Za nami bardzo obfity w muzyczne premiery wrzesień! To chyba był nawet w tym roku rekordowy u mnie miesiąc jeśli chodzi o ilość przesłuchanych wydawnictw. Ba, do tego stopnia, że zdecydowałem się po raz pierwszy na okładce tego cyklu umieścić aż dwanaście płyt. Z zagranicznych nowości nie zawiodły mnie przede wszystkim krążki od London Grammar, Nilüfer Yanyi i Hinds. Ponadto postanowiłem wyróżnić solidne propozycje od Suki Waterhouse i Jamiego xx. Urzeczony zostałem retro rockiem na debiutanckim albumie The Heavy Heavy, a panowie z Fat Dog swoim pierwszym longplayem sprawili, że eksplodowała mi czacha. Piękne epkowe post scriptum do zeszłorocznego albumu "Light, Dark, Light Again" wypuściła Angie McMahon. Ale też duuużo dobrego zadziało się na naszym podwórku! Kapitalne i szczere do bólu powroty Krzysztofa Zalewskiego i Jakuba Skorupy oraz świetne krążki podopiecznych wytwórni 33 Records: Iksów i Marka Niedzielskiego! Opinie o wszystkich wymienionych płytach przeczytacie na blogu! A chciałoby się wyróżnić jeszcze więcej albumów! Trzeba było jednak podjąć się selekcji, ale jak zawsze w tekście odnajdziecie też dodatkowe wyróżnienia i playlistę miesiąca. Do tego jeszcze singlowe propozycje i nie tylko! Zapraszam!
ALBUMY
LONDON GRAMMAR – "THE GREATEST LOVE"
Zespół współtworzony przez Hannah Red, Dominica Majora i Dana Rothmana od samego początku doskonale wybadał swoje atuty i ściśle trzyma się obranemu na początku swej podróży stylowi. Nie mają rewolucyjnych zapędów, ale zarazem w doskonały sposób potrafią odnaleźć i doskonalić różnorodność w obrębie swojego własnego charakterystycznego brzmienia. Ich najnowszy album "The Greatest Love" jest tego kolejnym znakomitym przykładem.
Pulsujący, house'owy, garażowy rytm w pierwszej piosence "House" nadaje ton całemu albumowi. Hannah, wyśpiewując z przekonaniem wers This is my place, my house, my rules, nakreśla motyw poczucia i emanacji siły, który przetacza się przez cały materiał. Nie jest to zaskakujące, zważywszy, że w ciągu trzech lat od poprzedniego albumu przekroczyła trzydziestkę, wyszła za mąż i doczekała się narodzin dziecka. Ta perspektywa dojrzałej kobiety znajduje swoje ujście w wielu sugestywnych lirycznych opowieściach oraz w ciętych, ostrych i oświecających wersach. Choćby w singlowym przeboju "Kind of Man" punktuje seksizm, w oszczędnym, fortepianowym "Fakest Bitch" poruszająco podejmuje narrację przyjaźni i zdrady, a w epickim (to bujne instrumentalne crescendo!) tytułowym utworze wznosi się na wyżyny poetyckości, wyśpiewując piorunujący fragment I need you because you are a woman / And I'll hate you because you are a woman / And I'll love you because you are a woman, wbijając tym samym szpilę przejawom mizoginii. Nie trzeba jednak zagłębiać się w teksty – aczkolwiek to wskazane – by poczuć emocjonalny wydźwięk liryzmu tego krążka. Za sprawą hipnotyzującego, oszałamiającego, wręcz wstrząsającego eterycznego wokalu Hannah każda nutka wrażliwości dociera do głębi serducha. Dan i Dot świadomi wokalnych możliwości swojej przyjaciółki nie szarżują z electro-popowymi aranżacjami i zawsze kierują centrum uwagi w stronę Reid. Co nie znaczy, że w warstwie muzycznej jest nudno. Oczywiście przeważa kojący i marzycielski dobór instrumentalnych środków, ale chęć pewnego eksperymentowania słychać choćby szczególnie w przecudownym "You and I", gdy refren jest wznoszony do przestworzy za sprawą dziecięcego chóru i zamaszystej sekcji smyczkowej. Zaskakuje również transowy, elektroniczny, niesztampowy odlot w kompozycji "Into Gold" – najbardziej wyczuwalny powiew świeżego powietrza na przestrzeni całego materiału. Podoba mi się również jazzowy groove w zmysłowym "Kind Of Man". Nie sposób też uwolnić się od zaraźliwej melodii wakacyjnie brzmiącego "Santa Fe" (ten chwytliwego tekst Santa Fe, Santa Fe, can you love me anyway?), zaś ciepłym brzmieniem i spowolnionym tempem utwór "LA" skutecznie przenosi wyobraźnią na Venice Beach. Niewątpliwie jednak najbardziej szarpie za emocjonalne struny i pobudza zmysły finałowa piosenka "The Greatest Love". Skromny, fortepianowo-smyczkowy początek tej kompozycji, przekształcający się dalej w instrumentalne tsunami w połączeniu z wokalną dynamiką Reid właściwie perfekcyjnie odzwierciedla poziom ambicji London Grammar.
