Podróże Muzyczne relacjonują: Noah Kahan w Berlinie, Citadel Music Festival, Zitadelle Spandau, 27.08.2024!

/
0 Comments
Podróże Muzyczne relacjonują: Noah Kahan w Berlinie, Citadel Music Festival, Zitadelle Spandau, 27.08.2024!
 
 
 

 Podróże Muzyczne relacjonują: Noah Kahan w Berlinie, Citadel Music Festival, Zitadelle Spandau, 27.08.2024!

 
 
 
Usłyszeć na żywo "Stick Season" to był jeden z moich głównych tegorocznych celów koncertowych, postanowiony po tym, gdy pod koniec zeszłego roku moje serce otworzyło się na twórczość nowego herosa amerykańskiego folku – Noaha Kahana! I to nie tylko ten wspomniany przebojowy i viralowy singiel podbił moje serce – błyskawicznie zaprzyjaźniłem się z całą singer-songwriterską twórczością 27-letniego artysty z Vermont i z ogromnym zainteresowaniem przez kolejne miesiące obserwowałem jego nieustannie rosnącą popularność. Biliony odsłuchań na Spotify, headlinerskie sloty największych festiwali w Stanach, wyprzedane koncerty w wielkich  halach i obiektach muzycznych, uznanie pośród innych artystów... Zapragnąłem zapoznać się z tym muzycznym fenomenem nieco bliżej i sierpniowy koncert w berlińskim Zitadelle Spandau w ramach Citadel Music Festival był ku temu znakomitą okazją. Tym bardziej że podróż do Berlina udało mi się sprawnie połączyć z wiedeńską wyprawą na koncert Coldplay. Co prawda wymagało to nie lada wysiłku i do stolicy Niemiec dotarłem półprzytomny, ale koniec końców ten koncertowy wieczór spędzony z Kahanem i z rzeszą jego fanów (frekwencja budziła podziw!) wydobył ze mnie rezerwowe pokłady pozytywnej adrenaliny i zarazem okazał się idealnym, cieplutkim zwieńczeniem mych tegorocznych wakacyjnych muzycznych przygód. Spory w tym udział miała również występująca tego dnia na supporcie... 

Maisie Peters! Świadomie odpuściłem kilkanaście dni wcześniej jej występ w strugach deszczu podczas Way Out West, licząc, że w Berlinie pogoda będzie łaskawsza i na szczęście pod tym względem się nie zawiodłem. Ale gdybym jednak teraz mógł cofnąć czas, to zdecydowałbym się moknąć wspólnie z mym kompanem Podróżującym Patrykiem podczas jej występu na wspomnianym szwedzkim festiwalu. No nie ukrywam, że Maise absolutnie ujęła mnie swoją wulkaniczną i zarazem słodziutką sceniczną postawą. Nie sposób nie zarazić się jej pozytywnym vibem. A przy tym to bardzo zdolna artystka, która ma w swym zanadrzu niezwykle solidne, melodyjne popowe kompozycje z nutką często rozczulającej songwriterskiej wrażliwości ("Yoko!"). Pod sceną nie brakowało również licznych fanów jej twórczości. Odniosłem wrażenie, że nawet spora część osób zjawiła się specjalnie dla niej. Miało to oczywiście przełożenie na bardzo fajny przepływ dobrej energii między sceną a publiką. W dziesiątkę trafiony był również sympatyczny i porywający do chóralnych śpiewów cover "Mr. Brightside" The Killers. Z występu 24-letniej angielskiej piosenkarki zapamiętam także jej uroczą... ucieczkę przed atakującą osą! Zabawny moment, choć szczerze sam też pewnie wiałbym w popłochu... Tym samym ma sympatia do Maisie została jeszcze dodatkowo pogłębiona. No co ja mogę właściwie więcej powiedzieć? Odblokowany został u mnie kolejny muzyczny crush!  
 
 
 
 
 
