Podróże Muzyczne relacjonują: Lor z trasą Żony Hollywood w Poznaniu, Blue Note, 20.10.2024!

/
0 Comments
Podróże Muzyczne relacjonują: Lor z trasą Żony Hollywood w Poznaniu, Blue Note, 20.10.2024!
 
 
 

 Podróże Muzyczne relacjonują: Lor z trasą Żony Hollywood w Poznaniu, Blue Note, 20.10.2024!

 
 
 
Październikowy koncert zespołu Lor w Poznaniu był dla mnie w tym roku już piątym spotkaniem (trzecim w stolicy Wielkopolski!) z tymi utalentowanymi i sympatycznymi dziewczynami. Cały czas ciepło wspominam poprawiny w krakowskim Klubie Studio, występ w ramach Next Festa połączony ze świętowaniem mych urodzin, piękny występ z gościnnym udziałem Dawida Tyszkowskiego przy malowniczo zachodzącym majowym słońcu w ramach serii koncertów Sceny nad Rusałką, a także spontaniczny wypad do Gdańska w lipcu, by w Starym Maneżu pożegnać się z erą "Panien Młodych". Erą, która trwała zaledwie kilka miesięcy! Wszak jeszcze rok temu o tej samej porze w poznańskim klubie Blue Note celebrowaliśmy wspaniały polskojęzyczny materiał z tego drugiego longplaya Loru, a tu już proszę, ponownie wypełniliśmy do ostatniego miejsca tę miejscówkę, by świętować premierę nowego albumu "Żony Hollywod"! Szalona sytuacja! 
 
Po premierze "Panien Młodych" dziewczyny nie spoczęły na laurach, a wręcz nabrały widocznej ochoty na więcej i mimo całkiem intensywnej promocji przełomowego drugiego albumu, odnajdywały czas, by pracować w studiu, wypuszczać kolejne single, a nawet skomponować dwie kompozycje do filmu "Drużyna A (A)", w którym to zresztą dane im było zaliczyć epizodyczne role! Wszystko to się idealnie poskładało w materiał "Żony Hollywood", który w pierwszej połowie jest przedłużeniem kompozycyjnych form z "Panien Młodych", a w drugiej krokiem w stronę bardziej popowych produkcji. Przy tym dziewczyny nie zatraciły swojej artystycznej szlachetności, poetyckie teksty Pauliny dalej są pretekstem do wielu refleksji, a folkowa wrażliwość zgrabnie łączy się popową estetyką i przebojowością. Ale i nie zabrakło również zaskoczeń. No bo chyba tylko one mogłyby wpaść na pomysł ikonicznego (może nawet kontrowersyjnego) featuringu z braćmi Golec uOrkiestra ("Na drogę"), czy też dograć do piosenki "$hrek 2" głos samego Zbigniewa Zamachowskiego! Nie czas i miejsce jednak na pogłębioną analizę tego albumu (recenzencki list miłosny się tworzy!). Pora od razu odpowiedzieć na pytanie, jak premierowe kompozycje wypadały w wersji live w Poznaniu i co nowego przygotowały nam dziewczyny w związku z tą hollywoodzką erą.  

Już pierwszy rzut oka na scenę w Blue Note zdradzał przełomową nowinkę, choć fani uważnie obserwujący Lor w social mediach zaskoczeni nie byli – oto bowiem dziewczyny doczekały się wsparcia żywej perkusji! Za chwilę do niej wrócę, ale jeszcze przed startem koncertu zaintrygowała mnie obecność drugich skrzypiec na scenie. Zagadka rozwiązała się już na samym początku koncertu. Otóż po zameldowaniu się bohaterek wieczoru na scenie usłyszeliśmy w pierwszej kolejności atmosferyczne, cudne instrumentalne intro otwierające płytę "Żony Hollywood" właśnie z wykorzystaniem obu smyczków, którymi zaopiekowały się Julia Błachuta i Jagoda Kudlińska. Julia oczywiście przez dalszą część koncertu zachwycała nas finezyjnymi, smyczkowymi pejzażami, a Jagoda, począwszy od przepięknej ballady "Twój Dom", czarowała nas swoim niebiańskim wokalem. A wszystko to przy wsparciu kompozycyjnego kręgosłupa zespołu, czy Julii Skiby za fortepianem i Pauliny Sumery za basem. No i perkusji! Właśnie dopiero po tym delikatnym, emocjonalnym wstępie Paulina zaprosiła na scenę  perkusistę Adama Stępniowskiego (możecie go kojarzyć choćby z występowania z Patrickiem The Pan), który, wyłaniając się z backstage'u, w pierwszej chwili zachwycił (szczególnie zapewne żeńską część publiczności) swoim dżentelmeńskim uśmiechem i eleganckim garniturem z przyszywanymi perłami! Ba, wręcz pewnie był "przymuszony" do wdziania tego kostiumu przez dziewczyny, by dopasować się do ich hollywodzkiego dress codu (do którego również wystroiła się część publiki). No właśnie, muza muzą, ale dziewczyny bardzo dbają o ten wizerunek sceniczny. Weselne suknie zostały porzucone, ale dalej, zgodnie z obłędną sesją zdjęciową do nowego albumu, dziewczyny stawiają na biel, choć tym razem prezentowaną poprzez bardziej salonowe suknie. Z takimi kieckami to właściwie mogłyby podbijać czerwony dywan na Oscarach albo Grammy! Olśniewająco prezentowały się na scenie! Wracając jednak do przebiegu koncertu... Już przy ciepło przyjętym utworze "Nikt" można było docenić nienaganną i odpowiednio stonowaną grę Adama za bębnami. Zdecydowanie swoją obecnością dodawał kolejnym kompozycjom nutki zespołowej organiczności. Oczywiście twórczość dziewczyn jest już obecnie na tyle produkcyjnie bogata, iż wciąż pewne instrumentalne dodatki dokładane są z offu, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Zapuszczone trąbki z kompozycji "Na drogę" dodawały fajnej głębi, choć już partie wokalne braci Golec wzięła na siebie Jagoda – słuszne rozwiązanie. A sama w sobie kompozycja jest na tyle beztroską i ponadczasową pieśnią biesiadną, iż refrenowa przyśpiewka od razu porywała wszystkich do rozgrzewania gardeł. 