Pulsujący, house'owy, garażowy rytm w pierwszej piosence "House" nadaje ton całemu albumowi. Hannah, wyśpiewując z przekonaniem wers This is my place, my house, my rules, nakreśla motyw poczucia i emanacji siły, który przetacza się przez cały materiał. Nie jest to zaskakujące, zważywszy, że w ciągu trzech lat od poprzedniego albumu przekroczyła trzydziestkę, wyszła za mąż i doczekała się narodzin dziecka. Ta perspektywa dojrzałej kobiety znajduje swoje ujście w wielu sugestywnych lirycznych opowieściach oraz w ciętych, ostrych i oświecających wersach. Choćby w singlowym przeboju "Kind of Man" punktuje seksizm, w oszczędnym, fortepianowym "Fakest Bitch" poruszająco podejmuje narrację przyjaźni i zdrady, a w epickim (to bujne instrumentalne crescendo!) tytułowym utworze wznosi się na wyżyny poetyckości, wyśpiewując piorunujący fragment I need you because you are a woman / And I'll hate you because you are a woman / And I'll love you because you are a woman, wbijając tym samym szpilę przejawom mizoginii. Nie trzeba jednak zagłębiać się w teksty – aczkolwiek to wskazane – by poczuć emocjonalny wydźwięk liryzmu tego krążka. Za sprawą hipnotyzującego, oszałamiającego, wręcz wstrząsającego eterycznego wokalu Hannah każda nutka wrażliwości dociera do głębi serducha. Dan i Dot świadomi wokalnych możliwości swojej przyjaciółki nie szarżują z electro-popowymi aranżacjami i zawsze kierują centrum uwagi w stronę Reid. Co nie znaczy, że w warstwie muzycznej jest nudno. Oczywiście przeważa kojący i marzycielski dobór instrumentalnych środków, ale chęć pewnego eksperymentowania słychać choćby szczególnie w przecudownym "You and I", gdy refren jest wznoszony do przestworzy za sprawą dziecięcego chóru i zamaszystej sekcji smyczkowej. Zaskakuje również transowy, elektroniczny, niesztampowy odlot w kompozycji "Into Gold" – najbardziej wyczuwalny powiew świeżego powietrza na przestrzeni całego materiału. Podoba mi się również jazzowy groove w zmysłowym "Kind Of Man". Nie sposób też uwolnić się od zaraźliwej melodii wakacyjnie brzmiącego "Santa Fe" (ten chwytliwego tekst Santa Fe, Santa Fe, can you love me anyway?), zaś ciepłym brzmieniem i spowolnionym tempem utwór "LA" skutecznie przenosi wyobraźnią na Venice Beach. Niewątpliwie jednak najbardziej szarpie za emocjonalne struny i pobudza zmysły finałowa piosenka "The Greatest Love". Skromny, fortepianowo-smyczkowy początek tej kompozycji, przekształcający się dalej w instrumentalne tsunami w połączeniu z wokalną dynamiką Reid właściwie perfekcyjnie odzwierciedla poziom ambicji London Grammar.
