falsetem Jonathana Higgsa. Obcowanie z eklektyzmem tej grupy z Manchesteru zawsze przynosi pewne odświeżające spojrzenie na muzykę i nie inaczej jest w przypadku płyty "Mountainhead". Ich inteligentna liryka spleciona z zestawem porywających dźwięków rozpościera przed zmysłami wspaniały muzyczny labirynt, w którym cudownie jest pobłądzić.   
 

➖ 
 

DEBIUTY


NEWDAD – "MADRA" (STYCZEŃ)


 
W styczniu na kolana rzucił mnie hałaśliwy debiut postu-punkowej formacji Sprints, sprawiając, że przeoczyłem inny  warty uwagi irlandzki debiut obiecującego zespołu Newdad. Co prawda kwartet z Galway na "Madrze" eksploruje zgoła inne klimaty od Sprints, ale zasługuje na nie mniejszą uwagę. W ich twórczości nawet trochę przebija się takiej postpunkowej surowości i chłodu, ale eteryczny wokal Julii Dawson i marzycielskie gitary malują przed nami zdecydowanie bardziej oniryczne pejzaże. Obrazy te ze względu na bezpośrednią lirykę dotykającą mrocznych, depresyjnych tematów powiązanych z okresem wzburzonej młodości jawią się jako czarno-białe, choć momentami dostrzeżemy też na nich jasne światełka nadziei. Te niepokojące emocje na przestrzeni jedenastu kompozycji pozostają skryte w kokonie jedwabnych, dream-popowych, shoegaze'owych struktur, które zdają się rozciągać nieskończenie w czasoprzestrzeni i mają potencjał na wzbudzenie międzypokoleniowych zachwytów. Fani takich zespołów jak Ride, Slowdive i wszelkich pochodnych formacji są wręcz proszeni o szczególną uwagę. Niemniej jestem przekonany, że każdy, niezależnie od preferencji muzycznych, z łatwością wpadnie w hipnotyczny stan pod wpływem tego wolno płynącego strumyku niezwykle atmosferycznych dźwięków. Można oczywiście całkiem słusznie zarzucić Newdad, że "Madra" jako całokształt wybrzmiewa nieco zachowawczo i zbyt jednorodnie, ale takie lśniące, popowe refreny jak ten w "Sickly Sweet", czy gitarowe porywy w "Angel" i wspaniałym "Dream of Me" pobudzają od czasu do czasu pewne euforyczne stany i sugerują, że w tym zespole tli się jeszcze pewien niewykorzystany potencjał. Wierzę, że kolejne dzieła Irlandczyków będą obfitowały w bardziej pomysłowe kompozycyjne konstrukcje, ale mimo wszystko już w tym momencie swoim debiutem zapewnili mi satysfakcjonującą podróż po shoegaze'owym nieboskłonie i sprawili, że w notesie z muzycznymi odkryciami postawiłem obok ich nazwy wykrzyknik. 
 
 


CHŁODNO – "CIEPŁO"



Debiutancki album duetu Julki Zastryżnej i Szymona Pałyza zgodnie z jego tytułem i zarazem nieco w przeciwieństwie do nazwy projektu dostarcza nam kolekcję bardzo ciepło brzmiących, otulających kompozycji. Momentami może zawiewa w liryce chłód morskiej melancholii, ale za chwilę jednak pod wypływem pięknie skrojonych melodii przypominamy sobie o cieple letnich wieczorów. Teksty sprawnie dotykają wielu życiowych spraw, wokale Julki i Szymona ładnie się ze sobą splatają (choć prym wiedzie tutaj głos tej pierwszej), a folkowe, akustyczne brzmienie subtelnie wzbogacane elektroniką i momentami delikatną orkiestracją tworzy nastrojową aurę. To krążek, który sprawił mi przyjemność przy odsłuchu, ale zarazem też nie potrafiłem się pozbyć poczucia, że wszystko zostało tu przygotowanie i wykonane na aż nazbyt poprawnie sterylnym, wygładzonym poziomie. Trochę zabrakło mi tu większego, surowszego ładunku emocjonalnego i kompozytorskiego polotu. Niemniej warto zaznajomić się z twórczością Chłodno, gdyż jestem dobrych myśli, że będą w przyszłości rozwijać swoje muzyczne skrzydła.  
 