Kolejny fragment koncertu został zdominowany przez piosenki z "Panien Młodych". Teksty "Mło(dości)" i "Appaloosy" z przejęciem były śpiewane przez fanów, a od wzruszającej "Bombendy" przez kołyszącą "Romantyczność", kruszącą, tęskną "Helcię", nostalgiczny "Cinnamon" z debiutanckiej płyty "Lowlight" (wybrany w drodze głosowania między "Windmillem") i wreszcie dotykający głębi serca i powodujący drżenie rąk – szczególnie jeśli zna się filmowy kontekst – premierowy "Drugi taniec" zostaliśmy opleceni pajęczymi nićmi smutku i melancholii. Bardzo w tej balladowej sekcji doceniłem pomysł powrotu do idei nieklaskania z pierwszych koncertów Loru, o której zastosowanie zostaliśmy poproszeni przez Paulinę między utworami "Helcia" a "Cinnamon". Zbudowało to przez chwilę niezwykle intymną atmosferę. 
 
W jednym z ostatnich wywiadów, komentując swój zwrot w stronę popowej estetyki, dziewczyny stwierdziły, że istnieją w życiu przecież też inne emocje niż tylko smutek i zgodnie z tą myślą druga połowa koncertu zabrała nas w bardziej imprezowy wymiar twórczości Loru. I to był od razu wjazd z kowbojskiego buta! W rozwiniętym o fortepianowe intro "Nanana" próżno może szukać lirycznej głębi, ale z drugiej strony przewrotność tej kompozycji i jej melodia w stylu country bezpośrednio zaprasza do tańców w kółeczku i weselnego wężyka. Co prawda na takie wyczyny w szczelnie wypełnionym Blue Note nie było miejsca, ale i tak czułem, jak publiczność rwie się do szalonych wygibasów. Nóżki ochoczo podrygiwały również przy figlarnej melodii piosenki "Niczego nie rozumiem", której tytułowy wers na samym finiszu chóralnie powtarzaliśmy czterokrotnie z coraz większą intensywnością. To była jednak tylko przygrywka przed "Fanfiction" poprzedzonym instrumentalnym interludium. Odnoszę wrażenie, że z każdym kolejnym koncertem tekst tego utworu (szczególnie fraza A skoro jesteśmy tu, to może weźmiemy ślub? / Mogę urodzić ci dzieci / Bo ja cię uwielbiam tak, że mógłby nie istnieć świat / Że mógłby przestać się kręcić) jest wyśpiewywany przez publiczność z coraz większym fanatyzmem (w tym jednak pozytywnym znaczeniu), który wywołuje na twarzach u dziewczyn szeroki uśmiech. Z niewiele mniejszą zaciekłością wykrzyczeliśmy również wers Tylko nie mów mi, jak mam żyć z "Przedwczoraj", a żarliwie rytmiczne oklaski (niemal jak u Nicka Cave'a w "Weeping Song") niosły się przez cały klub. Ten utwór został poprzedzony oczywiście zwyczajowym dialogiem Pauliny z publicznością. Generalnie przez cały wieczór Sumera rozbrajała atmosferę swoją zacną stand-uperską formą. Co prawda już nie chwyta za mikrofon po każdym utworze, lecz co drugi, ale to tylko korzystnie wpłynęło na dynamikę tego dwugodzinnego (!) koncertu. Bardzo okazale wypadł mój faworyt z premierowych kawałków albumu "Żony Hollywood", czyli "My, «artyści»". To wprost niesamowite, jaką doskonałą znajomością tekstu, po dość stosunkowo krótkim okresie od premiery krążka, popisywali się fani. Chór z końcówki studyjnej wersji został idealnie zastąpiony przez nasz gromki, ciarkogenny śpiew! Wow! Aż chyba same dziewczyny wydawały się tym szczerze zdumione. Finał podstawowej części seta to już hit za hitem. "$hrek 2" niezawodnie porwał i podniósł temperaturę koncertu, przed przebojowością pulsującej pozytywną energią kompozycji "Uciekaj" no nie ma ucieczki, a "Trafalgar Square" ze zręcznie wplecionym przedstawieniem zespołu milutko rozkołysało skocznym rytmem. Koncertowa euforia sięgnęła niemal zenitu! A jeszcze na koniec dziewczyny pozostawiły niespodziankę... 
 