Czy jednak jest to najlepsze dzieło London Grammar? Przy odpowiedzi na to pytanie nabieram pewnych wątpliwości. Ostatecznie w kilku momentach chyba zabrakło mi większej iskry produkcyjnej bezkompromisowości, ale z drugiej strony i tak od kilkunastu dni nie potrafię uwolnić się od tych rozkosznych tekstur instrumentalnych, a wyśpiewane introspektywne emocje przez Reid wciąż tańczą balet w mym umyśle. Obdarzyłem ten zespół kilka lat temu wielką miłością i to uczucie znów udało im się ożywić i wzmocnić
NILÜFER YANYA – "MY METHOD ACTOR"
To doprawdy imponujące, jak z każdym kolejnym albumem Nilüfer
Yanya doprowadza swój eklektyczny gitarowy styl do poziomu
bliskiego doskonałości i nabiera zarazem większej pewności siebie
oraz zdumiewa kreatywnym, luźnym podejściem do tworzenia kolejnych
aranżacji. Po dwóch uznanych albumach "Miss Universe" i
"Painless", w których być może jeszcze nieco błądziła i szukała
odpowiedniej ścieżki (by nie było niedomówień – życzyłbym sobie,
aby każdy artysta tak błądził) na swoim trzecim krążku "My Method
Actor" londyńska artystka proponuje swoją dotychczas najbardziej
wciągającą i atmosferyczną muzyczną lekturę. Stawiane w kolejnych
piosenkach egzystencjalne, filozoficzne pytania i rozmyślanie
skąpane są w wyciszonych, bolesnych, akustycznie wybrzmiewających
dźwiękach, które w odpowiednich momentach są albo wzburzane przez
brudne gitarowe tony, przywołujące grunge'owy styl, albo
emocjonalnie wzmacniane instrumentalnymi dodatkami, z których
wyróżniają się sekcje smyczkowe. Przez te marzycielskie dźwiękowe
pejzaże Yanya prowadzi nas swoim delikatnym, gładkim wokalem,
który przyprawiał me serce o częste stany uniesienia. Jej kruchy
głos jest paradoksalnie nośnikiem zdumiewających silnych,
intensywnych i namiętnych uczuć. Nilüfer jest artystką o niewyobrażalnie otwartym umyśle,
obdarzoną przy tym niezwykłym zmysłem do kreacji
fascynujących aranżacji i intrygujących tekstów, ujmujących
szczerością, melancholią, a nawet skrytym dowcipem. Pięknie
nam się ta dziewczyna rozwija! Wspaniały album!
KRZYSZTOF ZALEWSKI – "ZGŁOWY"
Od czasu do czasu pojawiają się w eterze takie albumy, które słucha się od pierwszego
do ostatniego dźwięku z zaciśniętym gardłem i z
pęczniejącym w sercu zachwytem. "ZGŁOWY" Krzysztofa Zalewskiego należy u mnie do tego grona! Pierwsze single, a także premierowe wykonania piosenek na żywo usłyszane na Open'erze i Łódź Summer Festival wybrzmiewały już niezwykle obiecująco, ale nie spodziewałem się, że otrzymamy album tak kompletny i zachwycający od pierwszego do ostatniego dźwięku. To przede wszystkim materiał brutalnie szczery. Nie po to, by imponować. Zalewski po prostu z pokorą spogląda w przeszłość i wykłada nam lekcję życia bez zbędnych metafor. Jego rapowany śpiew i wypluwane wersy w tytułowym singlu to nie jest chęć pójścia za trendem – to przytyk w stronę modnego, młodzieżowego, beztroskiego, by nie powiedzieć (a może właśnie) bezwartościowego w przekazie hip-hopu. Dalej jednak Zalewski wraca już do typowej rockowej melodyjności, niezależnie od tego czy proponuje nam czułe ballady, czy też wlewa w serca ognistą energię. Pojawiają się tu numery nieco szyte pod najpopularniejsze stacje radiowe ("Kochaj", "Edith Piaf"), ale na szczęście nie grzęzną w mainstreamowej nijakości, a reszta materiału już właściwie szerokim łukiem omija pułapki komerchy. To jest w zdecydowanej większości mięsiście gitarowy, zadziorny album. Potrafiący jednakże też szczerze wzruszyć – kto nie uronił łezki przy piosence "Mamo" ma skamieniałe serce. Nie brakuje też celnych pomysłów wzbogacających doznania – świetnie wypadają partie dziecięcego chóru w "Nastolatku". No po prostu topka tegorocznych rodzimych premier! Czapka z głowy!