➖ 

EP-KI / MINIALBUMY

 

NOURISHED BY TIME – "CATCHING CHICKENS EP"




W sekcji EP-ek wyszczególniam dwie propozycje od tegorocznych artystów z line-upu OFF Festivalu! W pierwszej kolejności pochodzący z Baltimore Marcusa Brown a ka Nourished By Time z "Catching Chickens EP". Nie ukrywam, że zaintrygowała mnie jego historia: od debiutanckiego albumu "Erotic Probiotic 2" nagrywanego w piwnicy rodziców po tytuł Best New Album od Pitchforka. I trzeba przyznać, ze gość potrafi w czarujące melodie utrzymane w klimatach lo-fi, bedroomowego popu i współczesnego R'n'B. Znakomita produkcja i niezwykle kojący wokal.  

 


GLASS BEAMS – "MAHAL"



Australijskie psychodeliczne trio "Glass Beams" objawiło się muzycznemu światu w 2021 roku za sprawą krótkiej EP-ki "Mirage", na której połączyli zachodni styl z tradycyjną indyjską muzyką, ale jeszcze bardziej intrygowały ich występy live oraz wytworzona wokół nich aura tajemniczości za sprawą ukrywania tożsamości i pojawiania się na scenie w złotych maskach. Nic dziwnego, że stali się obiektem zainteresowania wielu festiwali. Obecnie znamy sylwetkę lidera zespołu Rajan Silvy, który w wywiadzie dla Rolling Stone India uchylił rąbka ich twórczej genezy. Dążenie do tworzenia hipnotyzującego i mistycznego świata dźwięków Wschodu i Zachodu zrodziło się za sprawą obejrzenia z ojcem – notabene imigrował on z Indii do Australii – zapisu DVD z "The Concert For George", na którym zachodni artyści rockowi wraz z gośćmi ze wschodu, prezentującymi klasyczną muzykę indyjską, złożyli hołd Harrisonowi z The Beatles. I niejako Glass Beams są kontynuatorami twórczej wizji Georga, łączącej te dwa różne muzyczne światy. Ich druga EP-ka "Mahal" jest kolejną wizytówką medytacyjnego, psychopatycznego, otulającego, fantazyjnego stylu. Gitara tworzy hipnotyzujące melodie, bas i bębny zarażają rytmem, a wszelkie dodatkowe instrumentalne smaczki wzmacniają strukturalną głębię poszczególnych kompozycji. Trio przy tym zręcznie ucieka od monotonii i tworzy krajobrazy dźwiękowe, które naprawdę fascynują, wciągają i pochłaniają. Glass Beams stworzyli własną, wyróżniającą się współcześnie estetykę i warto śledzić ich poczynania.
 
 


HOZIER – "UNHEARD"


 
Hozier niespodziewanie wypuścił w eter EP-kę, na której zebrał cztery niewykorzystane wcześniej kompozycje. I jakże to smaczny zestaw! Przy "Too Sweet" aż pragnie się skosztować szklanki whiskey, a duet z Allison Russell w "Wildflower and Barley" bardzo zacny. Może nieco mniej w pamięci zapadają pozostałe dwa utwory "Empire Now" i "Fare Well", ale wciąż są to bardzo solidne konstrukcje melodyjne. Dobrze, że Hozier nie przetrzymywał tych piosenek w szafie. 
 