Na bisy pojawiły się na scenie w towarzystwie jedynej w swoim rodzaju – ubranej oczywiście w białą sukienkę – Zuty! A co więcej,  ta coraz bardziej popularna poznańska artystka świętowała tego dnia swoje urodziny! I to jeszcze wspólnie z obecną pod sceną teściową! A i wśród publiczności znalazł się jeszcze jeden solenizant! Z tej racji odśpiewaliśmy trzykrotnie "Sto Lat" w bardzo przyspieszonym tempie! Warto dopowiedzieć jeszcze, że Zuzanna Lipowicz ten dzień feralnie rozpoczęła od wylądowania na SOR-ze... Na szczęście zdrowie i jej determinacja pozwoliła na tę wieczorną, urodzinową fetę i wspólne wykonanie z Lorem przeboju "PAM PAM PAM". Oczywiście Zuta przejęła fragmenty Dawida Tyszkowskiego i muszę przyznać, że zaśpiewała je na tyle imponująco, że na miejscu dziewczyn zastanowiłbym się nad nagraniem nowej wersji tego kawałka! Oczywiście nie zabrakło przy tym śpiewnej rywalizacji podzielonej w połowie publiczności, którą zdecydowanie wygrała strona Zuty! A i jeszcze bardzo spodobało mi się przedłużenie tej kompozycji o dodatkowy refren! Rewelacja! Po ostatnim dźwięku wybrzmiały owacyjne oklaski, dziewczyny nie kryły swojej radości, u Zuty pojawiły się szczere łzy wzruszenia, a Adam wyskoczył zza perkusji do wspólnego przytulańca i niskich ukłonów! Kłaniać to jednak powinniśmy się my za tak przepiękny, emocjonalny i porywający koncert! 
 
Niby to już moje dziewiętnaste spotkanie z Jagodą Kudlińską, Julią Skibą, Julią Błachutą i Pauliną Sumerą od 2016 roku, ale znów wyjątkowe na tle wszystkich poprzednich. Swoją drogą właściwie nie przydarzył się nigdy co do joty taki sam powtarzalny koncert w ich wykonaniu. A ten występ oczywiście był nadzwyczajny przede wszystkim za sprawą tej celebracji premiery albumu "Żony Hollywood". Potencjał części utworów z tej płyty był już doskonale znany z poprzednich koncertów, ale pozostałe premierowe kompozycje doprawdy świetnie wkomponowały się w dotychczasowy repertuar i były przyjmowane przez publiczność tak, jakby istniały od zawsze! Sceniczny egzamin zaliczony na szóstkę! No i co mogę więcej powiedzieć? Moja miłość oraz zaufanie do dziewczyn nie zna granic, a one zawsze odpłacają się koncertami, które doprowadzają mnie na skraj różnorodnych emocji. Od ocierania łez wzruszenia po wybuchy śmiechu, taneczne pozy i zdarte gardło! Z dumą też obserwuję, jak wokół nich rośnie oddany fanbase. To jest niesamowita historia, która ma jeszcze przed sobą wiele ekscytujących rozdziałów!
 
Dzięki dziewczyny za to kolejne spotkanie i już niecierpliwie odliczam do Inside... A nie... Czekajcie... Organizatorzy gdańskiego festiwalu sprawili mi tu psikusa, clashując występ Lor z Black Pumas... A Paulina zagroziła, że jeśli pojawię się na ich koncercie, a nie na amerykańskiej kapeli to dostanę bana... Ale może to i lepiej, bo mój jubileuszowy 20. koncert Loru zbiegnie się z ich świętowaniem 10. urodzin w warszawskiej Stodole! Ha! To dopiero będzie impreza! Do zobaczenia 10 stycznia! Polecam Wam Podróżujący oczywiście koncerty z całej trasy, ale ten występ w stolicy zapowiada się na niezwykłe wydarzenie! Proszę mi uwierzyć na słowo! 
 
PS Nagrania i rolkę z tego poznańskiego koncertu znajdziecie w wyróżnionych relacjach na moim profilu na Instagramie. 
 
PS 2 Pozdrowionka i podziękowania dla Podróżujących Agnieszek za towarzystwo i pomoc w realizacji materiałów!   



 
Sylwester Zarębski
Podróże Muzyczne 
29.10.2024


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.