HINDS – "VIVA HINDS"
Sporo się zmieniło w hiszpańskim żeńskim
zespole Hinds w ciągu czterech lat od wydania
bardzo udanego trzeciego albumu "Prettiest
Curse". Był to okres pasma niepowodzeń. Od
blokady twórczej, po opuszczenie składu przez
perkusistkę i basistkę oraz rozwiązanie umowy
z managementem i wytwórnią płytową. Na
szczęście dla nas wszystkich liderujące
formacji gitarzystki i wokalistki Carlotta
Cosials oraz Ana Perrote nie poddały się,
odnalazły w sobie twórczą siłę i tchnęły nowe
życie w swój indie rockowy projekt. Przyjaźń,
która je łączy rozgoniła te ciemne chmury nad
Hinds i w efekcie otrzymujemy świetlisty
album, który zapoczątkował nową, ekscytującą
erę w karierze tego zespołu. Oczywiście w
liryce słychać pewne echa goryczy i walącego
się świata, ale z drugiej strony w warstwie
muzycznej przemawia siła przyjaźni. Gitarowe
kompozycje wręcz momentami zdają się być
pisane na haju wspólnej radości, wynikającej z
przetrwania wielu kryzysów. Optymistyczny
nastrój udziela się przez cały krążek, nawet
jeśli dziewczyny śpiewają o złamanych sercach.
Ten balans mroku i radości jest naprawdę
ożywczy dla Hinds. Zarazem to również
najbardziej zróżnicowany album w ich dorobku.
Nie brakuje tu bujnych garażowych gitar,
zadziornych riffów, delikatnego posmaku popu,
odpływu w bardziej marzycielskie, a nawet
synthpopowe tony, piosenek skocznych,
zwodniczych, delikatnie melancholijnych i
hulaszczych. Fajnie, że pojawiają się tu też
hiszpańskojęzyczne utwory ("Mala Vista", "En
Forma"), w których zawsze dziewczyny
wybrzmiewają rzecz jasna niezwykle naturalnie. Zresztą
wokale Carlotty i Any fantastycznie się ze
sobą uzupełniają. Największe zaskoczenie
przynoszą jednak goście, których udało się
zwerbować na ten krążek. Epizodyczna obecność
Becka w wyróżniającym się, tanecznym singlu
"Boom Boom Back" jest nieoceniona. Jeszcze
ciekawiej dzieje się w piosence "Stranger", w
której wokalnie udziela się Grian Chatten!
Jest to doprawdy inteligentne zderzenie się
gitarowej twórczości Hinds napędzanej
uśmiechem z postpunkową naturą Fontaines D.C.
To po prostu świetny, chwytliwy, melodyjny i
bardzo kreatywny album! Viva Hinds!
IKSY – "OSTATNI RAZ, KIEDY UMARŁAM,
MIAŁAM NA SOBIE LETNIE UBRANIA"
W twórczości i na nowym albumie Iksów nic nie
jest oczywiste. I ta niebanalność w podejściu do
struktur dźwiękowych i niejednoznacznej treści
lirycznej jest u tego śląskiego zespołu niezwykle
frapująca. Melodramatyzm i przewrotność potrafią
podnieść do n-tej potęgi. Bo i niby można przy tym
eklektycznym materiale zakręcić nóżką, a z drugiej
strony koncepcyjna opowieść nie tryska
optymistycznymi obrazami. Liderka i wokalistka
Agata Duda potrafi w słowo i warto zatrzymać się
chwilę dłużej przy kolejnych piosenkach, by
docenić jej pisarski kunszt.