 
➖ 

SINGLE

 

NICK CAVE & THE BAD SEEDS – "WILD GOD"

"Wild God"! Nowy album grupy Nick Cave & The Bad Seeds ukaże się 30 sierpnia! Po pięknych, acz wielce żałobnych poprzednich płytach "Skeleton Tree" i "Ghosteen" nowy singiel zwiastuje zmianę brzmienia! Nadal to jednak oczywiście TEN Nick Cave!
 
 


LOR – "SHREK 2"

Dziewczyny z Lor mają smykałkę do pisania hitów, a "$hrek 2" jest hitem przez wielkie H!!! Przepiękna kompozycja honorująca 20-lecie drugiej części "Shreka", ale rzecz jasna ten utwór ma drugie dno. I tak. Gościnnie pojawia się tu sam Zbigniew Zamachowski! 




ST. VINCENT – "FLEA"

Współczesna królowa gitarowej alternatywy!




OLIVIA RODRIGO – "OBSESSED"

W marcu ukazała się wersja deluxe "Guts" Olivii Rodrigo! Wreszcie mamy możliwość zapoznania się z jej czterema kompozycjami ukrytymi do tej pory na winylowych wydaniach plus do tego zestawu jeszcze całkowicie nowa piosenka "So American". Nie ma co tu kryć, że z tego zestawu najbardziej wyróżnia się kawałek "Obssed", który zagościł także w koncertowym repertuarze Olivii! No nie mogę wprost się doczekać koncertu w Berlinie! 



TERRIFIC SUNDAY – "KLUCZ PTAKÓW"

Cieszę się, że chłopaki z Terrific Sunday powracają! I to w bardzo dobrym stylu!
 



BLONDSHELL– "DOCKET" (FEAT. BULLY)

Nikt nie obraziłby się gdyby obie panie nawiązały dłuższą współpracę. Rewelacyjny singiel!




PILLOW QUEENS – "LIKE A LESSON"

Ajj, ten singiel tylko podniósł poprzeczkę oczekiwań wobec nowego albumu! Premiera już 19 kwietnia!




NOCO, WINETU, KWIOTKI – "BUDDA"

Co za muzyczna hipnoza! I przy tym chyba najbardziej elegancko użyte wulgaryzmy, jakie słyszałem w polskich tekstach w ostatnich czasie. 




IZZY AND THE BLACK TREES – "DIVE OF A BROKEN HEART"

Izzy and the Black Trees udowadniają, że mogą zagrać nieco wolniej, ale i tak ich siła rażenia jest powalająca. 




ALFIE TEMPLEMAN – "RADIOSOUL"

Alfie zapowiedział premierę swojego drugiego krążka "Radiosoul" (07.06)!
 



JAKUB SKORUPA – "DZIEŃ DOBRY, JESTEM Z POLSKI"

Co za liryka!




AGA BIGAJ – "PŁUCA"

Moje płuca wypełnia zachwyt. Brawo Aga! Czas wyjść z cienia innych artystów ;) 




MOBY, LADY BLACKBIRD – "DARK DAYS"

Moby nie tylko zapowiedział niespodziewany powrót z koncertami do Europy (bilet na Berlin zakupiony!), ale ogłosił także premierę nowego albumu "Always Centered At Night" (14.06). Tej zapowiedzi towarzyszy klimatyczny singiel "Dark Days" z udziałem Lady Blackbird.




MAGGIE ROGERS – "SO SICK OF DREAMING"

Ujmująco!
 



SHAED – "ROCKET IN THE SKY"

Trio Shaed znane z electro-popowych kompozycji tym razem zaskoczyło bardzo emocjonalną balladą. Wokalnie błyszczy Chealsea Lee. To zarazem zapowiedź nowego albumu "Spinning Out" (14.06).




PEARL JAM  – "RUNNING" 

Punkowo!




TAJGA – "ZABRAĆ STĄD"

Urzekający debiutancki singiel! 




ELMIENE – "CRYSTAL TEARS"

Twórczość Elmiene zasługuje na uwagę. 




DARIA ZE ŚLĄSKA – "TARAS"

Daria nie zawodzi. 