Dzięki Masie Peters Noah Kahan miał ułatwione zadanie na samym początku, gdyż wszyscy zostaliśmy już dostatecznie rozgrzani, niemniej jednak Amerykanin postanowił chyba dmuchać na zimne i rozpoczął swój występ od dostawy erupcyjnej energii singla "Dial Drunk"! I ho ho! Muszę przyznać, że wybuch ekscytacji oraz chóralne śpiewy publiczności przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Kolejne zagrane piosenki "New Perspective" i przepiękne "Everywhere, Everything" z zeszłorocznego albumu "Stick Season" tylko podniosły temperaturę tego występu, a powietrze wokół Cytadeli Spandau wypełniło się elektryzującą energią. Kompozycje z tego przełomowego dla kariery Kahana albumu zdominowały ten wieczór. Łącznie z tego krążka wybrzmiało aż siedemnaście utworów! I absolutnie każdy z tych kawałków był przyjmowany owacyjnie i wyśpiewywany wers po wersie! Niezależnie od tego, czy poszczególne kompozycje skręcały w balladowe tony, czy też porywały bardziej folk-rockowym zacięciem – niezmiennie zachwycały prostoduszną i malowniczą narracją Noaha, poruszającymi historiami, autentycznie szczerymi emocjami w wokalu, nostalgiczną aurą i precyzyjną grą całego zespołu. Każde uderzenie w perkusję, skubnięcie w gitarę tudzież banjo albo mandolinę, pociągnięcie smyczkiem po strunach skrzypiec, zagrany akord na klawiszach – wszystko wybrzmiewało idealnie i w punkt! A dodatkowo czuć było znakomitą chemię między bandem a Kahanem. Było przy tym również sporo miejsca na prezentację jakże radosnej i momentami nieco szalonej scenicznej postawy przez każdego członka zespołu. Obserwowałem wyczyny całej tej sześcioosobowej formacji z wypiekami na twarzy. Pięknie prezentowała się również scenografia. Umieszczony w tle ekran kształcie gór oraz podświetlane drewniane podesty budowały klimatyczną, sielską atmosferę. Sceneria zmieniła się raz. W pewnym momencie na tył sceny wniesione zostały ogromne zdjęcia z dzieciństwa Noaha, co zwiastowało akustyczny fragment koncertu. Kahan wspierany przez skrzypaczkę oraz kolegów grających na banjo i gitarze akustycznej zaprezentował z siedzącej pozycji melancholijne i introspektywne piosenki "Maine" oraz "Godlight" z jego starszych albumów. W tym momencie chyba każdy zatęsknił za beztroskimi latami szczeniactwa i okresu dojrzewania. Ze starszych dokonań Kahana nieco wcześniej usłyszeliśmy jeszcze nasiąknięte popową melodyjnością "False Confidence" z jego debiutanckiego albumu "Busyhead" i właściwe to było na tyle z wycieczek w przeszłość. Amerykański piosenkarz był doskonale tego świadomy, że fani przede wszystkim wyczekiwali oraz pokochali go za piosenki ze "Stick Season" i raczej nikt nie opuszczał terenu Cytadeli zawiedziony dostarczonym repertuarem. No właściwe aż trudno jest mi wyróżnić poszczególne kompozycje. Jasne, prawdziwą euforię wzbudził tytułowy singiel, który rzecz jasna wybrzmiał na epicki finał (szkoda tylko, że bez gościnnego wsparcia Masie Peters, na które to po cichu liczyłem), ale tych hymnicznych momentów było bez liku. Zawadiackie "All My Love", rockowy hook w "Your Needs, My Needs", tęskne "You're Gonna Go Far", temperamenty i okraszony świetną gitarową solówką "Homesick", taneczne "She Calls Me Back", rozdzierające serducho "Call Your Mom", monumentalne "Northern Attitude". W międzyczasie nie zabrakło też skromnego fragmentu, podczas którego to Noah pozostał sam na scenie z gitarą akustyczną w dłoniach i wykonał rozczulające "Growing Sideways" oraz "Strawberry Wine". Mimo częstych przygnębiających treści płynących z kolejnych piosenek, Kahan równoważył emocje przez cały wieczór bardzo często nihilistycznie dowcipkując i wchodząc w dialogi z fanami. Generalnie sprawiał wrażenie niezwykle otwartego i sympatycznego gościa, z którym chciałoby się wybrać w wyprawę po górskich terenach Vermontu, wypić kufel piwa i podyskutować o życiowych doświadczeniach. Jego sukces tkwi właśnie w tej szczerej, przyziemnej postawie, bardowskim talencie do opisywania historii, z którymi bardzo łatwo się utożsamiać publice w różnym wieku (choć pod sceną dominowało młodsze pokolenie) i w emocjonalnych melodiach, wypływających prosto z głębi serca. 
 
Nie mogłem się też wyzbyć poczucia, że atmosfera wokół i uwielbienie dla tego artysty sięga poziomu, który niedawno obserwowałem na warszawskim koncercie Taylor Swift. Uśmiechnięci fani, ogromne kolejki do merchu, udane koncertowe akcje, entuzjastyczne reakcje na każdą kolejną piosenkę, cudowne chóralne śpiewy, spływające łzy ze wzruszenia. Noah zbudował wokół siebie niezwykłą i oddaną społeczność! Jestem przekonany, że w Polsce również ma liczne grono oddanych fanów. Zresztą na każdym kroku słyszałem polskie dialogi... Szkoda, że nasi promotorzy przespali ten temat, bo to był naprawdę doskonały moment na zaproszenie tego artysty do naszego kraju, ale wierzę, że w niedalekiej przyszłości zostanie to nadrobione. I warto na to czekać, bo Noah Kahan udowodnił mi w Berlinie, że w pełni zasługuje na miano folkowego superbohatera naszych czasów!      
 



 
Sylwester Zarębski
Podróże Muzyczne
27.09.2024


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.