JAKUB SKORUPA – "ZESZYT DRUGI"
Dwa lata po doskonałym debiutanckim albumie "Zeszyt pierwszy" Jakub Skorupa powrócił z zapiskami z "Zeszytu drugiego". I znów śląski wokalista i autor tekstów rozkłada na łopatki celnymi spostrzeżeniami co do otaczającego nas świata, a także porusza do bólu szczerymi opowieściami o swoich emocjach, doświadczeniach, demonach. Nostalgia i melancholia wylewają się z tego krążka wiadrami. Melorecytacje Skorupy na pograniczu rapowania zostały zaś idealnie osadzone w bardzo gęstych, klimatycznych, niespiesznych, alternatywnych teksturach. Wciągają, ale nie przyćmiewają najważniejszego elementu: słowa. A Jakub potwierdza, że jest wybitnym skrybą porzuconych na ulicy emocji, które dotykają tematów między innymi miłości, przemijania, nałogów i polskich przywar. Warto słuchać z pełnym skupieniem! Nie ma tu słabej kompozycji i zbędnej opowieści, ale na wyróżnienie zasługuje wspaniały duet z Dawidem Tyszkowskim w "Fusach" – panowie świetnie się uzupełniają. "Zeszyt drugi" jest absolutnie warty lektury!
MAREK NIEDZIELSKI – "ZABAWA MISTRZÓW"
Chyba do tej pory żaden polski
artysta, a przynajmniej ja nie
kojarzę, nie zbliżył się tak
blisko do poziomu totalnie
zblazowanego alternatywnego
indie popu. Po przesłuchaniu
"Zabawy Mistrzów" wręcz nie
sposób nie ochrzcić Marka
Niedzielskiego polskim Mac
DeMarco. Ciepłe, analogowe
brzmienie gitar zabiera nas w
podróż, podczas której Marek
dzieli się z nami bardzo
życiowymi tekstami i
spostrzeżeniami. Kolejne
kompozycje spajają się bez
wysiłku w jeden obraz, z którego
wypływa wyjątkowa przyjemność, w
której chce się człowiekowi
odprężająco taplać.
Hipnotyzujący swym iluzorycznym
spokojem i sennością album!
Drugi album modelki, aktorki i piosenkarki
Suki Waterhouse "Memoir of a Sparklemuffin" to
solidna popowa propozycja. Momentami tęskna i
senna jak twórczość Lany del Rey, a
fragmentami rozbrajająca indie-popową i
rockową, żywiołową energią. Suki zręcznie
kamufluje się w różnych odcieniach popu, a
przy tym okazuje się także niezłą tekściarką,
która nie stroni od szczerych i
introspektywnych refleksji. Co prawda trochę
ten album przydługi, ale z pewnością jest to
kolejny dobrze i pewnie postawiony krok tej artystki w
stronę mainstreamowego sukcesu.