EDEN RAIN – "CLOSER"

Nieustannie wierzę, że o tej dziewczynie będzie głośno. Cudna, poruszająca kompozycja.



 

LAUREN MAYBERRY – "CHANGE SHAPES"

Figlarny singiel!



 

ANGUS & JULIE STONE – "CAPE FORESTIER"

Czarująco!



 

MAYA HAWKE – "DARK"

Piękna, subtelna kompozycja.




AURORA – "SOME TYPE OF SKIN"

Nowy album "What Happened To The Heart?" na horyzoncie! Premiera 7 czerwca!





KALEO – "LONELY COWBOY"

Kaleo z nowością! Na uwagę zasługuje zwłaszcza wykonanie tej kompozycji live. Panowie zawsze mieli smykałkę do prezentowania swoich kompozycji w pięknych okolicznościach. 


 
 

TWENTY ONE PILOTS – "NEXT SEMESTR"

Ten singiel rozbudził we mnie chęć udziału w ich przyłorocznym koncercie w Łodzi, ale ceny biletów szybko sprowadziły mnie na ziemię. Cóż, tak czy owak z zainteresowaniem wyczekuję abumu "Clancy", którego premiera już 17 maja!




MDOU MOCTAR – "IMOUHAR"

Fascynująco!



WYDARZENIA MIESIĄCA



RELACJE KONCERTOWE


Na blogu pojawiły się relacje z koncertów:
 
     
    OGŁOSZENIA KONCERTOWE
     
    Wybrane festiwalowe newsy:
     
    Open'er Festival: Kim Gordon,Tom Morello, Amaarae, Gunna, Ashnikko, Tinashe. 
     
    OFF Festival: Grace Jones trzecią headlinerką! Plus Sevdaliza, Edyta Bartosiewicz, Backxwash, Annahstasia, Dominika Płonka, Brutus, Leenalchi, Moonchild Sanelly, Les Savy Fav, Model/Actriz, Furia, George Clanton, Snõõper, Kresy i Klawo.
     
    Inside Seaside: Black Pumas!
     
    Tauron Nowa Muzyka: 
     
     

     
     
    Pol'and Rock Festival: Guano Apes, Flogging Molly, Flapjack, T.Love, Meute, Modestep, Enej.
     
    Audioriver Festival z drugim rzutem:
     
     

     
    Great September z pierwszym ogłoszeniem:

     

     
    Colours of Ostrava: 



     
    Glastonbury Festival w ramach bonusu i do pozazdroszczenia: 
     




     
    Wybrane pozostałe ogłoszenia:

    Nick Cave and the Bad SeedsAtlas Arena, Łódź, 10.10.2024 / Tauron Arena Kraków, 11.10.2024
      
    Aurora, Tauron Arena Kraków, 23.09.2024 / Torwar, Warszawa, 24.09.2024
      
    Twenty One PilotsAtlas Arena, Łódź, 09.04.2025
     
    Glass Animals, EXPO XXI, Warszawa, 19.10.2024
     
    Girl In RedTorwar, Warszawa, 25.09.2024
     
    Seasick Steve, Klub Proxima, Warszawa, 30.10.2024

    OskaBardzo Bardzo, Warszawa, 15.10.2024
     
    Tinawiren, Progresja, Warszawa, 07.09.2024
     
    Kakkmaddafakka, Drizzly Grizzly, Gdańsk, 18.11.2024 / Hydrozagadka, Warszawa, 29.11.2024 
     
    BADBADNOTGOOD , Łazienki Królweskie, Warszawa, 24.05.2024
     
    Noisy, VooDoo, Warszawa, 02.11.2024
     
     
     
     
     
