PM recenzują: London Grammar – The Greatest Love

/
0 Comments
Podróże Muzyczne recenzują: London Grammar – The Greatest Love

 

 Podróże Muzyczne recenzują: 

London Grammar – The Greatest Love

 

 
Trio London Grammar od momentu wydania debiutanckiego albumu "If You Wait" w 2013 roku na dobre rozgościło się w indie-popowej czołówce i za sprawą kolejnych wydawnictw "Truth Is a Beautiful Thing" (2017) oraz "Californian Soil" (2021) przez dekadę gruntowali swoją pozycję w muzycznym świecie. Pokochałem ich za subtelne i rozległe elektroniczne pejzaże, malowniczo prowadzoną gitarę, głęboką liryczną emocjonalność i od lat przede wszystkim imponuje mi nieziemski wokal Hannah Reid. Zespół współtworzony przez Dominica Majora i Dana Rothmana od samego początku doskonale wybadał swoje atuty i ściśle trzyma się obranemu na początku swej podróży stylowi. Nie mają rewolucyjnych zapędów, ale zarazem w doskonały sposób potrafią odnaleźć i doskonalić różnorodność w obrębie swojego własnego charakterystycznego brzmienia. Ich najnowszy album "The Greatest Love" jest tego kolejnym znakomitym przykładem. 

Pulsujący, house'owy, garażowy rytm w pierwszej piosence "House" nadaje ton całemu albumowi. Hannah, wyśpiewując z przekonaniem wers This is my place, my house, my rules, nakreśla motyw poczucia i emanacji siły, który przetacza się przez cały materiał. Nie jest to zaskakujące, zważywszy, że w ciągu trzech lat od poprzedniego albumu przekroczyła trzydziestkę, wyszła za mąż i doczekała się narodzin dziecka. Ta perspektywa dojrzałej kobiety znajduje swoje ujście w wielu sugestywnych lirycznych opowieściach oraz w ciętych, ostrych i oświecających wersach. Choćby w singlowym przeboju "Kind of Man" punktuje seksizm, w oszczędnym, fortepianowym "Fakest Bitch" poruszająco podejmuje narrację przyjaźni i zdrady, a w epickim (to bujne instrumentalne crescendo!) tytułowym utworze wznosi się na wyżyny poetyckości, wyśpiewując piorunujący fragment I need you because you are a woman / And I'll hate you because you are a woman / And I'll love you because you are a woman, wbijając tym samym szpilę przejawom mizoginii. Nie trzeba jednak zagłębiać się w teksty – aczkolwiek to wskazane – by poczuć emocjonalny wydźwięk liryzmu tego krążka. Za sprawą hipnotyzującego, oszałamiającego, wręcz wstrząsającego eterycznego wokalu Hannah każda nutka wrażliwości dociera do głębi serducha. Dan i Dot świadomi wokalnych możliwości swojej przyjaciółki nie szarżują z electro-popowymi aranżacjami i zawsze kierują centrum uwagi w stronę Reid. Co nie znaczy, że w warstwie muzycznej jest nudno. Oczywiście przeważa kojący i marzycielski dobór instrumentalnych środków, ale chęć pewnego eksperymentowania słychać choćby szczególnie w przecudownym "You and I", gdy refren jest wznoszony do przestworzy za sprawą dziecięcego chóru i zamaszystej sekcji smyczkowej. Zaskakuje również transowy, elektroniczny, niesztampowy odlot w kompozycji "Into Gold" – najbardziej wyczuwalny powiew świeżego powietrza na przestrzeni całego materiału. Podoba mi się również jazzowy groove w zmysłowym "Kind Of Man". Nie sposób też uwolnić się od zaraźliwej melodii  wakacyjnie brzmiącego "Santa Fe" (ten chwytliwego tekst Santa Fe, Santa Fe, can you love me anyway?), zaś ciepłym brzmieniem i spowolnionym tempem utwór "LA" skutecznie przenosi wyobraźnią na Venice Beach. Niewątpliwie jednak najbardziej szarpie za emocjonalne struny i pobudza zmysły finałowa piosenka "The Greatest Love". Skromny, fortepianowo-smyczkowy początek tej kompozycji, przekształcający się dalej w instrumentalne tsunami w połączeniu z wokalną dynamiką Reid właściwie perfekcyjnie odzwierciedla poziom ambicji London Grammar. 

Czy jednak jest to najlepsze dzieło London Grammar? Przy odpowiedzi na to pytanie nabieram pewnych wątpliwości. Ostatecznie w kilku momentach chyba zabrakło mi większej iskry produkcyjnej bezkompromisowości, ale z drugiej strony i tak od kilkunastu dni nie potrafię się uwolnić od tych rozkosznych tekstur instrumentalnych, a wyśpiewane introspektywne emocje przez Reid wciąż tańczą balet w mym umyśle. Obdarzyłem ten zespół kilka lat temu wielką miłością i to uczucie znów udało im się ożywić i wzmocnić. A za miesiąc koncert w Berlinie... Trzymajcie kciuki, by tym razem (odwołane koncerty na Colours of Ostrava i Tempelhofie wciąż bolą) wszystko poszło zgodnie z planem!

PS Wersja deluxe "The Greatest Love" została wzbogacona o dwie kompozycje: "Players And Losers" i "Keep On Dreaming", które śmiało mogłyby – zwłaszcza ta druga swą kreatywną elektroniczną mozaiką i szybującym efektem wokalnym – nieco bardziej urozmaicić standardową wersję. Dodatkowo jeszcze otrzymujemy wersję demo piosenki "House", po której przesłuchaniu zastanawiam się, czy finalna produkcja tego albumu nie mogłaby być ciut bardziej dopieszczona...

Ocena: 8/10 











Sylwester Zarębski
Podróże Muzyczne 
02.10.2024


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.