JAMIE XX – "IN WAVES"
Aż trudno uwierzyć, że od pierwszego, euforycznego, wypełnionego tęczowymi emocjami solowego albumu "In Colours" Jamiego xx minęła niemal dekada. Oczywiście artysta nie próżnował przez ten czas. Z The xx skomponował krążek "I See You", a po zawieszeniu działalności zespołu skupiał się na mniejszych projektach, koncertowało solo (jego występ na On Air jednak nieco rozczarował), wspomagał swoich przyjaciół z macierzystego zespołu w solowych debiutach. Po zacnych albumach "Hideous Bastard" Olivera Sima (2022) i "Mid Air" Romy, przyszedł wreszcie czas na nowy krążek Jamiego "In Waves". I zgodnie z tytułem płyniemy z brytyjskim producentem między falami wyciszonych, medytacyjnych, błogich elektronicznych emocji a parkietową, orzeźwiającą euforią. Kilka razy dobijamy do brzegu absolutnych bangerów. Wyróżnia się przede wszystkim przefiltrowana przez klimaty disco kompozycja "Life" z udziałem wspaniałej Robyn. Pozytywną energią zaraża również kapitalna kolaboracja z The Avalanches w "All You Children". Świetnie buja również "Baddy On The Floor" z Honey Dijon. Mamy również nieformalny powrót The xx w żywiołowej piosence "Waited All Night"! Momenty leniwego elektronicznego groove'u ("Dafodil"!) również wybrzmiewają przekonująco i ostatecznie cały album potrafi wprawić w transcendentalny stan i ukazać uzdrawiającą moc muzyki tanecznej. Perfekcyjnie dopracowane dzieło! Jamie xx porwał mnie bardziej niż konkurencyjny krążek Freda Againa.. "ten days".
➖ ➖ ➖
DEBIUTY
THE HEAVY HEAVY – "ONE OF A KIND"
Zespół The Heavy Heavy zwrócił mą uwagę dwa lata temu EP-ką "Life and
Life Only", która urzekła mnie zgrabnym połączeniem bluesa, soulu,
psychodelicznego rocka i słonecznego popu. Przy ich twórczości od razu
nasuwają się oczywiste porównania do Fleetwood Mac, The Mamas & The
Papas, czy choćby Jefferson Airplane. Na swoim debiutanckim albumie "One
of a Kind" jeszcze bardziej wciągają w marzycielski ocean ponadczasowych
kompozycji o posmaku przełomu lat 60. i 70.. Odtwórcze? Nic bardziej
mylnego, bo pięcioosobowa grupa z Brighton gra ze szczerą pasją i czuć, że
kolejne piosenki wypływają prosto z głębi ich serc. Trzeba przy tym im
oddać, że ich nostalgiczne rytmy są porywające, a harmonie wokalne Georgie
Fuller i Williama Turnera magiczne! Gwarantuję, że po przesłuchaniu singla
"Happiness" zapragniecie więcej. Ta retro rockowa podróż po prostu
zachwycająco unosi w stronę południowo-kalifornijskich słonecznych
promieni! Wspaniały debiut!
FAT DOG – "WOOF."
Na swoim debiutanckim albumie Fat Dog proponują istny rave'owy
postpunk, który mógłby śmiało stanowić za soundtrack kolejnej
części Mortal Kombat. Zderzenie Idles i Vlure podniesione do
kwadratu! Piorunujący, szalony, eskapistyczny, niepoważnie
odjechany materiał wypełniony kompozycjami, które – znów
nawiązując do serii Mortal Kombat – wyprowadzają grad ciosów
fatality (brutalne uderzenia, śmiertelnie kończące pojedynek).
Lepiej zapnijcie pasy, załóżcie kask i usiądźcie wygodnie przed
odsłuchem... Wściekła i euforyczna energia "WOOF." jest wprost nie
do okiełznania! Poczułem ją na żywo podczas ich wybuchowego
koncertu na Open'erze i to wprost niesamowite, że udało się ją im uchwycić w studyjnych warunkach. Serio, totalnie
po przesłuchaniu czułem się, jakby ktoś zdetonował bombę w moim umyśle.
➖ ➖ ➖
EP-KI / MINIALBUMY
ANGIE MCMAHON – "LIGHT SIDES"
Australijska piosenkarka Angie McMahon zaprezentowała EP-kę z piosenkami, które powstały podczas prac nad pięknym zeszłorocznym albumem "Light, Dark, Light Again", ale nie znalazły miejsca na tamtym krążku. A śmiało mogłyby! Bo jest to zestaw pięciu doprawdy cudnych kompozycji zatopionych w zachwycającej intymnej wrażliwości McMahon. Zwłaszcza pierwsza piosenka "Beginner" urzeka swoją marzycielską aurą i szybującą wokalizą Angie. Niemniej wszystkie utwory są warte bliższego poznania i stanowią znakomite uzupełnienie poprzedniego longplaya. Nie ukrywam, że mam słabość i uwielbiam tę artystkę!