    SPOTIFY SINGLES

    Można sympatyzować z Darią Zawiałow lub też nie, ale chyba nikt nie zaprzeczy, że "zaciągnięcie" do studia w Los Angeles samego Alberta Hammonda Jr. z The Strokes i wspólne wykonania piosenek "Złamane serce jest OK" oraz "Ode To The Mets" to sytuacja z gatunku tych niemalże abstrakcyjnych. Jesteśmy świadkami pięknej i wymarzonej przez samą Darię historii! A przy tym mam nadzieję, że Daria apelowała o osobny koncert The Strokes w Polsce. Rolę supportu już ma raczej zapewnioną ;) 
     
     
     
    FRYDERYKI

    Uciekałem od komentowania tegorocznej gali Fryderyków i całej burzy wokół niej, ale skoro już nieco przynależę do tej muzycznej branży... Pozwólcie, że jednak będzie krótko, bowiem od lat trzymam się zasady, by wszelkie branżowe międzynarodowe i krajowe nagrody traktować z olbrzymim dystansem i z roku na rok tylko to postanowienie się pogłębia. Oczywiście cieszą mnie sytuacje, gdy nagrody zdobywają artyści, którym kibicuję (w tym roku ode mnie szczególne oklaski dla Hani Rani i Darii ze Śląska), ale najważniejsza dla mnie pozostaje sceniczna prawda. Nie chcę też przy tym wyjść na całkowitego ignoranta i mam nadzieję, że pewne patologie we funkcjonowaniu Fryderyków zostaną wyeliminowane, ale nie mam i tak wątpliwości, że zawsze będą pojawiały się kwestie sporne. Wszakże krytyka wobec tych nagród utrzymuje się już od wielu lat i zawsze znajdą się powody do kręcania nosem. Natomiast samo obrażanie się na wyniki w stylu Vito Bambino? Nie widzę w tym żadnego sensu, choć zarazem nikomu nie odbieram prawa do wyrażenia swojego rozczarowania. Warto tylko przy tym trzymać się pewnych granic, umieć zachować większy dystans i przegrywać z klasą...  

     
    ➖ 

    WYRÓŻNIENIA + PLAYLISTA MIESIĄCA


     
    Pozostałe interesujące wydawnictwa w telegraficznym skrócie: 
     
    Dla pragnących sporej dawki pozytywnych melodii w tonie lat 80. i z częstym wykorzystywaniem zjawiskowego saksofonu: BLEACHERS – "BLEACHERS".
     
    Dla fanów łobuzerskiego rocka z Wysp: KID KAPICHI – "THERE GOES THE NEIGHBOURHOOD".  
     
    Dla poszukujących ambitnego, jazzowego singer-songrwitingu w stylu twórczości Clairo: FAYE WEBSTER – "UNDERDRESSED AT THE SYMPHONY"
     
    Dla pragnących otulającego wokalu i błogich kompozycji: KACEY MUSGRAVES – "DEEPER WELL".
     
    Dla wielbicieli britpopu: LIAM GALLAGHER, JOHN SQUIRE – "LIAM GALLAGHER & JOHN SQUIRE".

    Dla sympatyków metalcore: WHILE SHE SLEEPS – "SELF HELL".
     
    Dla fanów różnorodnych odcieni mainstreamowo przystępnego blues-rocka: FERRIS & SYLVESTER – "OTHERNESS".
     
    Dla miłośników zharmonizowanych wokali: THE STAVES – "ALL NOW".
     
     
     
    I oczywiście na koniec zapraszam Was do przejrzenia i przesłuchania mojej tradycyjnej playlisty, którą na bieżąco uzupełniałem przez cały miesiąc! Przypominam, że w pierwszej kolejności wyszczególniam albumy i EP-ki (maksymalnie 5 utworów z poszczególnych pozycji), a w dalszej kolejności prezentuję single, w tym te, które nie załapały się w moich powyższych wyróżnieniach, a które również są warte sprawdzenia! Wybory oczywiście skrajnie subiektywne!
     
     
     

    Sylwester Zarębski
    Podróże Muzyczne
    06.04.2024


    Polecane

    Brak komentarzy:

    Obsługiwane przez usługę Blogger.