➖ ➖ ➖
SINGLE
LOR – "DRUGI TANIEC"
Dziewczyny z Lor potrafią w kruszące serca ballady! A ta w połączeniu
ze sceną w połączeniu ze sceną w filmie "Drużyna A(A)" nabiera
głębokiego emocjonalnego wymiaru. Premiera albumu "Żony Hollywood" już 11 października!!! Ach!
LINKIN PARK – "THE EMPTINESS MACHINE" / "HEAVY IS THE
CROWN"
Emocji i dyskusji wokół powrotu Linkin Park sporo, ale koniec
końców w moim odczuciu obecność Emily Strong broni się muzycznie. Powiem, nawet więcej, dwa pierwsze single
wzbudziły u mnie wstępną ekscytację. Album "From Zero" ukaże się 15
listopada.
THE CURE – "ALONE"
Pierwszy singiel od 16 lat! Bezbłędny! 1 listopada premiera albumu "Songs Of A Lost World"!
BON IVER – "SPEYSIDE"
Przepiękny powrót Justina Vernona w jego starym, oszczędnym,
folkowym stylu! To zapowiedź EP-ki "‘SABLE", która ukaże się 18 października.
ISAAC GRACIE – "FOR YOU, PATIENTLY" / "SLIDE"
Dwie ładne zapowiedzi EP-ki "waste of shame" (18.10). Ciekawostka taka, że kompozycja
"Slide" zrodziła się ze współpracy z... Mike'em i Benem z
Royal Blood!
LEON BRIDGERS – "LAREDO"
Najpiękniejszy dla mnie song Leona z dotychczasowych zapowiedzi
nowego albumu.
MEN I TRUST – "HUSK"
Błogo!
HEIMA – "ŚWIAT Z TEKTURY"
Piosenka z istotnym przekazem! I zarazem zapowiedź ep-ki o tym
samym tytule (17.10).
WIKTORIA ZWOLIŃSKA – "PRZYPADKIEM"
Przypadkiem Wiktora znów napisała poruszającą
kompozycję.
SOCCER MOMMY – "DRIVER"
Wszystko się tu zgadza!
FRANZ FERDINAND – "AUDACIOUS"
Przyzwoita zapowiedź albumu "The Human Fear", który ujrzy światło dzienne 10 stycznia!
WARHAUS – "WHERE THE NAMES ARE REAL"
Warhaus bardzo szybko powraca z nowościami i zapowiedzią krążka
"Karaoke Moon". Premiera już 22 listopada!
SUJKA – "DZIEWCZYNY"
Sujka, żona Błażeja Króla, z pierwszą zapowiedzią jej nowego
solowego materiału! Świetna energia i zacna liryka!
SONBIRD – "MIMO TO"
Pierwszy singiel wypuszczony jako trio, po odejściu ze
składu Kamila Worka. Bardzo pozytywny i porywający! Wiosna
przyszłego roku będzie należała do chłopaków!
LIA SKY – "SHE'S LOST"
Kolejny brawurowy singiel od tej młodej artystki, której
szczerze kibicuję!
FATHER JOHN MISTY – "SCREAMLAND"
Już 22 listopada ukaże się nowy krążek
"Mahashmashana"!
KASIA LINS – "TRUCIZNA"
Kasia zapowiada wersję deluxe "Omenu"! I to muzyczną
trucizną, którą łykałbym codziennie!
DAWID TYSZKOWSKI – "CHCIAŁBYM Z TOBĄ STWORZYĆ DOM"
Album numer dwa na horyzoncie! Należy spodziewać się
kolejnego wrażliwego materiału!
SPRINTS – "FEAST"
Debiut z początku roku wciąż sieje zamęt w mym umyśle. W
zespole w tym czasie doszło do zmiany gitarzysty, ale
nowym singlem rozwiewają wszelkie wątpliwości – wciąż
drzemie w nich druzgocząca gitarowa moc!
THE SHERLOCKS – "MAN ON THE LOOSE"
Sympatyczne chłopaki z The Sherlock zapowiadają kolejny
album "Everything Must Make Sense!"! Premiera 21
lutego!
KATHIA – "LISTOPAD"
Można zapętlać do listopada, a nawet dłużej!
NIEVE ELLA – "GANNI TOP (SHE GETS WHAT SHE NEEDS)"
Z coraz większą uwagą przypatruję się poczynaniom tej
artystki.
PORRIDGE RADIO – "A HOLE IN THE GROUND"
Miażdżący emocjonalnie.
BEN HOWARD – "HOW ARE YOU FEELING?"
Niepublikowany wcześniej utwór, stanowiący dla Bena
symboliczne przejście między albumami "I Forget Where We
Were" i "Noonday Dream".
➖ ➖ ➖
WYDARZENIA MIESIĄCA
RELACJE KONCERTOWE
Na blogu pojawiły się relacje z koncertów:
OGŁOSZENIA KONCERTOWE
Wybrane ogłoszenia:
Franz Ferdinand, Progresja, Warszawa, 25.02.2025
Nieve Ella, Hydrozagadka, Warszawa, 17.02.2025
Jamie xx, Hala MTP 3, Poznań, 15.03.2025
Warhaus, Stodoła, Warszawa, 26.03.2025
Oscar And The Wolf, Progresja, Warszawa, 11.02.2025
Sylvie Kreusch, Pod Minogą, Poznań, 09.03.2025 / Hydrozagadka,
Warszawa, 10.03.2025 / Łącznik, Wrocław,
11.03.2025
Justin Timberlake, Stadion Narodowy, Warszawa, 17.06.2025
Miles Kane, Niebo, Warszawa, 09.11.2024 / Kwadrat, Kraków, 10.11.2024 /
2Progi, Poznań, 11.11.2024
Soccer Mommy, Klub Hybrydy, Warszawa, 22.05.2025
Imagine Dragons + Declan McKenna, Stadion Narodowy, Warszawa, 18-19.07.2025
Hans Zimmer, Tauron Arena Kraków, 15.03.2026 (!)
➖ ➖ ➖
WYRÓŻNIENIA + PLAYLISTA MIESIĄCA
Pozostałe interesujące wydawnictwa z minionego miesiąca w telegraficznym
skrócie:
Dla pragnących melodyjnego indie popu:
BLOSSOMS – "GARY".
Dla poszukujących emocjonalnej elektroniki:
FRED AGAIN.. – "TEN DAYS".
Dla sympatyków kominkowych folkowych żeńskich harmonii:
JULIA PIETRUCHA, MARTA ZALEWSKA – "NEONOVA".
Dla fanów albumów–poduszeczek i zacnej polskiej
liryki:
NOSOWSKA/KRÓL – "KASIA I BŁAŻEJ".
Dla poszukujących kolejnego solidnego postpunkowego
debiutu:
GURRIERS – "COME AND SEE".
Dla miłośników jazzu i nie
tylko: EZRA COLLECTIVE – "DANCE, NO ONE'S WATCHING".
Dla spragnionych kunsztownych
songwriterskich
opowieści: CHRISTIAN LEE
HUTSON – "PARADISE POP.10".
I oczywiście na koniec zapraszam Was do przejrzenia i
przesłuchania mojej
tradycyjnej playlisty, którą na bieżąco uzupełniałem przez cały miesiąc!
Przypominam, że w pierwszej kolejności wyszczególniam albumy
i EP-ki (maksymalnie 5 utworów z poszczególnych pozycji), a
w dalszej kolejności prezentuję single, w tym te, które nie
załapały się w moich powyższych wyróżnieniach, a które
również są warte sprawdzenia! Wybory oczywiście skrajnie
subiektywne!
Podróże Muzyczne
05.10.2024